poniedziałek, 23 listopada 2015

ROZDZIAŁ 19

*Violetta*

Nie mogę już patrzeć jak Tini się męczy. Dlatego dzisiaj postanowiłam poważnie porozmawiać z Jorge. Ja nie wiem, czy on na prawdę nie zauważył że ona cierpi, czy robi to specjalnie? Nie wiem, na prawdę nie wiem. Powinnam wypytać o niego Diego, ale najlepiej będzie jak porozmawiam z nim osobiście. Wiem, że mnie nie będzie umiał okłamać. Doskonale umiem rozpoznać po oczach, gdy ktoś kłamie i on o tym wie. Tak więc kiedy tylko dotarłyśmy na miejsce dopadłam Jorge'a i zaciągnęłam go na spacer.
- Violu, zaraz mamy kręcić moją scenę - zaprostestował chłopak.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałam zdenerwowana. Zdziwił się.
- O co chodzi? - zapytał.
- Posłuchaj uważnie. Chodzi o Martinę. Ona...
- Jorge! - zawołał jeden z techników. - Gdzie się podziewasz? Zaczynamy kręcić, szybko na plan!
Ehh, no i klops. Sprzątnął mi go sprzed nosa. No cóż, porozmawiamy później. Teraz powinnam poszukać mojego chłopaka, dawno go nie widziałam. Weszłam na plan zdjęciowy i okazało się, że dziś cały dzień ma zajęty i możemy spotkać się dopiero wieczorem. Zrezygnowana zabrałam torebkę i skierowałam się do wyjścia. Nagle ktoś dogonił mnie i zasłonił mi oczy. Poznałam zapach jego perfum i roześmiałam się. 
- Tak się cieszę że tu jesteś - powiedziałam do chłopaka. Leon odsłonił moje oczy i uśmiechnął się promiennie.
- Wracasz sama? - zapytał.
- Niestety tak. Diego jest dziś cały dzień zajęty a reszta naszej paczki wstanie dopiero za kilka godzin, przecież są w innej strefie czasowej. Nie mam nic do roboty. 
- W takim razie zapraszam cię do kawiarnii. Lody zawsze poprawiały ci humor.
- Jesteś kochany - uśmiechnęłam się promienie. - z wielką chęcią z tobą pójdę.
Tak więc to popołudnie spędziliśmy razem. Po lodach przeszliśmy się do parku i śpiewaliśmy "Hoy somos mas" tańcząc i spacerując. Byłam szczęśliwa. Cieszyłam się, że chociaż Leon z mojej starej paczki został przy mnie i miałam z kim porozmawiać i pośpiewać. Na koniec zaprosiłam go do domu.
- Wiesz co, miałam dziś wieczorem dzwonić do Francesci, a potem do Camili, Ludmiły i na końcu do taty. Może chciałbyś mi towarzyszyć? 
- Jasne, dawno z nimi nie rozmawiałem. Może kupimy jakieś chipsy?
- Świetny pomysł. Cebulowe?
- Cebulowe - roześmiał się. Oboje kochamy ten sam smak chipsów. Tak więc kupiliśmy przekąski i wróciliśmy do domu. Włączyłam laptop i zrobiłam koktajle. Wsypałam chipsy do miski i usiadłam wygodnie z Leonem na kanapie. Rozmawialiśmy bardzo długo z wszystkimi na wspólnym czacie. W końcu jednak przyjaciele musieli iść na plażę, a tata z Angie na spacer. U nas była już godzina 21:00, ale mojemu koledze nie chciało się wracać do domu. Postanowiliśmy więc obejrzeć jakiś film ale wtedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Poszłam otworzyć i na progu zobaczyłam mojego chłopaka... z miną, która nie wróżyła nic dobrego.

- Diego - powiedziałam zaskoczona - co ty tutaj robisz?
- Nie odbierałaś ode mnie telefonu - powiedział z wyrzutem patrząc najpierw na mnie, a później na Leona. O kurczę, faktycznie. Zupełnie o nim zapomniałam.
- To ja już sobie pójdę - odezwał się Leon - do zobaczenia - rzucił na pożegnanie i wyszedł. Spojrzałam w oczy Diego. Były smutne i złe.
- Diego, ja...
- Nic nie mów - przerwał mi - nie tłumacz się. Chcę tylko wiedzieć, czy coś do niego czujesz. 
- Nie, jasne że nie, Leon to tylko kolega - zapewniłam.
- To dobrze. Już się bałem że cię stracę - rzekł ze smutkiem. Przytuliłam go.
- Nie stracisz mnie - obiecałam wtulona w jego pierś. Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili puścił mnie.
- Muszę już iść, jestem zmęczony - wyjaśnił.
- Dobrze - odparłam - dobranoc - dodałam.
- Dobranoc - uśmiechnął się słodko i pocałował mnie w czoło. Następnie wyszedł a ja zamknęłam za nim drzwi. Dlaczego poczułam smutek, skoro z Leonem na prawdę nic mnie nie łączy? Jestem zmęczona, mam dość myślenia o związkach. Postanowiłam wziąć prysznic i tak też zrobiłam. 

*Następnego dnia*


Wstałam dość późno, bo nie miałam nic ciekawego do roboty. Do rozpoczęcia pracy na planie nadal pozostało mi ponad dwa tygodnie, więc zaczęłam się zastanawiać, czy nie pojechać do Włoch albo do Brazylii do moich przyjaciółek, chociaż na kilka dni, póki mam wolne. Zabrałabym ze sobą Leona, ale nie wiem, kiedy on zaczyna nagrania. Chyba trochę wcześniej niż ja, no ale najwyżej wróciłby wcześniej. Rozważałam tą propozycję jedząc grzanki z dżemem truskawkowym i popijając jakimś napojem. Następnie ubrałam się w luźne spodenki dżinsowe, jakąś fioletową koszulkę i dżnisową kamizelkę, a włosy związałam w kucyk. Nie chciało mi się robić makijażu. Dzisiaj był wyjątkowo ciepły dzień. Postanowiłam wpaść na plan aby odwiedzić Martinę i Diego, a także porozmawiać z Jorge. Droga na piechotę zajęła mi niecałe pół godziny. Gdy dotarłam na miejsce od razu przywitałam się z przyjaciółką. Chwilę pogadałśmy o moim pomyśle gdy nagle zobaczyłam Jorge'a. Natychmiast do niego podbiegłam i powiedziałam:

- Musimy dokończyć wczorajszą rozmowę.
- A tak, o co chodzi z Martiną? - zapytał zmieszany.
- Przyjrzyj jej się dobrze. Nie widzisz, jak ona na ciebie patrzy? I to nie przez to, że gracie zakochanych. Ona po prostu czuje coś wyjątkowego do ciebie a ty ją olewasz. Postaw się w jej sytuacji, czy ty wiesz, jak ona się teraz czuje? Musisz coś z tym zrobić, mam nadzieję, że sam coś wymyślisz. 
Odeszłam zostawiając chłopaka zmieszanego i lekko zdziwionego. Wszystko teraz zależy od niego. A ja chciałam znaleźć wreszcie mojego chłopaka, ale nigdzie go nie było. Już chciałam wracać do domu, kiedy potknęłam się i wpadłam na kogoś. 
- Uważaj kotku - przywitał mnie Diego a ja zaczerwieniłam się jak burak na te słowa. Nigdy wcześniej mnie tak nie nazywał. Na powitanie pocałował mnie namiętnie a ja odwzajemniłam pocałunek. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, złapałam go za rękę i przedstawiłam mu swój pomysł z wyjazdem. Nie był zachwycony, szczególnie gdy powiedziałam mu, że chcę lecieć z Leonem. Ale, o dziwo, zgodził się na to. Byłam szczęśliwa i pocałowałam go w kącik ust. 
- Zaraz zadzwonię do Camili. Chciałam polecieć do Brazylii bo jeszcze tam nie byłam, a do Włoch już kiedyś pojechałam z Francescą. 
- Dobrze, tylko mi się tam nie zakochaj - zażartował. Uśmiechnęłam się.
- Mam teraz wolny czas. Chcesz, żebym ci w czymś pomógł?
- Jasne, mógłbyś zamówić bilety, podczas gdy ja będę załatwiać wszystko z Camilą i Leonem.
- Dobrze. W takim razie spotkajmy się w twojej ulubionej kafejce na rogu.
- Okej, do zobaczenia za godzinę - cmoknęłam go na pożegnanie. Wybrałam numer i zadzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała po trzecim sygnale.
- Viola?
- Tak, kochana, mam dla ciebie wspaniałą wiadomość!
- No mów! - wykrzyknęła zniecierpliwiona. Opowiedziałam jej o moim planie a ona bardzo się ucieszyła. Od razu powiedziała Brodueyowi i podała mi adres hotelu, w którym mieszkają. Zapisałam wszystko w notatkach i wysłałam esemesa do Diego, żeby zamówił lot na najbliższe lotnisko. Ustaliliśmy, że Camila ze swoim ukochanym obdzwonią pozostałych znajomych i wszyscy (oprócz taty i Angie) spotkamy się ponownie w Rio de Janeiro. Nie mogłam się doczekać spotkania z moją ekipą. No i chciałam poopalać się w cudownym brazylijskim słońcu. Rozłączyłam się i poszłam szukać Leona. W końcu na razie tylko on nie wie o moim pomyśle. Nie znalazłam go na planie, więc skierowałam kroki do jego domu. Jednak zanim doszłam na miejsce, spotkałam go w połowie drogi. Był dziwnie przygnębiony a gdy mnie zobaczył, szybko się rozejrzał jakby chciał sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Zdziwiłam się, o co mu chodzi? 
- Leon! - zawołałam a chłopak przystanął. Przez ciemne okulary nie widziałam jego wzroku. 
- Mam dla ciebie niespodziankę, wysłuchasz mnie?
Przyjaciel kiwnął głową więc opowiedziałam mu o całym pomyśle. Zaznaczyłam, że Diego na to się zgodził, abyśmy jechali razem, więc nie musi obawiać się jego złości. On jednak pokręcił głową i powiedział:
- Wybacz mi Violu, ale nie mam ochoty nigdzie z tobą jechać. Wolałbym zostać tutaj i zająć się serialem. Nie miej mi tego za złe - powiedział sucho i wyminął mnie. Odwróciłam się i stałam tak, jak głupia patrząc na niego z załzawionymi oczami. Dlaczego mnie tak potraktował?? Co ja mu zrobiłam?? Nie mam pojęcia, dlaczego nie chce ze mną jechać. O co mu chodzi?? Jego słowa zabolały mnie, zwłaszcza, że wypowiedział je takim oschłym tonem, jakim nigdy się do mnie nie zwracał. Zrezygnowana i smutna odeszłam w swoją stronę. 

Kiedy weszłam do kawiarni zobaczyłam Diego czekającego na mnie przy stoliku. Usiadłam obok niego i spróbowałam się uśmiechnąć, ale raczej marnie mi to wyszło, bo chłopak od razu zapytał:

- Co się stało, kochanie?
- Nic takiego, po prostu Leon nie chce ze mną jechać - powiedziałam lekko smutna. Nie chciałam aby myślał, że coś mnie z nim łączy, ale jednak bardzo go lubię i chciałabym spędzić z nim te kilka dni. Nie wyobrażam sobie wakacji w gronie przyjaciół bez niego. 
- Nie przejmuj się, przecież możesz lecieć sama. Prawda?
- Tak, jasne - odparłam. Uśmiechnął się. Widocznie był zadowolony, że nie spędzę z Leonem więcej czasu. Eh, no trudno, co ja poradzę. Teraz nie mam ochoty nawet jechać, no ale muszę udowodnić Diego, że Leon nie jest dla mnie aż tak ważny. 
- Zamówiłeś bilety? - spytałam.
- Tak skarbie, wszystko gotowe. Wylatujesz jutro o 8:00.
- Dzięki. Wiesz co, może lepiej pójdę się pakować. 
- Pomogę ci - zaoferował. Zgodziłam się, więc objął mnie i wyszliśmy z kafejki kierując się w stronę mojego domu. 

*Następnego dnia, godz. 7:30*


Ubrałam się ciepło i chwyciłam walizkę. Teraz rano jest trochę zimno, ale już na miejscu będzie o wiele cieplej. Przed domem już czekał na mnie Diego. Wsiadłam do jego samochodu i po kilku minutach byliśmy już na lotnisku. Pożegnałam się z Martiną, która przyszła aby opowiedzieć mi, że Jorge jej unika odkąd z nim rozmawiałam. A to debil, pomyślałam sobie. Radziłam jej trzymać głowę wysoko i obiecałam zadzwonić po wylądowaniu. Następnie pocałowałam mojego chłopaka i weszłam do samolotu. Wyjęłam słuchawki i przygotowałam się na osiemdziesięcio - minutowy lot. 


*Półtorej godziny później, Brazylia, lotnisko w Rio de Janeiro*


Wysiadłam z samolotu i od razu zaczęłam szukać wzrokiem przyjaciół.  Po chwili ujrzałam drobną rudowłosą dziewczynę obok dobrze zbudowanego, ciemnoskórego chłopaka którzy najwidoczniej szukali mnie. Podbiegłam do nich z walizką i szczęśliwa rzuciłam im się w ramiona. Jejku, nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni, ale ja mam wrażenie, jakby to był przynajmniej miesiąc. Po gorących powitaniach wsiedliśmy do taksówki, która miała zawieść nas do domu Broduey'a.

- Violu, a gdzie jest Leon?! - wykrzyknęła nagle Camila. Na dźwięk jego imienia zabolało mnie serce.
- On... musiał zostać na planie - skłamałam.
- Przecież on zaczyna dopiero za tydzień! - zaprzeczyła dziewczyna. Zrezygnowana postanowiłam powiedzieć prawdę.
- No dobra, po prostu nie chciał ze mną lecieć. Nie wiem dlaczego. 
- Ale jak to?
- Nic mi nie wyjaśnił, jeśli jesteś taka ciekawa sama go zapytaj - zdenerwowałam się. To uciszyło przyjaciółkę. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.

Dom Broduey'a okazał się przepiękną posiadłością niedaleko plaży, na uroczej dzielnicy La Playa. Była to nieduża villa, miała dwa piętra i niewielki ogród pełen pachnących roślin. Chłopak zaprowadził mnie do środka. Okazało się, że (na szczęście) jego rodzice bardzo chcieli by nas poznać i zgodzili się przenocować na kilka dni naszą paczkę. Najpierw poznałam uroczą mamę Broduey'a, Victorię - ciemnowłosą, drobną kobietę i jego zabawnego, wysokiego i dobrze zbudowanego ojca Samuela, który także był czarnoskóry. Oprowadzili nas po posiadłości w międzyczasie wypytując o mnie. Bardzo miło mi się z nimi rozmawiało. Na końcu poznałam młodszą siostrę Broduey'a, Nicolę. Miała ciemne oczy i włosy, ale karnację nieco jaśniejszą niż ojciec i brat. 

Po oprowadzeniu i rozpakowaniu się, rodzinka zaprosiła mnie na obiad. Chętnie się zgodziłam, bo byłam bardzo głodna. Nasi przyjaciele zlecą się dopiero po południu, więc mogę spokojnie poznać okolicę i trochę odpocząć przed wieczornym wypadem na plażę z gitarami. Zjadłam przepyszny posiłek przygotowany przez panią domu i wyszłam na taras. Usiadłam na leżaku, a obok mnie usadowili się Camila i Broduey. Leżeliśmy i gadaliśmy, ale ponieważ dzisiaj musiałam wcześnie wstać, byłam zmęczona i szybko zapadłam w sen.

- Violu! Ej, Violu obudź się! - poczułam jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jest już późne popołudnie. Nade mną stała Camila.

- Zaraz jedziemy na lotnisko przywitać wszystkich! - wykrzyknęła. Ucieszyłam się i od razu poderwałam się z miejsca. Tak bardzo chciałam już przytulić siostrę! A co dopiero Francescę! Zapakowałam się więc na tył Jeep'a razem z Camilą i ruszyliśmy w drogę.
Na miejsce dojechaliśmy tuż po lądowaniu ich samolotu. Od razu wszyscy padliśmy sobie w objęcia i ściskaliśmy się tak chyba z pół godziny. Wreszcie odkleiliśmy się od siebie i zapakowaliśmy się na przyczepę auta, i wracaliśmy, śpiewając piosenki, takie jak "En gira" i "Euforia". Było cudownie, brakowało tylko Leona.
- Ej, a gdzie jest Leon?! - wykrzyknęła Francesca.
- Nie przyjechał - odparłam cicho.
- Jak to nie przyjechał?! - zdenerwował się Maxi, jeden z jego najlepszych kumpli.
- Zaraz do niego zadzwonię - dodał Fede. Wybrał numer, ale chłopak nie odbierał. Tak myślałam. No cóż.
- Trudno, nie smućmy się teraz! - zaśpiewała Ludmiła. Przyznaliśmy jej rację i pojechaliśmy prosto na plażę. Rodzice Broduey'a zawieźli nas na miejsce i odjechali z walizkami przyjaciół. A my od razu rzuciliśmy się do morza - w strojach kąpielowych pod ubraniem. Kąpaliśmy się i śmialiśmy się przez pół godziny. Zmęczyłam się i postanowiłam przejść się na piasek po ręcznik. Usiadłam na piasku patrząc na zachód słońca, a moje myśli pobiegły ku Leonowi. Nagle moje oczy ktoś zakrył rękoma a ja poczułam zapach jego perfum. Nie możliwe, czyżby to...
- Leon?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz