piątek, 18 marca 2016

ROZDZIAŁ 2

Długo patrzyłam w oczy nieznajomego przystojniaka, aż wreszcie chłopak się ocknął i pomógł mi wstać. Chciałam coś powiedzieć, zapytać o jego imię, ale nie mogłam nic wykrztusić.
- Nic ci nie jest? - spytał chłopak.
- Nie, dzięki - odparłam prawie szeptem. Po tych słował chłopak odszedł, zanim zdołałam go zatrzymać. Podbiegł do mnie Ruggero.
- Nic ci nie jest? Wszystko okej? Kto to był? Ale się upaprałaś! No nic, to się chyba spierze, lepiej chodźmy już do domu.
Wróciłam do domu i przebrałam się. Candelaria wrzuciła moją bluzkę do pralki, a ja poszłam na górę do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć o tym intrygującym nieznajomym przystojniaku, który w tak romantyczny sposób uratował mnie od upadku, a potem bez żadnych wyjaśnień sobie poszedł. Byłam trochę rozczarowana tym, że już go więcej nie spotkam. Wyciągnęłam pamiętnik, który kupiłam dziś na mieście. Wcześniej nie prowadziłam pamiętnika, ale postanowiłam go założyć i opisywać swój pobyt w Argentynie. Zeszyt był śliczny, miał twardą okładkę w granatowym kolorze, do którego przypięte były różowe i turkusowe pastelowe motylki. W śrdoku był cały pusty, mogłam więc puścić wodze fantazji. Opisałam dzisiejszy dzień i to niezwykłe spotkanie z chłopakiem o pięknych oczach. Jestem w tym mieście dopiero dwa dni, a już zdążyłam wpaść na chłopaka, o którym nie mogę przestać myśleć, i zatańczyć z nieznajomymi na ulicy. W obydwu sytuacjach ogarnęło mnie dziwne, ale bardzo przyjemne uczucie, którego wcześniej nie znałam. Co to może być?

*tydzień później*


Dziś wstałam wcześnie rano. Byłam bardzo podekscytowana tym, że dziś rozpoczyna się mój pierwszy rok akademicki. Byłam też trochę niespokojna, ponieważ nie wiedziałam, co mnie czeka. Wybrałam kierunek studiów: biologia, ponieważ w przyszłości chciałabym zostać lekarzem i pomagać ludziom. Pomimo że lubię ten przedmiot, tak samo jak wszystkie inne przedmioty ścisłe, to jednak nadal nie wiem co mnie czeka na uczelni i dlatego się trochę stresuję.

Rugge i Cande chcieli mi towarzyszyć, za co byłam im bardzo wdzięczna. Potrzebowałam kogoś bliskiego. Podczas tego tygodnia w Buenos Aires zdążyłam już na dobre zaprzyjaźnić się z dziewczyną mojego kuzyna. Naprawdę dobrze się dogadujemy. 
Na rozpoczęcie roku musiałam ubrać się na galowo, więc wybrałam białą, luźną sukienkę z frędzlami u dołu i czarny żakiet z rękawami 3/4. Zrobiłam delikatny makijaż, podkreślając oczy i usta. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
Doszliśmy na miejsce akurat na czas. Rozpoczęła się ceremonia rozpoczęcia i każdy został przydzielony do odpowiednich klas. Ja akurat trafiłam do klasy pani profesor Claudi, razem z 15 innymi osobami. Musiałam opuścić przyjaciół i pójść do sali, w której profesor miała nam wyjaśnić wszystkie zasady obowiązujące na tej uczelni. Zerkałam na ludzi z mojej klasy. Było tam dużo ładnych dziewczyn. Jedna z nich także na mnie spojrzała i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Dziewczyna była bardzo ładna, miała czarne włosy, jasną cerę i zaraźliwy uśmiech. Była szczupła i dość wysoka, choć była w obcasach, tak jak ja i większość dziewczyn. Ubrana w powiewną, granatową sukienkę ze złotym paskiem, szła razem z kilkoma ładnymi chłopakami i jakąś równie ładną koleżanką. Pewnie znają się od dawna, pomyślałam. 
Wszyscy weszliśmy do dużej sali wykładowej i zajęliśmy miejsca. Na końcu weszła profesor Claudia Brant. Była sympatyczną, niską brunetką w wieku około 40 lat. Stanęła na środku i poprosiła nas o ciszę.
- Witam drogich pierwszaków. Nazywam się Claudia Brant i będę waszą wychowawczynią* przez najbliższe cztery lata. Będę was uczyć biologii, a dokładniej w tym roku zajmiemy się anatomią człowieka. W głównym hollu wisi wielka tablica, na której są wywieszone wasze rozkłady zajęć oraz nazwiska poszczególnych profesorów. Ja postanowiłam ułatwić wam życie i wydrukowałam rozkłady zajęć dla każdego z was, dostaniecie je po spotkaniu. A teraz opowiem wam o zasadach panujących na tej uczelni.
Pani profesor gadała i gadała, dla mnie to nie było nic nowego, więc się nudziłam. Potem każdy z nas się przedstawił i powiedział coś o sobie. Okazało się, że sympatyczna czarnowłosa dziewczyna ma na imię Lodovica i pochodzi z Włoch, podobnie jak mój kuzyn. Jej koledzy to Facundo, Samuel i Nicolas, a jej ładna koleżanka ma na imię Valeria. Wszyscy wydają się sympatyczni. Kiedy przyszła kolej na mnie, wstałam i powiedziałam:
- Nazywam się Martina Stoessel i pochodzę z Madrytu. W Buenos Aires jestem od niedawna i bardzo mi się tu podoba. Interesuję się naukami ścisłymi, a w wolnym czasie słucham muzyki, czytam książki i maluję.
Kiedy było już po wszystkim, wzięłam swój plan zajęć i skierowałam się do wyjścia. Na korytarzu podeszła do mnie Lodovica.
- Cześć, jestem Lodo. Jak się masz? - zapytała z uśmiechem.
- Dobrze, a ty?
- Ja też. Tak samo jak ty jestem tu pierwszy raz w życiu - wyznała.
- Więc jakim cudem mówisz po hiszpańsku? - zdziwiłam się.
- Moja babcia pochodzi z Aegentyny i mieszkała razem z nami we Włoszech, musiałam się z nią jakoś porozumiewać, dlatego tak dobrze mówię po hiszpańsku.
- Ah, rozumiem. A twoi przyjaciele?
- Oni pochodzą z Argentyny. Chcesz się z nami przejść na lody?
- Jasne, tylko poszukam jeszcze listy profesorów, chcę wiedzieć, kto nas będzie uczył.
- Okej, my wzięliśmy swoje listy już wcześniej, czekamy na ciebie przy głównej bramie.
- Zaraz do was dołączę - obiecałam z uśmiechem. Ruszyłam korytarzem w poszukiwaniu tej wielkiej tablicy z nazwiskami profesorów. Kiedy wreszcie do niej dotarłam, spisałam potrzebne informacje i chciałam poszukać wyjścia. Przeciskając się przez tłum, potknęłam się oczywiście i wpadłam na kogoś. Ten ktoś mnie przytrzymał i pomógł wstać. Zobaczyłam twarz tego chłopaka i nie wierzyłam własnym oczom. To był ten sam przystojny brunet, który uratował mnie przed upadkiem tydzień temu w kawiarnii.
- Często tak wpadasz na ludzi? - zapytał, nadal mnie trzymając. Jego głos był taki głęboki. Stojąc tak blisko, wyczułam jego piękny zapach.
- Tylko na takich ratowników jak ty - odparłam odważnie. Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z kamienną twarzą, a później przepięknie się uśmiechnął. Serce biło mi jak szalone. Od razu zakochałam się w tym uśmiechu. 
- Ciebie mógłbym łapać zawsze. I wszędzie - wyszeptał mi do ucha. Na te słowa do mojego ciała napłynęła fala gorąca. Chciałam coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam, on szybko oddalił się ze słowami "na razie, piękna". W tym momencie pojawiła się Lodovica.
- Hej, co jest? Zgubiłaś się, czy co?
- No chyba tak, nie znam tego budynku i... - jąkałam się.
- Nie ważne, chodźmy wreszcie na te lody! - wykrzyknęła energicznie, prowadząc mnie do wyjścia. 

*wieczorem*


Spędziłam bardzo miłe popołudnie w gronie moich nowych kolegów z uczelni. Wszyscy mają świetne poczucie humoru, są bardzo przyjaźni i w ogóle bardzo fajnie nam się rozmawiało. Jednak kiedy wróciłam do domu, powróciły wspomnienia z tamtych chwil, kiedy spotykałam tego tajemniczego, przystojnego chłopaka. 

Byłam tak zamyślona i zatopiona w muzyce, że nawet nie zauważyłam, kiedy Cande weszła do mojego pokoju. 
- Mogę wejść? - zapytała.
- Tak, jasne, usiądź - powiedziałam wskazując łóżko. Dziewczyna usiadła i powiedziała:
- Wołałam cię na podwieczorek, ale nie odpowiadałaś, więc przyszłam zobaczyć co z tobą i przy okazji przyniosłam ci koktajl.
- Dzięki! Naprawdę? Przepraszam, zamyśliłam się. 
- Właśnie widzę. Chcesz pogadać? - zapytała delikatnie. Chyba mogę jej zaufać. Mam potrzebę wygadania się komuś.
Opowiedziałam jej całą historię z tym tajemniczym chłopakiem, którego imienia nadal nie znam. Mam nadzieję, że chodzi na tą samą uczelnię, co ja, dzięki temu będę go częściej widywać. Wyznałam jej, że kiedy go widzę, ogarnia mnie nieznane uczucie. Cande uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ty chyba nigdy nie byłaś zakochana, co?
- Nie, tak na prawdę nie miałam na to czasu, ani ochoty - wyznałam. - Byłam bardzo pochłonięta nauką. Co prawda miałam paru znajomych i byłam zauroczona paroma chłopakami, ale to nie było nic poważnego. 
- No to najwyższy czas, żebyś się zakochała! - zawołała radośnie Cande. - Posłuchaj, miłość to bardzo dobre uczucie. Skoro czujesz coś nieznanego i jednocześnie dobrego, to wiesz, że to miłość. Ona przychodzi niespodziewanie, w momencie, kiedy w ogóle się tego nie spodziewasz i daje ci dużo dobrego. Pozwól jej się rozwijać. Jeśli ty i ten chłopak jesteście sobie przeznaczeni, to w końcu znów się spotkacie i poznacie. Uwierz mi, wszystko będzie dobrze, musisz tylko ufać. 
Po rozmowie z dziewczyną mojego kuzyna od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Wypiłam koktajlt i wzięłam prysznic, a kiedy wróciłam do pokoju, usłyszałam dźwięk telefonu. To była Lodovica. 
- Halo? 
- Hej Tini - przywitała się koleżanka. - Mogę cię tak nazywać?
- Jasne - ucieszyłam się, nigdy wcześniej nikt nie nazywał mnie zdrobniale poza rodzicami. - Coś się stało?
- Nic takiego, po prostu zgubiłam plan i nie wiem, jakie mamy jutro zajęcia. Mogłabyś mi to podyktować? 
Podałam plan zajęć koleżance i umówiłyśmy się, że ona jutro rano przyjdzie po mnie i razem pójdziemy na uczelnię. Położyłam się w łóżku i zaczęłam rozmyślać o tych pięknych, brązowych oczach, aż wreszcie zasnęłam.

*następny dzień*


Dzisiaj jest wtorek, a we wtorki moje zajęcia zaczynają się o 9:00. Wstałam godzinę przed zajęciami, wzięłam prysznic i zjadłam pyszne naleśniki z truskawkami na śniadanie. Spakowałam wszystko, co potrzebne do torby i stanęłam przed trunym wyborem: co na siebie włożyć. W końcu wybrałam taki zestaw: białe, obcisłe jeansy z dziurami na kolanach oraz granatową koszulkę bez rękawów. Założyłam moje zamszowe obcasy i uczesałam włosy. Kiedy kończyłam się malować, do drzwi zadzwonił dzwonek. To pewnie Lodo, więc zbiegłam na dół i przywitałam radośnie przyjaciółkę. Dotarłyśmy razem na uczelnię. Obie byłyśmy nieco zdenerwowane i podekscytowane. W środku już czekała na nas reszta paczki. 

- Hej, dziewczyny - przywitał nas Nico. - Wybrałyście już swoje zajęcia dodatkowe?
- Jakie zajęcia dodatkowe? - zapytałyśmy zdziwione. 
- Każdy student pierwszego roku musi zapisać się na jakieś zajęcia dodatkowe - wyjaśnił Samuel.
- A jakie są dostępne? - spytałam.
- Zajęcia artystyczne, sportowe i muzyczne. Co wybieracie?
Spojrzałam na Lodo. Włoszka zdecydowanie wybrała muzykę, więc ja też postanowiłam zapisać się na te zajęcia. W końcu umiem grać na fortepianie a na gitarze chciałabym się nauczyć. Niestety nie mam zbyt pięknego głosu. Rodzice mówią, że jest całkiem ładny, ale pewnie mówią to żeby nie zrobić mi przykrości. No ale trudno - idę na zajęcia muzyczne! 
- Dziś pierwsza lekcja - oznajmiła Fran. Mamy udać się do sali muzycznej na trzecie piętro zaraz po ostatnim wykładzie. 

*kilka godzin później*

- I przejrzyjcie, proszę, rozdział drugi w waszych podręcznikach - krzyknęła pani profesor na koniec zajęć. Szybko wyszliśmy z sali i skierowaliśmy swoje kroki na trzecie piętro. Razem ze mną i Lodovicą na zajęcia zapisali się Nico, Facu i Samu. Niestety nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie jest sala muzyczna i dlatego postanowiliśmy się rozdzielić i jej poszukać. Chłopcy poszli w lewo, a my w prawo. Kiedy tak szłyśmy korytarzem, z daleka ujrzałam znajomą sylwetkę. To był wysoki, dobrze zbudowany brunet w białej koszulce i jeansach. Po chwili obrócił głowę w kierunku kolegi, tak że mogłam zobaczyć jego profil. Poznałam go. To był ten sam chłopak, na którego ciągle wpadam. Niestety chłopak przyspieszył kroku oddalając  się od nas, więc nie czekając ani chwili pobiegłam za nim, ciągnąc Lodo ze sobą.
- Gdzie tak biegniesz? - krzyczała.
- Oj nie ważne, chodźmy - ponaglałam ją. W końcu udało nam się dogonić chłopaka. Dobiegłyśmy do niego akurat, kiedy otwierał drzwi z napisem: "SALA MUZYCZNA". Świetnie! To znaczy, że będę go często widywać! Cande miała rację. Przeznaczenie mimo wszystko ciągle stawia nas na swoich drogach.
Weszłyśmy do sali szybkim krokiem. Tam czekali już na nas koledzy. Zdziwiony brunet spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.
- A wy tu czego szukacie? - zapytał młody profesor w okularach z burzą czarnych loków. 
- Myyy... my przyszłyśmy na zajęcia muzyczne - wyjąkała Lodovica.
- W takim razie siadajcie - odparł przyjaźnie profesor, wskazując nam kolorowe krzesła naprzeciw siebie. Usiadłyśmy i rozejrzałyśmy się po sali. Była duża i kolorowa, miała dużo krzeseł i poduszek do siedzenia. Widać było, że panuje tu luźny klimat. Pod jedną ze ścian stały/wisiały instrumenty muzyczne. W sali znajdowało się także odpowiednie nagłośnienie. 
Profesor Roberto kazał mówić do siebie Beto. Był bardzo przyjazny i wesoły, nawet trochę roztargnięty. Wytłumaczył nam, co będziemy robić na zajęciach oraz powiedział nam, że oprócz jego lekcji w planie są także lekcje śpiewu z niejaką Angie i lekcje tańca z Gregorio. Ucieszyłam się ale bałam się lekcji śpiewu. Cały czas zerkałam na tego bruneta. On nie patrzył na mnie, ale wyglądał tak bosko, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przez całą lekcję siedział cicho i sprawiał wrażenie bardzo zaciekawionego.
- No dobrze, do zobaczenia za tydzień. Za dwa dni macie lekcję śpiewu z Angie. A teraz żegnam was, drodzy studenci - zaśpiewał profesor wychodząc z sali. Zauważyłam, że tamten chłopak od razu wstał i wyszedł. Nie zastanawiając się długo, szybko wstałam i podeszłam do tego chłopaka. Jednak zanim do niego doszłam, na przejściu stanęła mi jakaś blondynka. Chyba znała tego chłopaka, chwilę rozmawiali, a potem razem wyszli z sali. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu i straciłam dobry humor. Wyszłam z uczelni nie czekając na znajomych i poszłam w kierunku osamotnionego parku. Przechadzałam się nosząc w sercu to dziwne, nieprzyjemne uczucie, aż w końcu usiadłam na drewnianej ławce nad stawem. Siedziałam i myślałam. Jak mogłam być tak głupia? Przecież to oczywiste, że taki chłopak jak on musi mieć dziewczynę. Chociaż sposób, w jaki się na mnie patrzył mówił co innego. Nie rozumiem tego. Czuję się dziwnie w tej całej sytuacji, ale co mogę zrobić? Przecież nie będę niszczyć mu związku.
Gdy tak siedziałam i myślałam, podszedł do mnie ładny chłopak.
- Czemu taka ładna dziewczyna jak ty siedzi tutaj sama i smutna? - zapytał z uśmiechem. Spojrzałam na niego. Miał blond włosy i niebieskie oczy, był wysoki i dobrze zbudowany.
- Nie no co ty, nie jestem smutna - odparłam z lekkim uśmiechem. Jednak on nie dał się zwieść. Pochylił się nade mną i delikatnie uniósł podbródek.
- A powiesz mi to prosto w oczy?
Spojrzałam w jego niebieskie oczy i na moment moje serce się zatrzymało, a oddech stał się szybki i nierówny. Chłopak był tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Nie wiedziałam co mam robić. Siedziałam zatopiona w jego oczach.



* nie wiem jak to dokładnie jest na studiach: czy są wychowawcy, jakie są zajęcia itd. Dlatego w opowiadaniu wymyślam własne zasady obowiązujące na uczelni Martiny :)

sobota, 5 marca 2016

ROZDZIAŁ 1

Ze snu wybudził mnie uporczywy dźwięk budzika. Niechętnie otworzyłam oczy i wstałam z łóżka. To dziś jest ten wielki dzień. Dzisiaj przeprowadzam się do Buenos Aires. Na codzień mieszkam z rodzicami w Madrycie, a dzisiaj wyjeżdżam na studia. Będę mieszkać u mojego kuzyna Ruggero i jego dziewczyny Candelarii, których dom znajduje się blisko mojej nowej uczelni. Miesiąc temu skończyłam 19 lat, więc już od ponad roku jestem dorosła. Przed wakacjami chodziłam do liceum w Madrycie, ale nie miałam tam zbyt wielu przyjaciół. Teraz wszystko ma się zmienić. Wyjeżdżam tydzień przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego, żebym mogła się zaaklimatyzować. Nigdy nie byłam za granicą, dlatego jestem tak podekscytowana podróżą. Walizki mam spakowane już od tygodnia. 
Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam lekki makijaż. Następnie ubrałam się i uczesałam. Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko zapakowałam i zeszłam na dół na śniadanie. Rodzice już czekali na mnie z zastawionym stołem.
- Dzień dobry - krzyknęłam w dobrym humorze.
- Dzień dobry kochanie - odpowiedzieli chórem rodzice. Pocałowałam moją rodzicielkę na powitanie jak zawsze. Mama postawiła na stole sok i zasiedliśmy do posiłku. Zjadłam szybko, bo byłam niespokojna i podekscytowana. 
- Chodźmy, bo spóźnimy się na samolot - poganiałam rodziców. Zapakowaliśmy moje walizki i wyruszyliśmy. Było mi trochę smutno, że zostawiam mój dom, moich rodziców i moje dotychczasowe życie. Chociaż poza domem rodzinnym nie tracę wiele. Tutaj nie miałam wielu znajomych, ponieważ byłam pochłonięta nauką. Musiałam mieć wysoką średnią żeby dostać się na wymarzone studia, dlatego nie obchodziły mnie imprezy i znajomi. Jednak cieszę się, że wyjeżdżam rozwijać swoje pasje. A poza tym uwielbiam mojego kuzyna. Zawsze kiedy do nas przyjeżdżał śmialiśmy się do łez i bawiliśmy się doskonale. Jest bardzo pozytywnym człowiekiem i to najbardziej mi się w nim podoba.
Kiedy dojechaliśmy na lotnisko, nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Mój samolot wylatywał już za pół godziny, więc musiałam już do niego wsiąść. Pożegnałam się z rodzicami. Przytuliłam tatę, który dał mi pieniądze do kieszeni i udzielił kilku cennych wskazówek, jak trafić do domu kuzyna, na uczelnię, do najważniejszych sklepów czy zabytków. Obiecałam mu, że zadzwonię jak tylko wyląduję. Podeszłam do mamy, a ona miała łzy w oczach.
- Mamo, przecież niedługo wrócę - pocieszałam ją. Przytuliła mnie mocno i prosiła, żebym dzwoniła codziennie i żebym się dobrze bawiła. Oboje życzyli mi powodzenia i musiałam już iść. Zajęłam miejsce w samolocie i włożyłam słuchawki do uszu. Czeka mnie długi lot, więc nie ma lepszego sposobu na wykorzystanie tego czasu. Ponieważ to był mój pierwszy lot, byłam bardzo podekscytowana i trochę niespokojna. Z muzyką w słuchawkach oglądałam zachwycona przepiękne chmury i ziemię z lotu ptaka. Bardzo mi się to podobało! 
Wysłałam esemesa do Ruggero, że mój samolot ląduje około 19:00 czasu argentyńskiego i żeby przyszedł mnie odebrać. Potem postanowiłam cieszyć się lotem, ale wkrótce się znudziłam, a ponieważ byłam niewyspana, szybko zasnęłam.

*kilka godzin później*

Zaspana otworzyłam oczy. Ależ mi się dobrze spało! Przed chwilą obudziła mnie stewardessa i powiedziała, że za chwilę podchodzimy do lądowania. No, to dość długo sobie spałam! Zwinęłam koc  i oddałam go pani, a potem posprzątałam wszystkie papierki i śmieci, jakie tu zostawiłam. Spakowałam słuchawki i książkę i zapięłam pasy. Trochę bałam się, że wpadniemy w jakieś turbulencje czy coś, ale w końcu wszystko dobrze się skończyło i po kilkunastu minutach już byłam na ziemi. Wyszłam z samolotu i poszłam odebrać bagaże. Wychodząc z lotniska zaczęłam się rozglądać za moim kuzynem. Nagle ktoś podbiegł do mnie od tyłu i zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to! - wykrzyknął męski, wesoły głos z włoskim akcentem.
- Ruggero! - wykrzyknęłam radośnie i padłam mu w ramiona. Ruggero jest Włochem, ale w wieku 15 lat przeprowadził się do Argentyny i tak już zostało.
Kiedy już się wyściskaliśmy, podeszła do nas śliczna, wysoka, rudowłosa dziewczyna z uśmiechem na twarzy.
- Poznaj moją dziewczynę, Candelarię - przedstawił mi ją. Podałyśmy sobie ręce i przywitałyśmy się.
- Cześć, jestem Martina. Miło mi cię poznać.
- A mi ciebie. Możesz mi mówić Cande. Ruggero dużo opowiadał mi o tobie. Jesteś taka śliczna!
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. Spojrzałam na jej ciuchy. Dziewczyna zna się na modzie.
Ruggero zabrał moje walizki i pojechaliśmy do jego domku w cichej, spokojnej dzielnicy. Okazało się, że dom był prześliczny. Nie był duży, miał jedno piętro i parter, obok domu był ogród pełen pięknych kwiatów a w nim basen z leżakami. Posiadłość otoczona była kamiennym murkiem porośniętym bluszczem. Dom Ruggero i jego dziewczyny pokryty był drewnem. Na parterze było bardzo jasno i przytulnie, wszystko było urządzone w nowoczesnym, ale i przytulnym stylu. Ruggero pokazał mi kuchnię, salon z wyjściem na taras oraz łazienkę. Na dole znajdowały się także sypialnia i garderoba, ale nie chciałam naruszać ich prywatności. 
Weszłam po schodach na górę. Były tam trzy pomieszczenia: jeden duży salon ze szklanymi oknami od podłogi aż do sufitu, z nowoczesnym wyposażeniem i wystrojem. Po prawej stronie była mniejsza łazienka, która była przeznaczona dla mnie. Natomiast po lewej stronie znajdował się mój pokój. Ruggero postawił w nim moje walizki i zszedł na dół pomóc Cande przygotowywać kolację, dając mi czas na rozpakowanie się. Rozejrzałam się po pokoju. Jest śliczny! Ma turkusowe ściany, a co najlepsze - posiada balkon. Jest co prawda niewielki, okrągły, z poręczą oplecioną kwiatami, ale jest piękny. Widać z niego ogród i spokojną dzielnicę. Podłoga w pokoju wyłożona była białym, puszystym dywanem który pokrywał niemal całą powierzchnię. Po prawej stronie od drzwi stało drewniane łóżko z granatową pościelą i różowymi poduszkami. Po jednej stronie łóżka stała szafka nocna z lampką, a po drugiej biały fotel. Na przeciwko łóżka stała szafa, cała dla mnie, z mnóstwem wieszaków i szuflad, bardzo pojemna. Obok niej stała biała toaletka z miejscem na wszystkie moje kosmetyki. Jeju, Ruggero tak się postarał! Ta jego dziewczyna ma naprawdę dobry gust! W kącie między drzwiami a toaletką stało duże lustro, w którym mogłam zobaczyć całą swoją smukłą sylwetkę. Nad łóżkiem wisiały białe półki na książki, zdjęcia i drobiazgi. 
Zachwycona bajecznym wystrojem pomieszczenia, zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. W szafie zmieściły się wszystkie moje ubrania i buty. W szufladach toaletki pochowałam swoją biżuterię, kosmetyki i perfumy, część z nich położyłam na wierzchu. Na półkach porozstawiałam różne książki, drobiazgi, wspólne zdjęcie z rodzicami i jedyną moją przyjaciółką, Albą. Do szafki nocnej włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy i skierowałam swe kroki do łazienki. Tam zostawiłam swoją piżamę i szlafrok oraz ręczniki i szczoteczkę do zębów, no i wszystkie szampony, żele i tym podobne. Zajrzałam jeszcze na chwilę do salonu. Było tam dużo foteli, szklany stolik, telewizor z konsolą do gier, głośniki, dużo półek z książkami i płytami. Z okien rozciągał się widok na ulicę i część ogrodu. Nagle usłyszałam za sobą kroki, więc odwróciłam się.
- Głodna? - spytał wesoło Rugge. Pokiwałam głową i zaprowadził mnie do jadalni, która była połączona z kuchnią i salonem - bardzo pomysłowe i praktyczne. Poczułam nieziemski zapach i zobaczyłam cudowną pieczeń na stole otoczoną smakowitymi przystawkami, pełno tu zdrowych rzeczy. Cande ładnie nakryła do stołu i nalewała właśnie sok, chyba grejfrutowy, świeżo wyciskany. Byłam pod wrażaniem nie tylko jej zmysłu dekoracyjnego, ale także umiejętności kulinarnych.
- Wow! - wykrzyknęłam w zachwycie.
- Siadajcie do stołu - zachęciła gospodyni. - Moglibyśmy zjeść na tarasie, ale zrobiło się już trochę chłodno.
Jedliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy. Cande zrobiła tradycyjne argentyńskie danie, pieczeń z ziemniakami. Do tego podała przepyszną sałatkę i różne przystawki, których nie jestem w stanie wymienić. Popijałam to wszystko przepysznym świeżym sokiem.
- Jak ci się podoba pokój? - zapytała.
- Jest fantastyczny! - krzyknęłam z entuzjazmem - absolutnie genialny!
- Cieszę się, że ci się podoba - zaśmiała się dziewczyna. Podczas kolacji dużo rozmawiałyśmy i trochę się poznałyśmy. Bardzo ją polubiłam. 
Kiedy skończyliśmy jeść, Ruggero zaproponował:
- A może chcesz się przejść wieczorową porą? Miasto nocą jest naprawdę śliczne. Jutro pokażemy ci wszystkie miejsca, które warto odwiedzić, a teraz mogłabyś poznać dzielnicę i zrelaksować się po takiej długiej podróży. 
- Świetny pomysł - przyklasnęłam - ale obiecałam zadzwonić do rodziców. Dacie mi dziesięć minut?
- Jasne, dzwoń, my w tym czasie posprzątamy - powiedziała miło Cande. Wróciłam na górę i wyszłam na balkon. Zadzwoniłam do mamy, na razie przez komórkę, bo jeszcze nie naładowałam laptopa. Jednocześnie rozmawiałam z tatą. Opowiedziałam im wszystko, podróż, dom, Ruggero i jego sympatyczną dziewczynę i powiedziałam, że właśnie mamy iść na spacer. Pożegnałam się krótko i życzyłam im dobrej nocy, ponieważ w Madrycie była już późna godzina. Obiecałam zadzwonić do nich jutro i rozłączyłam się. Przebrałam się w jeansy i cienki sweter. Założyłam trampki i zeszłam na dół. Rugge i jego dziewczyna byli już gotowi.

- Jak tu ślicznie! - wykrzyknęłam zachwycona. Od godziny chodziliśmy po uliczkach i zwiedzaliśmy te zabytki, które warto odwiedzić nocą. Miasto tętniło życiem. Na rozświetlonych uliczkach i w parkach chodziło mnóstwo ludzi, zakochanych par, szczęśliwych rodzin, przyjaciół. To miasto wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, pokochałam je od razu!
Dzisiejszej nocy zobaczyłam przede wszystkim rynek, piękny, oświetlony, kolorowy, z wielką fontanną. Obejrzałam najbliższe sklepy a nawet kupiłam sobie pierwszą pamiątkę - breloczek do kluczy z podobizną tancerki w pięknej, czerwonej sukni. Ruggero powiedział, że mi się przyda, i że jutro pójdziemy do ślusarza, aby dorobił mi dodatkowy komplet kluczy do jego domu. 
Kiedy tak zachwycałam się rynkiem, nagle usłyszałam gdzieś muzykę. To brzmiało jak gitara i bębny, chyba jeszcze tamburyno. Zaciekawiła mnie ta melodia. Obróciłam się i zobaczyłam, że na rogu ulicy stali muzykanci z instrumentami i grali gorące, hiszpańskie rytmy. Bez namysłu podeszłam do nich i zaczęłam tańczyć. Nie obchodziło mnie, że ludzie się na mnie gapią, byłam szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie tańczyłam i teraz czułam się jak wyzwolony ptak z klatki. Tańczyłam tak dobre 20 minut i wciągnęłam w to Ruggero i jego dziewczynę oraz kilku przypadkowych przechodniów. Świetnie się bawiłam a na koniec zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. W końcu jednak zmęczyłam się, więc wróciliśmy do domu. Wzięłam prysznic i szybko zasnęłam.

*następny dzień*

Dzisiaj wstałam około 10:00. Po porannym prysznicu zeszłam na dół na śniadanie, które przygotowała Cande. Ta dziewczyna wyśmienicie gotuje, same zdrowe, ale bardzo dobre rzeczy.  Dzięki niej przekonałam się do zrowej żywności, której nie byłam zwolenniczką.
Tak jak obiecał, Ruggero ze swoją dziewczyną oprowadził mnie po mieście. Zwiedzaliśmy od samego rana. Dziś poznałam już wszystkie zabytki Buenos Aires oraz najmodniejsze sklepy (to akurat zasługa Cande). Zobaczyłam też, jak dotrzeć do mojej uczelni. Budynek ten był wielki i szklany, z obrotowymi drzwiami. Był naprawdę na wysokim poziomie. Niestety był jeszcze zamknięty, więc poznam go lepiej dopiero na otwarciu. Tymczasem przyjaciele - chyba mogę ich tak nazwać - pokazali mi, jak dotrzeć do poszczególnych miejsc, wytłumaczyli mi, którą linią metra, tramwaju czy autobusu dojadę w daną część miasta. Kiedy już mniej więcej poznałam Buenos Aires, postanowiliśmy pójść do ulubionej kawiarnii moich przyjaciół. Usiedliśmy przy stoliku na dworze i zamówiliśmy mrożone koktajle owocowe. Kiedy Rugge i Cande już wypili, postanowiliśmy wracać. Kiedy wstałam aby wyrzucić resztki napoju, ktoś przebiegł obok mnie, szturchnął mnie i wylał na mnie zawartość kubeczka. Oczywiście musiałam się zachwiać i już myślałam, że upadnę, ale w ostatniej chwili ktoś mnie złapał i przytrzymał. Spojrzałam w oczy temu przystojnemu brunetowi, i nagle cały świat stanął w miejscu. Serce zaczęło mi szybciej bić, a oddech stał się płytki i przyspieszony. Nie potrafiłam się ruszyć, tylko leżałam w ramionach tego chłopaka zatopiona w jego cudownych, brązowych oczach. 

środa, 2 marca 2016

ZMIANY

Szczerze mówiąc, znudziło mi się już opowiadanie, które dotąd pisałam. Za to wpadłam na pomysł innego, ciekawszego (jak dla mnie). Przydałaby się zatem zmiana wyglądu bloga itd. Mam naprawdę wiele pomysłów, tylko niestety mało czasu, ale postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej. Chcę wiedzieć, co wy na to? Przeczytalibyście takie opowiadanie? Tutaj kilka szczegółów, które by się zmieniły:

- główną bohaterką byłaby Tini, nie Violetta
- główna bohaterka byłaby dorosła i miałaby oboje rodziców
- życie głównej bohaterki zupełnie różniłoby się od dotychczasowego życia Violetty
- niektórzy bohaterowie by się nie zmienili, ale byłoby dużo nowych

Nie chcę wam za wiele zdradzać, tylko te najważniejsze szczegóły. Jak wam się podoba?

ROZDZIAŁ 30

Byłam bardzo zdenerwowana, ale i szczęśliwa. Do sali kinowej weszliśmy jako ostatni i zajęliśmy miejsca w strefie "VIP". Pierwszy odcinek został przedłużony naszymi filmikami zza kulis. Niektóre były śmieszne, inne wzruszające. Bardzo miło było to oglądać i przypominać sobie całą naszą pracę od samego początku.
Po seansie przeszliśmy bocznym wyjściem do sali, w której odbyć się miało spotkanie z fanami i konferencja prasowa. Na początku udzieliliśmy krótkiej sesji zdjęciowej i zasiedliśmy na swoje miejsca. Przywitaliśmy się z fanami i odpowiadaliśmy na najciekawsze pytania, a potem daliśmy krótki koncert. Nasi fani tańczyli i śpiewali razem z nami, bawiąc się przy naszej muzyce. Zaśpiewaliśmy już wszystkie piosenki i teraz przyszła kolej na wybór ostatniego utworu. Publiczność pisała swoje propozycje na karteczkach i wrzucała je do wielkiego słoika. Ludzi było kilkaset, więc podczas kiedy ochrona liczyła głosy, my podpisywaliśmy fanom płyty i zdjęcia, robiliśmy sobie z nimi fotki i zamienialiśmy po kilka słów. Po około dwóch godzinach każdy dostał autograf. Wtedy pan prowadzący spotkanie wylosował utwór, którego najbardziej się bałam.
- A teraz Violetta i Diego zaśpiewają razem Yo soy asi. 
Moje serce przez chwilę stanęło bez ruchu. Spojrzałam nieśmiało na Diego a on bez namysłu wstał i wziął mikrofon. Nie miałam wyboru. Musiałam złapać wyciągniętą rękę Diego i przejąć od niego mikrofon. Stanęliśmy naprzeciw siebie. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki naszej piosenki i Diego zaczął śpiewać. Postanowiłam sobie, że będę czerpać przyjemność z tej piosenki i tak też zrobiłam. Oboje z Diego zaśpiewaliśmy bardzo dobrze i zachowaliśmy się jak profesjonaliści. Po wykonaniu utworu uśmiechnęłam się lekko do niego a on to odwzajemnił.
Kiedy spotkanie dobiegło końca, wybraliśmy się na obiado - kolację do pobliskiej restauracji. Zamówiłam kurczaka z ziemniakami i czerwone wino. Posiłek był przepyszny. Bardzo mi smakował i posiliłam się wystarczająco. Po wspólnej kolacji kierowca odwiózł nas do hotelu. Ja od razu przebrałam się w piżamę bo byłam zmęczona, zmyłam makijaż i przyszykowałam się do snu. Postanowiłam jeszcze zadzwonić do Fran i wszystko jej opowiedzieć. Obdzwoniłam też Camilę, Ludmiłę i zadzwoniłam do domu. Zastanawiałam się, czy mam dzwonić do Leona. Pewnie jest zmęczony, zadzwonię jutro, a dzisiaj położę się wcześniej. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Następnego dnia wstałam po godzinie 10:00. Martiny nie było w pokoju. Całe pomieszczenie ogarniała ciemność i chłód. Podeszłam do okna i zamknęłam je. Krople deszczu monotonnie uderzały o szyby, ale żaluzje były opuszczone. Popatrzyłam chwilę na miasto i zasunęłam ostatnią żaluzję. Zastanawiałam się, gdzie podziała się moja przyjaciółka. Byłam głodna, więc wygrzebałam z lodówki jajka, wędlinę, ser i szczypiorek i usmażyłam sobie omlet. Po śniadaniu nadal nie miałam pojęcia, gdzie podziewa się Martina. Sięgnęłam po telefon, aby do niej zadzwonić, kiedy zobaczyłam na ekranie nieodebrane połączenie od Leona. Serce zaczęło mi szybciej bić. Czy już się lepiej poczuł? Chciał ze mną porozmawiać? Powinnam oddzwonić? Nie namyślając się długo kliknęłam "połącz" i zdenerwowana przyłożyłam telefon do ucha. Długo nikt nie odbierał i już miałam się rozłączyć, kiedy nagle usłyszałam głos Leona.
- Halo?
- Leon? Leon, cześć, to ja, Violetta. Jak się czujesz?
- Już lepiej - odparł łagodnym głosem. Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu. - A ty?
- Dobrze, dziękuję. Dzwoniłeś do mnie?
- Tak. Tęskniłem za tobą - wyznał chrapliwym głosem na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Ja też za tobą tęskniłam - wyszeptałam. Po chwili ciszy w słuchawce odezwał się głos Leona.
- Co słychać w Los Angeles? Kiedy wracasz?
- Wszystko dobrze, opowiem ci jak wrócę. Od razu po powrocie do ciebie wpadnę. Nie wiem jeszcze kiedy wracam, ale na pewno niedługo. Jutro mamy sesję i wywiad dla Hollywoodzkiego magazynu Red Carpet.
- Przywieziesz mi jeden egzemplarz?
- Jasne, skoro chcesz - uśmiechnęłam się. 
- Muszę kończyć Violu, pielęgniarka będzie mi zmieniać opatrunek.
- Dobrze, trzymaj się.
- Ty też - odpowiedział łagodnym tonem który mnie uspokajał. Rozłączyliśmy się i siedziałam tak dłuższą chwilę zatopiona w marzeniach. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka i w tej samej chwili do pokoju wkroczył Diego.
- Musimy porozmawiać - powiedział zdecydowanie.
- Nie mamy o czym - odparłam oschle nie patrząc na niego. Chłopak bez zastanowienia zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni. Spojrzałam na niego zdziwiona i lekko przestaszona. Podszedł do mnie bardzo blisko i spojrzał mi w oczy.
- Musisz mnie wysłuchać czy tego chcesz, czy nie.
- O co ci chodzi? Mnie też pobijesz? - zapytałam odważnie.
-  Violetta to wszystko wyszło inaczej niż miało wyjść. Ja nie chciałem go pobić ale kiedy zobaczyłem jak on się do ciebie dobiera nie wytrzymałem i musiałem pokazać mu gdzie jego miejsce - powiedział wściekły.
- Dobrze wiesz jak ja nienawidzę przemocy - odparłam ze złością nie patrząc na niego.
- A co miałem zrobić?! On zaczął się do ciebie dobierać! 
- Nawet mnie nie dotknął! Ale dzięki temu poznałam twoją prawdziwą twarz - odparowałam. Diego już chciał coś odpowiedzieć ale na całe szczęście w tym momencie do pokoju weszła Martina. Zmieszana zapytała, co się dzieje, a wtedy zrezygnowany i wściekły Diego wyszedł z pomieszczenia. 
Rozstrzęsiona usiadłam na łóżku i zakryłam twarz w dłoniach. Martina podeszła do mnie powoli.
- Wszystko okej? - spytała delikatnie. 
- Tak - odparłam po chwili. - Nie gadajmy o tym - poprosiłam. 
- Gdzie byłaś?
- Poszłam z Jorge na randkę do kafejki. Od rana dzisiaj leje więc szybko wróciliśmy. Jadłaś coś?
- Tak, zrobiłam sobie omlet.
- Może obejrzymy jakiś film? I zamówimy sobie pizzę?
- Okej - odparłam w nieco lepszym nastroju. Włączyłyśmy "Legalną blondynkę" na laptopie i czekając na pizzę, zajadałyśmy chipsy. Tak właśnie spędziłyśmy cały dzień i dzięki Martinie poszłam spać w dobrym nastroju.

Następnego dnia musiałam wstać wcześnie rano, ponieważ byliśmy umówieni na wywiad i sesję dla magazynu "Stars". Od razu po śniadaniu pojechaliśmy do siedziby gazety. Najpierw zaproszona nas na wywiad, który przeprowadziła z nami Rebecca, piękna młoda kobieta. Wywiad był na temat płyty, serialu i naszych planów na przyszłość. Następnie musieliśmy się przebrać na sesję. Dla mnie wybrano bajeczną, zieloną sukienkę z czerwonymi kwiatami i czarne koturny. Założyłam naszyjnik ze znakiem nieskończoności. Włosy rozpuszczono mi i pokręcono w bardzo drobne loczki. Zrobiono mi cudowny makijaż. Moich przyjaciół także wystylizowano jak prawdziwe gwiazdy. Pojechaliśmy na łono natury, do pięknego, dzikiego lasu. Zdjęcia wyszły niesamowicie i już nie mogę się doczekać żeby przeczytać artykuł. 

*dwa dni później*

Wróciłam do Buenos Aires. Prosto z lostniska pojechałam do szpitala, w którym leżał Leon. Poprosiłam Ramallo, żeby zawiózł moje walizki do domu, a ja od razu pobiegłam do sali przyjaciela. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam zdrowego Leona. Wyglądał znacznie lepiej niż tydzień temu - wszystkie siniaki i strupy zniknęły, jego twarz odzyskała swój dawny wygląd, i nie licząc szwu na brwi, wyglądał bardzo dobrze. Ucieszył się na mój widok.
- Violetta - powiedział zadowolony.
- Leon - westchnęłam wzruszona i szczęśliwa, że mogę go przytulić. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. On odwzajemnił mój uścisk i tak siedzieliśmy przytuleni, w ciszy, szczęśliwi.