Długo patrzyłam w oczy nieznajomego przystojniaka, aż wreszcie chłopak się ocknął i pomógł mi wstać. Chciałam coś powiedzieć, zapytać o jego imię, ale nie mogłam nic wykrztusić.
- Nic ci nie jest? - spytał chłopak.
- Nie, dzięki - odparłam prawie szeptem. Po tych słował chłopak odszedł, zanim zdołałam go zatrzymać. Podbiegł do mnie Ruggero.
- Nic ci nie jest? Wszystko okej? Kto to był? Ale się upaprałaś! No nic, to się chyba spierze, lepiej chodźmy już do domu.
Wróciłam do domu i przebrałam się. Candelaria wrzuciła moją bluzkę do pralki, a ja poszłam na górę do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć o tym intrygującym nieznajomym przystojniaku, który w tak romantyczny sposób uratował mnie od upadku, a potem bez żadnych wyjaśnień sobie poszedł. Byłam trochę rozczarowana tym, że już go więcej nie spotkam. Wyciągnęłam pamiętnik, który kupiłam dziś na mieście. Wcześniej nie prowadziłam pamiętnika, ale postanowiłam go założyć i opisywać swój pobyt w Argentynie. Zeszyt był śliczny, miał twardą okładkę w granatowym kolorze, do którego przypięte były różowe i turkusowe pastelowe motylki. W śrdoku był cały pusty, mogłam więc puścić wodze fantazji. Opisałam dzisiejszy dzień i to niezwykłe spotkanie z chłopakiem o pięknych oczach. Jestem w tym mieście dopiero dwa dni, a już zdążyłam wpaść na chłopaka, o którym nie mogę przestać myśleć, i zatańczyć z nieznajomymi na ulicy. W obydwu sytuacjach ogarnęło mnie dziwne, ale bardzo przyjemne uczucie, którego wcześniej nie znałam. Co to może być?
*tydzień później*
Dziś wstałam wcześnie rano. Byłam bardzo podekscytowana tym, że dziś rozpoczyna się mój pierwszy rok akademicki. Byłam też trochę niespokojna, ponieważ nie wiedziałam, co mnie czeka. Wybrałam kierunek studiów: biologia, ponieważ w przyszłości chciałabym zostać lekarzem i pomagać ludziom. Pomimo że lubię ten przedmiot, tak samo jak wszystkie inne przedmioty ścisłe, to jednak nadal nie wiem co mnie czeka na uczelni i dlatego się trochę stresuję.
Rugge i Cande chcieli mi towarzyszyć, za co byłam im bardzo wdzięczna. Potrzebowałam kogoś bliskiego. Podczas tego tygodnia w Buenos Aires zdążyłam już na dobre zaprzyjaźnić się z dziewczyną mojego kuzyna. Naprawdę dobrze się dogadujemy.
Na rozpoczęcie roku musiałam ubrać się na galowo, więc wybrałam białą, luźną sukienkę z frędzlami u dołu i czarny żakiet z rękawami 3/4. Zrobiłam delikatny makijaż, podkreślając oczy i usta. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
Doszliśmy na miejsce akurat na czas. Rozpoczęła się ceremonia rozpoczęcia i każdy został przydzielony do odpowiednich klas. Ja akurat trafiłam do klasy pani profesor Claudi, razem z 15 innymi osobami. Musiałam opuścić przyjaciół i pójść do sali, w której profesor miała nam wyjaśnić wszystkie zasady obowiązujące na tej uczelni. Zerkałam na ludzi z mojej klasy. Było tam dużo ładnych dziewczyn. Jedna z nich także na mnie spojrzała i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Dziewczyna była bardzo ładna, miała czarne włosy, jasną cerę i zaraźliwy uśmiech. Była szczupła i dość wysoka, choć była w obcasach, tak jak ja i większość dziewczyn. Ubrana w powiewną, granatową sukienkę ze złotym paskiem, szła razem z kilkoma ładnymi chłopakami i jakąś równie ładną koleżanką. Pewnie znają się od dawna, pomyślałam.
Wszyscy weszliśmy do dużej sali wykładowej i zajęliśmy miejsca. Na końcu weszła profesor Claudia Brant. Była sympatyczną, niską brunetką w wieku około 40 lat. Stanęła na środku i poprosiła nas o ciszę.
- Witam drogich pierwszaków. Nazywam się Claudia Brant i będę waszą wychowawczynią* przez najbliższe cztery lata. Będę was uczyć biologii, a dokładniej w tym roku zajmiemy się anatomią człowieka. W głównym hollu wisi wielka tablica, na której są wywieszone wasze rozkłady zajęć oraz nazwiska poszczególnych profesorów. Ja postanowiłam ułatwić wam życie i wydrukowałam rozkłady zajęć dla każdego z was, dostaniecie je po spotkaniu. A teraz opowiem wam o zasadach panujących na tej uczelni.
Pani profesor gadała i gadała, dla mnie to nie było nic nowego, więc się nudziłam. Potem każdy z nas się przedstawił i powiedział coś o sobie. Okazało się, że sympatyczna czarnowłosa dziewczyna ma na imię Lodovica i pochodzi z Włoch, podobnie jak mój kuzyn. Jej koledzy to Facundo, Samuel i Nicolas, a jej ładna koleżanka ma na imię Valeria. Wszyscy wydają się sympatyczni. Kiedy przyszła kolej na mnie, wstałam i powiedziałam:
- Nazywam się Martina Stoessel i pochodzę z Madrytu. W Buenos Aires jestem od niedawna i bardzo mi się tu podoba. Interesuję się naukami ścisłymi, a w wolnym czasie słucham muzyki, czytam książki i maluję.
Kiedy było już po wszystkim, wzięłam swój plan zajęć i skierowałam się do wyjścia. Na korytarzu podeszła do mnie Lodovica.
- Cześć, jestem Lodo. Jak się masz? - zapytała z uśmiechem.
- Dobrze, a ty?
- Ja też. Tak samo jak ty jestem tu pierwszy raz w życiu - wyznała.
- Więc jakim cudem mówisz po hiszpańsku? - zdziwiłam się.
- Moja babcia pochodzi z Aegentyny i mieszkała razem z nami we Włoszech, musiałam się z nią jakoś porozumiewać, dlatego tak dobrze mówię po hiszpańsku.
- Ah, rozumiem. A twoi przyjaciele?
- Oni pochodzą z Argentyny. Chcesz się z nami przejść na lody?
- Jasne, tylko poszukam jeszcze listy profesorów, chcę wiedzieć, kto nas będzie uczył.
- Okej, my wzięliśmy swoje listy już wcześniej, czekamy na ciebie przy głównej bramie.
- Zaraz do was dołączę - obiecałam z uśmiechem. Ruszyłam korytarzem w poszukiwaniu tej wielkiej tablicy z nazwiskami profesorów. Kiedy wreszcie do niej dotarłam, spisałam potrzebne informacje i chciałam poszukać wyjścia. Przeciskając się przez tłum, potknęłam się oczywiście i wpadłam na kogoś. Ten ktoś mnie przytrzymał i pomógł wstać. Zobaczyłam twarz tego chłopaka i nie wierzyłam własnym oczom. To był ten sam przystojny brunet, który uratował mnie przed upadkiem tydzień temu w kawiarnii.
- Często tak wpadasz na ludzi? - zapytał, nadal mnie trzymając. Jego głos był taki głęboki. Stojąc tak blisko, wyczułam jego piękny zapach.
- Tylko na takich ratowników jak ty - odparłam odważnie. Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z kamienną twarzą, a później przepięknie się uśmiechnął. Serce biło mi jak szalone. Od razu zakochałam się w tym uśmiechu.
- Ciebie mógłbym łapać zawsze. I wszędzie - wyszeptał mi do ucha. Na te słowa do mojego ciała napłynęła fala gorąca. Chciałam coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam, on szybko oddalił się ze słowami "na razie, piękna". W tym momencie pojawiła się Lodovica.
- Hej, co jest? Zgubiłaś się, czy co?
- No chyba tak, nie znam tego budynku i... - jąkałam się.
- Nie ważne, chodźmy wreszcie na te lody! - wykrzyknęła energicznie, prowadząc mnie do wyjścia.
*wieczorem*
Spędziłam bardzo miłe popołudnie w gronie moich nowych kolegów z uczelni. Wszyscy mają świetne poczucie humoru, są bardzo przyjaźni i w ogóle bardzo fajnie nam się rozmawiało. Jednak kiedy wróciłam do domu, powróciły wspomnienia z tamtych chwil, kiedy spotykałam tego tajemniczego, przystojnego chłopaka.
Byłam tak zamyślona i zatopiona w muzyce, że nawet nie zauważyłam, kiedy Cande weszła do mojego pokoju.
- Mogę wejść? - zapytała.
- Tak, jasne, usiądź - powiedziałam wskazując łóżko. Dziewczyna usiadła i powiedziała:
- Wołałam cię na podwieczorek, ale nie odpowiadałaś, więc przyszłam zobaczyć co z tobą i przy okazji przyniosłam ci koktajl.
- Dzięki! Naprawdę? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Właśnie widzę. Chcesz pogadać? - zapytała delikatnie. Chyba mogę jej zaufać. Mam potrzebę wygadania się komuś.
Opowiedziałam jej całą historię z tym tajemniczym chłopakiem, którego imienia nadal nie znam. Mam nadzieję, że chodzi na tą samą uczelnię, co ja, dzięki temu będę go częściej widywać. Wyznałam jej, że kiedy go widzę, ogarnia mnie nieznane uczucie. Cande uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ty chyba nigdy nie byłaś zakochana, co?
- Nie, tak na prawdę nie miałam na to czasu, ani ochoty - wyznałam. - Byłam bardzo pochłonięta nauką. Co prawda miałam paru znajomych i byłam zauroczona paroma chłopakami, ale to nie było nic poważnego.
- No to najwyższy czas, żebyś się zakochała! - zawołała radośnie Cande. - Posłuchaj, miłość to bardzo dobre uczucie. Skoro czujesz coś nieznanego i jednocześnie dobrego, to wiesz, że to miłość. Ona przychodzi niespodziewanie, w momencie, kiedy w ogóle się tego nie spodziewasz i daje ci dużo dobrego. Pozwól jej się rozwijać. Jeśli ty i ten chłopak jesteście sobie przeznaczeni, to w końcu znów się spotkacie i poznacie. Uwierz mi, wszystko będzie dobrze, musisz tylko ufać.
Po rozmowie z dziewczyną mojego kuzyna od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Wypiłam koktajlt i wzięłam prysznic, a kiedy wróciłam do pokoju, usłyszałam dźwięk telefonu. To była Lodovica.
- Halo?
- Hej Tini - przywitała się koleżanka. - Mogę cię tak nazywać?
- Jasne - ucieszyłam się, nigdy wcześniej nikt nie nazywał mnie zdrobniale poza rodzicami. - Coś się stało?
- Nic takiego, po prostu zgubiłam plan i nie wiem, jakie mamy jutro zajęcia. Mogłabyś mi to podyktować?
Podałam plan zajęć koleżance i umówiłyśmy się, że ona jutro rano przyjdzie po mnie i razem pójdziemy na uczelnię. Położyłam się w łóżku i zaczęłam rozmyślać o tych pięknych, brązowych oczach, aż wreszcie zasnęłam.
*następny dzień*
Dzisiaj jest wtorek, a we wtorki moje zajęcia zaczynają się o 9:00. Wstałam godzinę przed zajęciami, wzięłam prysznic i zjadłam pyszne naleśniki z truskawkami na śniadanie. Spakowałam wszystko, co potrzebne do torby i stanęłam przed trunym wyborem: co na siebie włożyć. W końcu wybrałam taki zestaw: białe, obcisłe jeansy z dziurami na kolanach oraz granatową koszulkę bez rękawów. Założyłam moje zamszowe obcasy i uczesałam włosy. Kiedy kończyłam się malować, do drzwi zadzwonił dzwonek. To pewnie Lodo, więc zbiegłam na dół i przywitałam radośnie przyjaciółkę. Dotarłyśmy razem na uczelnię. Obie byłyśmy nieco zdenerwowane i podekscytowane. W środku już czekała na nas reszta paczki.
- Hej, dziewczyny - przywitał nas Nico. - Wybrałyście już swoje zajęcia dodatkowe?
- Jakie zajęcia dodatkowe? - zapytałyśmy zdziwione.
- Każdy student pierwszego roku musi zapisać się na jakieś zajęcia dodatkowe - wyjaśnił Samuel.
- A jakie są dostępne? - spytałam.
- Zajęcia artystyczne, sportowe i muzyczne. Co wybieracie?
Spojrzałam na Lodo. Włoszka zdecydowanie wybrała muzykę, więc ja też postanowiłam zapisać się na te zajęcia. W końcu umiem grać na fortepianie a na gitarze chciałabym się nauczyć. Niestety nie mam zbyt pięknego głosu. Rodzice mówią, że jest całkiem ładny, ale pewnie mówią to żeby nie zrobić mi przykrości. No ale trudno - idę na zajęcia muzyczne!
- Dziś pierwsza lekcja - oznajmiła Fran. Mamy udać się do sali muzycznej na trzecie piętro zaraz po ostatnim wykładzie.
*kilka godzin później*
- I przejrzyjcie, proszę, rozdział drugi w waszych podręcznikach - krzyknęła pani profesor na koniec zajęć. Szybko wyszliśmy z sali i skierowaliśmy swoje kroki na trzecie piętro. Razem ze mną i Lodovicą na zajęcia zapisali się Nico, Facu i Samu. Niestety nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie jest sala muzyczna i dlatego postanowiliśmy się rozdzielić i jej poszukać. Chłopcy poszli w lewo, a my w prawo. Kiedy tak szłyśmy korytarzem, z daleka ujrzałam znajomą sylwetkę. To był wysoki, dobrze zbudowany brunet w białej koszulce i jeansach. Po chwili obrócił głowę w kierunku kolegi, tak że mogłam zobaczyć jego profil. Poznałam go. To był ten sam chłopak, na którego ciągle wpadam. Niestety chłopak przyspieszył kroku oddalając się od nas, więc nie czekając ani chwili pobiegłam za nim, ciągnąc Lodo ze sobą.
- Gdzie tak biegniesz? - krzyczała.
- Oj nie ważne, chodźmy - ponaglałam ją. W końcu udało nam się dogonić chłopaka. Dobiegłyśmy do niego akurat, kiedy otwierał drzwi z napisem: "SALA MUZYCZNA". Świetnie! To znaczy, że będę go często widywać! Cande miała rację. Przeznaczenie mimo wszystko ciągle stawia nas na swoich drogach.
Weszłyśmy do sali szybkim krokiem. Tam czekali już na nas koledzy. Zdziwiony brunet spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.
- A wy tu czego szukacie? - zapytał młody profesor w okularach z burzą czarnych loków.
- Myyy... my przyszłyśmy na zajęcia muzyczne - wyjąkała Lodovica.
- W takim razie siadajcie - odparł przyjaźnie profesor, wskazując nam kolorowe krzesła naprzeciw siebie. Usiadłyśmy i rozejrzałyśmy się po sali. Była duża i kolorowa, miała dużo krzeseł i poduszek do siedzenia. Widać było, że panuje tu luźny klimat. Pod jedną ze ścian stały/wisiały instrumenty muzyczne. W sali znajdowało się także odpowiednie nagłośnienie.
Profesor Roberto kazał mówić do siebie Beto. Był bardzo przyjazny i wesoły, nawet trochę roztargnięty. Wytłumaczył nam, co będziemy robić na zajęciach oraz powiedział nam, że oprócz jego lekcji w planie są także lekcje śpiewu z niejaką Angie i lekcje tańca z Gregorio. Ucieszyłam się ale bałam się lekcji śpiewu. Cały czas zerkałam na tego bruneta. On nie patrzył na mnie, ale wyglądał tak bosko, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przez całą lekcję siedział cicho i sprawiał wrażenie bardzo zaciekawionego.
- No dobrze, do zobaczenia za tydzień. Za dwa dni macie lekcję śpiewu z Angie. A teraz żegnam was, drodzy studenci - zaśpiewał profesor wychodząc z sali. Zauważyłam, że tamten chłopak od razu wstał i wyszedł. Nie zastanawiając się długo, szybko wstałam i podeszłam do tego chłopaka. Jednak zanim do niego doszłam, na przejściu stanęła mi jakaś blondynka. Chyba znała tego chłopaka, chwilę rozmawiali, a potem razem wyszli z sali. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu i straciłam dobry humor. Wyszłam z uczelni nie czekając na znajomych i poszłam w kierunku osamotnionego parku. Przechadzałam się nosząc w sercu to dziwne, nieprzyjemne uczucie, aż w końcu usiadłam na drewnianej ławce nad stawem. Siedziałam i myślałam. Jak mogłam być tak głupia? Przecież to oczywiste, że taki chłopak jak on musi mieć dziewczynę. Chociaż sposób, w jaki się na mnie patrzył mówił co innego. Nie rozumiem tego. Czuję się dziwnie w tej całej sytuacji, ale co mogę zrobić? Przecież nie będę niszczyć mu związku.
Gdy tak siedziałam i myślałam, podszedł do mnie ładny chłopak.
- Czemu taka ładna dziewczyna jak ty siedzi tutaj sama i smutna? - zapytał z uśmiechem. Spojrzałam na niego. Miał blond włosy i niebieskie oczy, był wysoki i dobrze zbudowany.
- Nie no co ty, nie jestem smutna - odparłam z lekkim uśmiechem. Jednak on nie dał się zwieść. Pochylił się nade mną i delikatnie uniósł podbródek.
- A powiesz mi to prosto w oczy?
Spojrzałam w jego niebieskie oczy i na moment moje serce się zatrzymało, a oddech stał się szybki i nierówny. Chłopak był tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Nie wiedziałam co mam robić. Siedziałam zatopiona w jego oczach.
*tydzień później*
Dziś wstałam wcześnie rano. Byłam bardzo podekscytowana tym, że dziś rozpoczyna się mój pierwszy rok akademicki. Byłam też trochę niespokojna, ponieważ nie wiedziałam, co mnie czeka. Wybrałam kierunek studiów: biologia, ponieważ w przyszłości chciałabym zostać lekarzem i pomagać ludziom. Pomimo że lubię ten przedmiot, tak samo jak wszystkie inne przedmioty ścisłe, to jednak nadal nie wiem co mnie czeka na uczelni i dlatego się trochę stresuję.
Rugge i Cande chcieli mi towarzyszyć, za co byłam im bardzo wdzięczna. Potrzebowałam kogoś bliskiego. Podczas tego tygodnia w Buenos Aires zdążyłam już na dobre zaprzyjaźnić się z dziewczyną mojego kuzyna. Naprawdę dobrze się dogadujemy.
Na rozpoczęcie roku musiałam ubrać się na galowo, więc wybrałam białą, luźną sukienkę z frędzlami u dołu i czarny żakiet z rękawami 3/4. Zrobiłam delikatny makijaż, podkreślając oczy i usta. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
Doszliśmy na miejsce akurat na czas. Rozpoczęła się ceremonia rozpoczęcia i każdy został przydzielony do odpowiednich klas. Ja akurat trafiłam do klasy pani profesor Claudi, razem z 15 innymi osobami. Musiałam opuścić przyjaciół i pójść do sali, w której profesor miała nam wyjaśnić wszystkie zasady obowiązujące na tej uczelni. Zerkałam na ludzi z mojej klasy. Było tam dużo ładnych dziewczyn. Jedna z nich także na mnie spojrzała i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Dziewczyna była bardzo ładna, miała czarne włosy, jasną cerę i zaraźliwy uśmiech. Była szczupła i dość wysoka, choć była w obcasach, tak jak ja i większość dziewczyn. Ubrana w powiewną, granatową sukienkę ze złotym paskiem, szła razem z kilkoma ładnymi chłopakami i jakąś równie ładną koleżanką. Pewnie znają się od dawna, pomyślałam.
Wszyscy weszliśmy do dużej sali wykładowej i zajęliśmy miejsca. Na końcu weszła profesor Claudia Brant. Była sympatyczną, niską brunetką w wieku około 40 lat. Stanęła na środku i poprosiła nas o ciszę.
- Witam drogich pierwszaków. Nazywam się Claudia Brant i będę waszą wychowawczynią* przez najbliższe cztery lata. Będę was uczyć biologii, a dokładniej w tym roku zajmiemy się anatomią człowieka. W głównym hollu wisi wielka tablica, na której są wywieszone wasze rozkłady zajęć oraz nazwiska poszczególnych profesorów. Ja postanowiłam ułatwić wam życie i wydrukowałam rozkłady zajęć dla każdego z was, dostaniecie je po spotkaniu. A teraz opowiem wam o zasadach panujących na tej uczelni.
Pani profesor gadała i gadała, dla mnie to nie było nic nowego, więc się nudziłam. Potem każdy z nas się przedstawił i powiedział coś o sobie. Okazało się, że sympatyczna czarnowłosa dziewczyna ma na imię Lodovica i pochodzi z Włoch, podobnie jak mój kuzyn. Jej koledzy to Facundo, Samuel i Nicolas, a jej ładna koleżanka ma na imię Valeria. Wszyscy wydają się sympatyczni. Kiedy przyszła kolej na mnie, wstałam i powiedziałam:
- Nazywam się Martina Stoessel i pochodzę z Madrytu. W Buenos Aires jestem od niedawna i bardzo mi się tu podoba. Interesuję się naukami ścisłymi, a w wolnym czasie słucham muzyki, czytam książki i maluję.
Kiedy było już po wszystkim, wzięłam swój plan zajęć i skierowałam się do wyjścia. Na korytarzu podeszła do mnie Lodovica.
- Cześć, jestem Lodo. Jak się masz? - zapytała z uśmiechem.
- Dobrze, a ty?
- Ja też. Tak samo jak ty jestem tu pierwszy raz w życiu - wyznała.
- Więc jakim cudem mówisz po hiszpańsku? - zdziwiłam się.
- Moja babcia pochodzi z Aegentyny i mieszkała razem z nami we Włoszech, musiałam się z nią jakoś porozumiewać, dlatego tak dobrze mówię po hiszpańsku.
- Ah, rozumiem. A twoi przyjaciele?
- Oni pochodzą z Argentyny. Chcesz się z nami przejść na lody?
- Jasne, tylko poszukam jeszcze listy profesorów, chcę wiedzieć, kto nas będzie uczył.
- Okej, my wzięliśmy swoje listy już wcześniej, czekamy na ciebie przy głównej bramie.
- Zaraz do was dołączę - obiecałam z uśmiechem. Ruszyłam korytarzem w poszukiwaniu tej wielkiej tablicy z nazwiskami profesorów. Kiedy wreszcie do niej dotarłam, spisałam potrzebne informacje i chciałam poszukać wyjścia. Przeciskając się przez tłum, potknęłam się oczywiście i wpadłam na kogoś. Ten ktoś mnie przytrzymał i pomógł wstać. Zobaczyłam twarz tego chłopaka i nie wierzyłam własnym oczom. To był ten sam przystojny brunet, który uratował mnie przed upadkiem tydzień temu w kawiarnii.
- Często tak wpadasz na ludzi? - zapytał, nadal mnie trzymając. Jego głos był taki głęboki. Stojąc tak blisko, wyczułam jego piękny zapach.
- Tylko na takich ratowników jak ty - odparłam odważnie. Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z kamienną twarzą, a później przepięknie się uśmiechnął. Serce biło mi jak szalone. Od razu zakochałam się w tym uśmiechu.
- Ciebie mógłbym łapać zawsze. I wszędzie - wyszeptał mi do ucha. Na te słowa do mojego ciała napłynęła fala gorąca. Chciałam coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam, on szybko oddalił się ze słowami "na razie, piękna". W tym momencie pojawiła się Lodovica.
- Hej, co jest? Zgubiłaś się, czy co?
- No chyba tak, nie znam tego budynku i... - jąkałam się.
- Nie ważne, chodźmy wreszcie na te lody! - wykrzyknęła energicznie, prowadząc mnie do wyjścia.
*wieczorem*
Spędziłam bardzo miłe popołudnie w gronie moich nowych kolegów z uczelni. Wszyscy mają świetne poczucie humoru, są bardzo przyjaźni i w ogóle bardzo fajnie nam się rozmawiało. Jednak kiedy wróciłam do domu, powróciły wspomnienia z tamtych chwil, kiedy spotykałam tego tajemniczego, przystojnego chłopaka.
Byłam tak zamyślona i zatopiona w muzyce, że nawet nie zauważyłam, kiedy Cande weszła do mojego pokoju.
- Mogę wejść? - zapytała.
- Tak, jasne, usiądź - powiedziałam wskazując łóżko. Dziewczyna usiadła i powiedziała:
- Wołałam cię na podwieczorek, ale nie odpowiadałaś, więc przyszłam zobaczyć co z tobą i przy okazji przyniosłam ci koktajl.
- Dzięki! Naprawdę? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Właśnie widzę. Chcesz pogadać? - zapytała delikatnie. Chyba mogę jej zaufać. Mam potrzebę wygadania się komuś.
Opowiedziałam jej całą historię z tym tajemniczym chłopakiem, którego imienia nadal nie znam. Mam nadzieję, że chodzi na tą samą uczelnię, co ja, dzięki temu będę go częściej widywać. Wyznałam jej, że kiedy go widzę, ogarnia mnie nieznane uczucie. Cande uśmiechnęła się i powiedziała:
- Ty chyba nigdy nie byłaś zakochana, co?
- Nie, tak na prawdę nie miałam na to czasu, ani ochoty - wyznałam. - Byłam bardzo pochłonięta nauką. Co prawda miałam paru znajomych i byłam zauroczona paroma chłopakami, ale to nie było nic poważnego.
- No to najwyższy czas, żebyś się zakochała! - zawołała radośnie Cande. - Posłuchaj, miłość to bardzo dobre uczucie. Skoro czujesz coś nieznanego i jednocześnie dobrego, to wiesz, że to miłość. Ona przychodzi niespodziewanie, w momencie, kiedy w ogóle się tego nie spodziewasz i daje ci dużo dobrego. Pozwól jej się rozwijać. Jeśli ty i ten chłopak jesteście sobie przeznaczeni, to w końcu znów się spotkacie i poznacie. Uwierz mi, wszystko będzie dobrze, musisz tylko ufać.
Po rozmowie z dziewczyną mojego kuzyna od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Wypiłam koktajlt i wzięłam prysznic, a kiedy wróciłam do pokoju, usłyszałam dźwięk telefonu. To była Lodovica.
- Halo?
- Hej Tini - przywitała się koleżanka. - Mogę cię tak nazywać?
- Jasne - ucieszyłam się, nigdy wcześniej nikt nie nazywał mnie zdrobniale poza rodzicami. - Coś się stało?
- Nic takiego, po prostu zgubiłam plan i nie wiem, jakie mamy jutro zajęcia. Mogłabyś mi to podyktować?
Podałam plan zajęć koleżance i umówiłyśmy się, że ona jutro rano przyjdzie po mnie i razem pójdziemy na uczelnię. Położyłam się w łóżku i zaczęłam rozmyślać o tych pięknych, brązowych oczach, aż wreszcie zasnęłam.
*następny dzień*
Dzisiaj jest wtorek, a we wtorki moje zajęcia zaczynają się o 9:00. Wstałam godzinę przed zajęciami, wzięłam prysznic i zjadłam pyszne naleśniki z truskawkami na śniadanie. Spakowałam wszystko, co potrzebne do torby i stanęłam przed trunym wyborem: co na siebie włożyć. W końcu wybrałam taki zestaw: białe, obcisłe jeansy z dziurami na kolanach oraz granatową koszulkę bez rękawów. Założyłam moje zamszowe obcasy i uczesałam włosy. Kiedy kończyłam się malować, do drzwi zadzwonił dzwonek. To pewnie Lodo, więc zbiegłam na dół i przywitałam radośnie przyjaciółkę. Dotarłyśmy razem na uczelnię. Obie byłyśmy nieco zdenerwowane i podekscytowane. W środku już czekała na nas reszta paczki.
- Hej, dziewczyny - przywitał nas Nico. - Wybrałyście już swoje zajęcia dodatkowe?
- Jakie zajęcia dodatkowe? - zapytałyśmy zdziwione.
- Każdy student pierwszego roku musi zapisać się na jakieś zajęcia dodatkowe - wyjaśnił Samuel.
- A jakie są dostępne? - spytałam.
- Zajęcia artystyczne, sportowe i muzyczne. Co wybieracie?
Spojrzałam na Lodo. Włoszka zdecydowanie wybrała muzykę, więc ja też postanowiłam zapisać się na te zajęcia. W końcu umiem grać na fortepianie a na gitarze chciałabym się nauczyć. Niestety nie mam zbyt pięknego głosu. Rodzice mówią, że jest całkiem ładny, ale pewnie mówią to żeby nie zrobić mi przykrości. No ale trudno - idę na zajęcia muzyczne!
- Dziś pierwsza lekcja - oznajmiła Fran. Mamy udać się do sali muzycznej na trzecie piętro zaraz po ostatnim wykładzie.
*kilka godzin później*
- I przejrzyjcie, proszę, rozdział drugi w waszych podręcznikach - krzyknęła pani profesor na koniec zajęć. Szybko wyszliśmy z sali i skierowaliśmy swoje kroki na trzecie piętro. Razem ze mną i Lodovicą na zajęcia zapisali się Nico, Facu i Samu. Niestety nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie jest sala muzyczna i dlatego postanowiliśmy się rozdzielić i jej poszukać. Chłopcy poszli w lewo, a my w prawo. Kiedy tak szłyśmy korytarzem, z daleka ujrzałam znajomą sylwetkę. To był wysoki, dobrze zbudowany brunet w białej koszulce i jeansach. Po chwili obrócił głowę w kierunku kolegi, tak że mogłam zobaczyć jego profil. Poznałam go. To był ten sam chłopak, na którego ciągle wpadam. Niestety chłopak przyspieszył kroku oddalając się od nas, więc nie czekając ani chwili pobiegłam za nim, ciągnąc Lodo ze sobą.
- Gdzie tak biegniesz? - krzyczała.
- Oj nie ważne, chodźmy - ponaglałam ją. W końcu udało nam się dogonić chłopaka. Dobiegłyśmy do niego akurat, kiedy otwierał drzwi z napisem: "SALA MUZYCZNA". Świetnie! To znaczy, że będę go często widywać! Cande miała rację. Przeznaczenie mimo wszystko ciągle stawia nas na swoich drogach.
Weszłyśmy do sali szybkim krokiem. Tam czekali już na nas koledzy. Zdziwiony brunet spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha.
- A wy tu czego szukacie? - zapytał młody profesor w okularach z burzą czarnych loków.
- Myyy... my przyszłyśmy na zajęcia muzyczne - wyjąkała Lodovica.
- W takim razie siadajcie - odparł przyjaźnie profesor, wskazując nam kolorowe krzesła naprzeciw siebie. Usiadłyśmy i rozejrzałyśmy się po sali. Była duża i kolorowa, miała dużo krzeseł i poduszek do siedzenia. Widać było, że panuje tu luźny klimat. Pod jedną ze ścian stały/wisiały instrumenty muzyczne. W sali znajdowało się także odpowiednie nagłośnienie.
Profesor Roberto kazał mówić do siebie Beto. Był bardzo przyjazny i wesoły, nawet trochę roztargnięty. Wytłumaczył nam, co będziemy robić na zajęciach oraz powiedział nam, że oprócz jego lekcji w planie są także lekcje śpiewu z niejaką Angie i lekcje tańca z Gregorio. Ucieszyłam się ale bałam się lekcji śpiewu. Cały czas zerkałam na tego bruneta. On nie patrzył na mnie, ale wyglądał tak bosko, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przez całą lekcję siedział cicho i sprawiał wrażenie bardzo zaciekawionego.
- No dobrze, do zobaczenia za tydzień. Za dwa dni macie lekcję śpiewu z Angie. A teraz żegnam was, drodzy studenci - zaśpiewał profesor wychodząc z sali. Zauważyłam, że tamten chłopak od razu wstał i wyszedł. Nie zastanawiając się długo, szybko wstałam i podeszłam do tego chłopaka. Jednak zanim do niego doszłam, na przejściu stanęła mi jakaś blondynka. Chyba znała tego chłopaka, chwilę rozmawiali, a potem razem wyszli z sali. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu i straciłam dobry humor. Wyszłam z uczelni nie czekając na znajomych i poszłam w kierunku osamotnionego parku. Przechadzałam się nosząc w sercu to dziwne, nieprzyjemne uczucie, aż w końcu usiadłam na drewnianej ławce nad stawem. Siedziałam i myślałam. Jak mogłam być tak głupia? Przecież to oczywiste, że taki chłopak jak on musi mieć dziewczynę. Chociaż sposób, w jaki się na mnie patrzył mówił co innego. Nie rozumiem tego. Czuję się dziwnie w tej całej sytuacji, ale co mogę zrobić? Przecież nie będę niszczyć mu związku.
Gdy tak siedziałam i myślałam, podszedł do mnie ładny chłopak.
- Czemu taka ładna dziewczyna jak ty siedzi tutaj sama i smutna? - zapytał z uśmiechem. Spojrzałam na niego. Miał blond włosy i niebieskie oczy, był wysoki i dobrze zbudowany.
- Nie no co ty, nie jestem smutna - odparłam z lekkim uśmiechem. Jednak on nie dał się zwieść. Pochylił się nade mną i delikatnie uniósł podbródek.
- A powiesz mi to prosto w oczy?
Spojrzałam w jego niebieskie oczy i na moment moje serce się zatrzymało, a oddech stał się szybki i nierówny. Chłopak był tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Nie wiedziałam co mam robić. Siedziałam zatopiona w jego oczach.
* nie wiem jak to dokładnie jest na studiach: czy są wychowawcy, jakie są zajęcia itd. Dlatego w opowiadaniu wymyślam własne zasady obowiązujące na uczelni Martiny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz