niedziela, 27 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 25

*tydzień później* 

Nagrania zbliżają się ku końcowi. Tak naprawdę te kilka tygodni minęło bardzo szybko i nie chce mi się wierzyć w to, że już jutro kończą się wakacje. Wydawało by się, że dla mnie, po ukończeniu szkoły to niewielka zmiana, a jednak. Nati i Maxi wyjeżdżają do Madrytu, a Francesca do Włoch. Nie wiem jeszcze, co z resztą naszej paczki. A co ze mną? Cóż, po zakończeniu nagrań planuję rozpocząć pracę w teatrze, ponieważ spodobało mi się aktorstwo, ale nie mam zamiaru rezygnować z muzyki. Będę pracować w teatrze muzycznym, być może dam kilka koncertów z ekipą Mojej nadziei. Już wkrótce będę mieć 19-naste urodziny, trudno mi w to uwierzyć. Moje życie tak szybko się zmieniło w tak krótkim czasie. To zupełnie szalone.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się zupełnie zwyczajnie. Wszystko odbywało się tak, jak codzień: wstałam o 8:00 rano i wzięłam prysznic. Potem ubrałam się i zeszłam na śniadanie przygotowane przez Olgę. Wyszłam z domu i na piechotę doszłam na plan zdjęciowy. Po siedmiu godzinach pracy przebrałam się w swoje rzeczy i zmyłam makijaż. Wyszłam z garderoby i spotkałam moich przyjaciół, z którymi zaczęłam się umawiać na wypad do kawiarnii. W pewnym momencie, kiedy szliśmy ulicą, podbiegła do mnie jakaś pani z notesem w ręku.
- Dzień dobry, przepraszam, Violetta Castio? - zapytała zdyszana. Chyba długo mnie szukała.
- Tak, dzień dobry, w czym mogę pomóc? - odpowiedziałam.
- Wspaniale, nareszcie panią znalazłam. Oh, widzę, że pani przyjaciele także są tutaj! - ucieszyła się jeszcze bardziej na widok Martiny, Jorge, Diego i Leona.
- O co chodzi? - zaciekawił się mój chłopak.
- Przepraszam, nie przedstawiłam się. Nazywam się Elena Fernández i jestem producentką telewizyjnego show Os dejo una canción. Chciałabym zaprosić Was do naszego studia, udzielilibyście wywiadu i zaśpiewali na naszej scenie. Wszystko leci na żywo na kanale RAi3 o godzinie 19:00. 
- To wspaniale! - wykrzyknęłam. - Wszyscy z chęcią przyjdziemy, prawda? - zwróciłam się do przyjaciół. Przytaknęli z uśmiechem.
- Doskonale, w takim razie zapraszam was do studia dziś wieczorem, pasuje?
- Dlaczego tak wcześnie? - zdziwił się Leon.
- Cóż, mamy wolny termin, bo jeden z artystów zapisanych na dzisiaj - zachorował. Dlatego musiałam znaleźć szybkie zastępstwo, a was już dawno chcieliśmy zaprosić, ale pomyśleliśmy, że poczekamy do premiery trzeciego sezonu waszego serialu. Skoro jednak dziś mamy wolny termin, zdecydowaliśmy się zaprosić was wcześniej. Mam nadzieję że nie gniewacie się za to?
- Oczywiście, nie ma problemu - odparła Martina.
- Doskonale. Tak więc dziś o 17:30 najpóźniej musicie być w studiu. Musimy wszystko przygotować, bo program nadajemy na żywo. A teraz przepraszam, muszę jak najszybciej zawiadomić ekipę - rzekła pośpiesznie producentka i zostawiła nas samych. 
Szybkim krokiem wróciłam do domu aby oznajmić dobrą nowinę domownikom. Wszyscy bardzo się ucieszyli. Pobiegłam do łazienki aby wziąć prysznic po dzisiejszych tańcach. Kiedy wróciłam do pokoju była już prawie 16:00. Ludmiła czekała na mnie, aby pomóc mi się przygotować. Ostatecznie zdecydowałyśmy, że ubiorę się w granatową koszulkę na ramiączkach, a do tego założę długie, białe jeansy z wysokim stanem z dziurami na kolanach. Oczywiście na nogach mam piękne, czarne szpilki ale na niezbyt wysokim obcasie. Według mojej siostry wyglądam cudnie. Przygotowałam sobie jeszcze granatowy żakiet na wypadek gdybym zmarzła. Z mojej szkatułki wyciągnęłam złoty naszyjnik od Diego z serduszkiem. Siostra chciała mnie umalować, ale przypomniałam jej, że przecież w studiu przed programem zajmą się tym specjaliści. Tak o godzinie 17:20 Ramallo zawiózł nas do studia programu (pozostali musieli zostać w domu, ponieważ dostałam tylko jedną wejściówkę na widownię i postanowiłam ofiarować ją mojej siostrze). Niestety, dziewczyna nie mogła wejść ze mną do garderoby i musiała od razu iść na widownię. No, trudno.
Weszłam za kulisy i zobaczyłam tam mojego chłopaka i Martinę.
- Uau Viola! - wykrzyknęła przyjaciółka zachwycona moim wyglądem.
- Dzięki, ty też wyglądasz bosko - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Tini była ubrana w kremową sukienkę wiązaną na szyi, na ramiączkach, sięgającą jej do połowy ud. Ciuszek pięknie podkreślał jej smukłą talię i uwypuklał krągłości. Do tego dziewczyna miała na sobie białe szpilki z tej samej firmy co moje. Kilka drobnych świecidełek dodawało jej urody.
- Na prawdę pięknie dziś wyglądasz nawet bez makijażu - pochwalił zadowolony Diego. Widzę że wszyscy przejmują się tym występem, bo on także ładnie się ubrał: czarna koszulka i ciemne jeansy sprawiają, że wydaje się jeszcze bardziej przystojny niż zazwyczaj.
Kiedy Leon i Jorge dołączyli do nas, mieliśmy chwilę czasu na przećwiczenie piosenki. Wyszliśmy na scenę i wzięliśmy do ręki mikrofony. Nagłośnienie i te sprawy były już gotowe, tak więc z głośników popłynął podkład do piosenki promującej naszą płytę, jak również serial: Euforia. Zaśpiewaliśmy tą piosenkę kilka razy, aż uznaliśmy, że wychodzi nam to doskonale. Wtedy podbiegła do nas producentka.
- Doskonale, że wszyscy tu jesteście. Teraz zapraszam do garderoby, bo muszą was wszystkich umalować i uczesać. Za czterdzieści minut wchodzimy na antenę - krzyknęła do ekipy technicznej. Zaprowadziła nas do garderoby, czyli wielkiego pomieszczenia z mnóstwem luster. Każdy z nas usiadł przy jednym z nich i podeszły do nas jakieś panie i panowie. Najpierw zajęli się moim makijażem, który wykonywała dziewczyna o imieniu Monica. Na szczęście postawiła na naturalny makijaż, wszystko w odcieniach zbliżonych do mojej karnacji, delikatnych, dziewczęcych. Nawet szminkę miałam w kolorze piasku. Gdyby tylko nie dokleiła mi tylu sztucznych rzęs, ten makijaż bardzo by mi odpowiadał. Potem zajęli się moją fryzurą. Tym razem podszedł do mnie fryzjer Pedro. Jego włosy były pięknie ułożone, zdrowe i lśniące, po czym wywnioskowałam, że dobrze znał się na swoim fachu. On na szczęście uznał, że nie potrzeba mi żadnych sztucznych pasm, tylko pokręcił moje włosy wielką szczotką, przez co stworzył piękną burzę loków o dużej objętości. Na koniec spryskał moje włosy grubą warstwą lakieru, ale to mi akurat nie przeszkadzało, bo lubię zapach tego kosmetyku.
Kiedy byłam gotowa, dołączyłam do chłopaków. Okazało się, że najdłużej malowali Martinę. Chłopcy mieli profesjonalnie ułożone włosy przez najlepszych fryzjerów. Zauważyłam, że taki program to nie byle co i ten występ może dobrze wpłynąć na moją karierę. 
Parę minut później ukazała się Martina. Wyglądała bosko, makijażystki zrobiły jej mocniejszy makijaż i zapletli jej warkocz wokół głowy. Po wzajemnych pochwałach podreptaliśmy do sali, gdzie widać było ujęcia z wszystkich kamer. 
- Wow, publika już pełna - zagwizdał Jorge z lekkim zdenerwowaniem.
- Denerwujesz się? - zapytałam go.
- Trochę.
- Podejdź do tego na luzie. Traktuj to jak zabawę - poradziłam mu, bo sama zamierzałam tak zrobić. Kolega uśmiechnął się i życzyliśmy sobie nawzajem powodzenia.
- Wchodzimy na antenę za 5 minut! - wykrzyknął jakiś kamerzysta. Prowadzący, z którymi już wcześniej się zapoznaliśmy, siedzieli już na miejscach. My musieliśmy poczekać aż zapowiedzą nas przed kamerami. Te chwile czekania były najgorsze, i choć starałam się tym cieszyć, to jednak trochę w środku skręcało mnie ze stresu. 

- Kochani, a teraz powitajcie gorąco nasze gwiazdy wieczoru - młodych ludzi, którzy osiągnęli wielki sukces podbijając serca tysięcy fanów - zapowiedziała nas Susana, prowadząca program - oto: Martina Stoessel, Jorge Blanco, Diego Dominguez, Violetta Castio i Leon Verdas!
Wyszliśmy na scenę w takiej kolejności, w jakiej nas wyczytano. Wśród gorących braw i okrzyków mojej szalonej siostry, przywtialiśmy się z publicznością w studiu i pomachaliśmy do kamer, a następnie usiedliśmy na sofie. 
Prowadzący przeprowadzili z nami krótki wywiad. Mnie zapytali między innymi o to, jak trafiłam do obsady serialu, o moją ulubioną piosenkę z płyty oraz poprosili mnie, abym opowiedziała pokrótce o moim wcześniejszym życiu jako uczennicy Studia On Beat. 
Po skończonym wywiadzie prowadzący oznajmili, że teraz, na zakończenie programu nasza piątka zaśpiewa piosenkę. Weszliśmy na scenę z mikrofonami w rękach i zaśpiewaliśmy tak radośnie, jak tylko potrafimy. Po skończonym występie kurtyna opadła, zeszliśmy z anteny, a publiczność w studiu wciąż biła nam brawo. Byli to nasi fani, więc pozwolono nam wyjść do nich aby rozdać autografy. Wszyscy bardzo się ucieszyli i zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie, które potem wrzuciłam na Instagrama. Także Ludmiła była oblegana przez część dzieci, ponieważ znana była z naszych tras jeszcze za czasów szkoły.
Po godzinie, kiedy wszyscy już wyszli, pojechałyśmy z siostrą do restauracji, gdzie czekała na nas reszta rodzinki. Powitali mnie brawami i grstulacjami, oczywiście Olga z płaczem. Była tam także Camila, która została sama po wyjeździe jej chłopaka do Brazylii. Reszta moich przyjaciół rozjechała się po świecie. 
Zjedliśmy wspólnie wieczorną kolację i wypiliśmy trochę wina, żeby uczcić kolejny krok w mojej karierze: mój pierwszy występ w telewizji. Wróciliśmy późno do domu. Jutro mogłam wstać późno, bo zaczynaliśmy nagrania popołudniu. Zmęczona, ale szczęśliwa zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i wślizgnęłam się pod kołdrę. Ciekawe, co przyniesie mi jutrzejszy dzień.

czwartek, 24 grudnia 2015

[One Shot] Feliz Navidad!

24 grudnia

Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie rano. Wigilia! Tak trudno mi w to uwierzyć. Tak bardzo kocham święta! Wtedy zawsze spotykam się z całą rodziną i wspólnie dużo śpiewamy i dobrze się bawimy. Dlatego bardzo chciałam, aby w tym roku wszystko wypadło idealnie. Nastawiłam sobie budzik na 8:00 rano. Szybko ubrałam się w wygodne dresy i zbiegłam na dół. Tam na stole czekało już na mnie smaczne śniadanie przygotowane przez Olgę. Zjadłam ze smakiem z prędkością światła. 
- Violu - odezwała się Angie, moja macocha, którą bardzo kocham. - Co tak szybko jesz, gdzie ci się spieszy? 
- Chodzi o to, że dzisiaj mamy tyle rzeczy do zrobienia. Trzeba upiec tyle ciast, przygotować te wszystkie pyszne dania, przystroić choinkę... Przecież dziś jest wigilia, Angie!
- A propo choinki - odezwał się tata - zaraz będę jechać po nią razem z Ramallo. Chcesz jechać z nami?
- Nie dzięki, wolę zostać tutaj i zabrać się za gotowanie - odparłam.
- W takim razie ja pojadę z wami - wtrąciła Angie. - Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia, podwieziecie mnie do galerii?
- Dobrze, chodźmy - odparł tata i cała trójka wstała od stołu. W jadalni zostałam tylko ja i moja przyrodnia siostra, Ludmiła.
- A ty kupiłaś już prezenty? - zapytała unosząc brew.
- Uhm - odparłam z kromką chleba w ustach. Na szczęście uporałam się z tym już na początku grudnia. Dla każdego z domowników i przyjaciół mam jakiś drobiazg. Upolowanie ich to mało, najtrudniejszą rzeczą było schowanie ich przed Ludmiłą! Ta blondynka wszystko znajdzie i musiałam się nieźle namęczyć, żeby znaleźć odpowiednią kryjówkę. Na szczęście moja "przyszywana" siostrzyczka nie zbliża się do takich miejsc jak schowek na szczotki Olgi (tu musiałam uważać, żeby z kolei gosposia nie wywęszyła podarunków. Musiałam ukryć je w dużym pudle i schować w samym kącie, przykrywając kilkoma starymi kocami i zasłaniając regałem) czy strych mojej mamy. Wchodzi tam tylko czasami, zawsze w mojej obecności. Ludmiła ma wielki szacunek do tego miejsca, ponieważ wie, jak bardzo kocham moją mamę i jak bardzo chciałabym żeby żyła. Dlatego nigdy nie rusza jej rzeczy beze mnie.
- To od czego zaczynamy? - zapytała ochoczo blondynka. Ona także bardzo chciała pomóc w przygotowaniach do dzisiejszej wieczerzy.
- Myślę, że najpierw pójdziemy po zakupy - zadecydowałam. - Potrzeba nam sporo rzeczy na dzisiejszą kolację. Dobrze, że wczoraj zdążyłyśmy udekorować pierniczki.
Szybko ubrałyśmy kurtki, czapki, szaliki i buty, i - nie przejmując się tym, że mamy na sobie byle jakie dresy - wyszłyśmy z domu. Do najbliższego supermarketu był spory kawałek, a dziś było wyjątkowo zimno. Niestety, śnieg nadal nie spadł i zaczynałam się obawiać, że będą to deszczowe święta. 
Po półgodzinie weszłyśmy do wielkiego sklepu i od razu zaczęłyśmy wybierać potrzebne produkty. Było ich mnóstwo, więc uporałyśmy się z tym dopiero po godzinie. Wracając z pełnymi siatkami zakupów musiałyśmy uważać, żeby się nie przewrócić i nie rozwalić tego wszystkiego.
- Dziewczyny, co wy niesiecie? - usłyszałam znajomy głos. Leon, mój wspaniały chłopak szedł z naprzeciwka. Przywitał się z nami i wziął od nas po jednej torbie. Teraz było nam o wiele lżej i szybciej dotarłyśmy do domu. Zauważyłam, że Ludmiła jest trochę przygnębiona, i chyba nawet wiem dlaczego. Otóż Federico, jej chłopak, pochodzi z Włoch i razem z moją przyjaciółką Francescą wyjechał do rodziny na święta. Moja siostra bardzo go kocha i bardzo za nim tęskni, mimo że codziennie do siebie dzwonią. Na szczęście moja miłość jest na miejscu i zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami, zapytałam:
- Wpadniesz do nas jutro?
- Na pewno - odpowiedział z uśmiechem. Zaniósł zakupy do kuchni, po drodze witając się z Olgą i wyszedł, życząc wszystkim wesołych świąt.

Spojrzałam na zegarek. Była godzina 9:46. Mamy niewiele czasu, więc szybko wypakowałyśmy zakupy i od razu zabrałyśmy się za robienie sałatek. W tym czasie Olga robiła makowiec. Każda z nas miała swoje zajęcie. 
Kiedy już kończyłam swoją sałatkę, do domu wróciła Angie. 
- Hej, no widzę, że praca wre! - krzyknęła zadowolona, kiedy weszła do kuchni cała zmarznięta. - Chyba przydałaby wam się pomoc.
- O tak, kochaniutka - odparła Olga. - Chodź tu i usmaż te rybki, a ja zajmę się drugim ciastem: sernikiem. Angie ochoczo podjęła się pracy, kiedy ja i siostra wkładałśmy sałatki do lodówki. W tym samym momencie do domu weszli tata i Ramallo, niosąc wielką, piękną choinkę. Ucieszyłam się jak dziecko! Kocham ubierać choinkę i razem z Ludmiłą po raz pierwszy będziemy to robić wspólnie. Poczekałyśmy, aż mężczyźni ustawili drzewko i wyjęłyśmy wszystkie świąteczne ozdoby, jakie tylko znajdowały się w tym domu. 

Spojrzałam na zegarek. Była godzina 11:03. Jak to dobrze, że przyszła Angie i może pomóc w kuchni. Zaczęłśmy dekorowanie drzewka od przyczepienia lampek. Jestem niska, więc podzieliłyśmy się pracą na pół. Ja przyczepiałam na dole, a Ludmiła - u góry. Miałyśmy dwa zestawy światełek: jeden złoty a drugi kolorowy. Dlatego musiałyśmy sprytnie wplątać je w siebie, tak aby zachować różnorodność ale jednocześnie nie pomieszać ich. Było to trudne zadanie, ale w końcu nam się udało.
- A co z tym? - zapytała siostra wskazując na jeszcze dwa komplety światełek.
- Ramallo ma rozwiesić je w ogrodzie, na drzewkach - odparłam odsuwając lampki na bok. - Teraz zajmijmy się łańcuchami - poleciłam. Dziewczyna posłusznie wykonywała moje polecenia. Wygrzebała z pudła wielki, złoty łańcuch a ja znalazłam taki sam srebrny. Wplątałyśmy je w siebie i powiesiłyśmy na choince. Następnie znalazłyśmy kilka mniejszych, kolorowych łańcuchów. Były różne: fioletowe, zielone, niebieskie, różowe... Na szczęście drzewko było duże i na prawdę gęste, więc nie brakło nam miejsca aby powiesić ozdoby. 
- Dziewczynki! - zawołała Angie. Zostawiłyśmy na chwilę obecną pracę i podreptałyśmy do kuchni. Tam zastałyśmy mnóstwo garów na kuchence, a cały blat zastawiony był składnikami do ciast i sałatek. Na stole rozłożone były wielkie stolnice a na nich ciasto. Obok postawiono wielką misę z farszem.
- Będziecie lepić uszka? - zapytałam.
- Tak, więc pospieszcie się z tą choinką, bo potrzebna nam pomoc. 
- Dopiero powiesiłyśmy lampki i łańcuchy.
- No dobrze, ale gdy tylko skończycie musicie od razu nam pomóc - odparła moja macocha. 
Wróciłyśmy do pokoju i zaczęłyśmy się spieszyć. Najpierw powiesiłyśmy te największe bombki na dole, a potem Ludmiła weszła na stołek i wieszała te mniejsze ozdoby. Potem dziewczyna poszła pomagać w kuchni, a ja zostałam, żeby powiesić resztę ozdóbek: aniołki, bałwanki, reniferki, prezenciki, cukierki, pierniczki,  serduszka, gwiazdki i wiele, wiele innych. Na sam koniec weszłam na stołek i zamieściłam na czubku wielką, złotą gwiazdę. Zeszłam ze stołka i zobaczyłam tatę, który przyniósł jeszcze jedno pudło. Zerknęłam do środka i okazało się, że była tam mała, drewniana szopka razem z mnóstwem zwierzątek i żłobkiem. Wyjęłam i wytarłam wszystko, a następnie ułożyłam pod choinką. Po skończonej pracy popatrzyłam na efekty. Nasze drzewko wyglądało na prawdę ślicznie. Zawołałam Ludmiłę i razem zrobiłyśmy sobie zdjęcie z choinką.

Spojrzałam na zegarek. Była godzina 12:50. Ubieranie choinki zajęło nam nie całe dwie godziny. Posprzątałam wszystko i poszłam do kuchni. Tam już większość ciast była gotowa, więc od razu zabrałam się za lepienie uszek. Zostało ich niewiele, więc Angie poszła pakować prezenty, a Ludmiła zaczęła robić ostatnią sałatkę. Nagle przez drzwi kuchenne wszedł Ramallo, cały obsypany śniegiem i oznajmił:
- Wyjrzyjcie przez okno! 
Podbiegłyśmy do okna i naszym oczom ukazał się piękny widok: cały ogród pokryty był białym puszkiem, który wciąż leciał z nieba. Pośrodku stał tata i przyczepiał lampki do drzew. 
- Jak pięknie! - ucieszyłam się. Już się obawiałam, że w tym roku nie będzie śniegu na święta. Na całe szczęście moje obawy się nie sprawdziły. 
Wróciłam do stołu i po dwudziestu minutach skończyłam lepić uszka. Odłożyłam je na wielką tacę i zaczęłam sprzątać po sobie, wycierać stół i myć naczynia, których do tej pory używałyśmy. W tym czasie Olga nastawiła wodę i zaczęła przygotowywać barszcz, a Angie wróciła z prezentami i układała je pod choinką. Ludmiła zamiatała w kuchni i w salonie, gdzie było pełno igieł które odpadły podczas wnoszenia choinki. Tata i Ramallo skończyli przystrajać ogródek i rozpalili ogień w kominku. W naszym domu powstała na prawdę świąteczna atmosfera. 

Spojrzałam na zegarek. Była godzina 13:42. Miałyśmy teraz chwilę wolnego, ponieważ wszystko, co trzeba było zrobić było gotowe, a pozostałe rzeczy miałyśmy wykonać dopiero przed samą kolacją. Poszłyśmy na górę, w kuchni została tylko Olga gotująca barszcz i Angie, która dekorowała schody owijając je łańcuchem. Ludmiła włączyła laptop i zamknęła się w pokoju. Nie chciałam jej przeszkadzać, bo na pewno rozmawiała ze swoim ukochanym. Natomiast ja postanowiłam chwilę się przespać, żeby mieć siłę dotrwać do północy i pójść na pasterkę. Zanim to zrobiłam, zmieniłam zasłony na takie świąteczne, zielone z choinkami i obwiązałam karnisz czerwonym łańcuchem z którego zwisały małe renifery. Na wieszakach porozwieszałam śliczne aniołki które znalazłam w rzeczach mamy. Angie powiedziała mi, że moja rodzicielka zawsze zawieszała je na choince w swoim pokoju. Dlatego chciałam również mieć je u siebie. Po udekorowaniu sypialni położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam.

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Była godzina 15:42. Za oknem czerwone słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Okej, czas zacząć się szykować. W końcu za godzinę będzie już ciemno i zaczniemy wigilijną wieczerzę. Złapałam szlafrok i ręcznik i weszłam do łazienki. Wzięłam gorący, szybki prysznic i umyłam głowę. Wyszłam z kabiny i wytarłam się, a następnie owinęłam ręcznikiem. Wytarłam moje włosy i zawinęłam papiloty. Pobiegłam do pokoju, zdziwiona, że Ludmiła nie dobijała się do drzwi łazienki. Pewnie umyła się wcześniej. Ciekawe, w co się ubierze na wigilię. Ja już wcześniej wybrałam i przygotowałam sobie śliczną, białą, koronkową sukienkę z krótkim rękawem. Sięgała mi do połowy ud. Do niej dobrałam brązowy pasek z kokardką i białe szpilki. Kiedy już się ubrałam, usiadłam przy lusterku i zaczęłam się malować. Do sypialni weszła Ludmiła i przyglądała mi się, opowiadając o swoich uczuciach.
- Święta to taki magiczny czas - mówiła, kiedy nakładałam podkład. - Wszyscy wtedy spotykają się z rodziną, a ja...
- A ty co? - zapytałam. - Przecież ty jesteś częścią tej rodziny.
- No tak, ale wiesz, nie jestem z wami spokrewniona, a moja prawdziwa rodzina rozpadła się - rzekła przygnębiona. Cóż, to prawda - jej ojciec na codzień mieszka w Afryce i rzadko się widują, ostatnio Ludmiła odwiedziła go w wakacje. Pewnie za nim bardzo tęskni. A jej matka? Cóż... miała ze sobą pewne problemy, delikatnie mówiąc. Wyjechała na wieś do swojego kuzyna. Od tamtej pory nie utrzymuje kontaktu z córką.
- Bardzo bym chciała, żeby twój tata był tutaj - odparłam nakładając korektor na moje drobne niedoskonałości. - Ale my także bardzo cię kochamy i na prawdę bardzo się cieszę, że jesteś tutaj razem z nami.
- Dzięki - mruknęła smutno. 
- Hej, nie smuć się, tylko nie w wigilię! - starałam się ją pocieszyć, malując oczy tuszem do rzęs. - A tak w ogóle, to ślicznie wyglądasz! 
- Ty też - powiedziała zadowolona. Chyba udało mi się polepszyć jej humor. Z resztą, komolement był szczery, bo dziewczyna wygląda bosko. Złota, obcisła sukienka w połączeniu z białym bolerkiem wyglądała na prawdę pięknie. Nie mówiąc już o twarzy mojej przyrodniej siostry. Wyglądała jak aniołek!
- Pospiesz się, już zaczyna się ściemniać - poleciła. Szybko więc zrobiłam kreski eyeliner'em i pomalowałam powieki złotym cieniem. Następnie nałożyłam na policzki trochę brązera i odrobinę różu. Na koniec pomalowałam usta czerwoną szminką i byłam prawie gotowa. 
- Pomóc ci z włosami? - zaoferowała siostra. Zgodziłam się, bo wiem, że jest w tym świetna. Rozplotła papiloty z moich włosów. Burza loków spadła mi na ramiona. Nic więcej nie trzeba było robić, fryzura wyglądała wspaniale. Spryskałam ją tylko lakierem i byłam gotowa.
- A teraz chodźmy nakryć do stołu - zadecydowała blondynka. Zeszłyśmy na dół, do pięknie przystrojonego salonu, z ogniem buchającym na kominku, nad którym wisiała jemioła, z dźwiękami kolęd w tle. Z kuchni dobiegały nas piękne zapachy, które wzmożyły mój apetyt, ale nikogo nie było w pomieszczeniu. Zapewne wszyscy jeszcze się szykowali do kolacji.
Zaczęłśmy od znalezienia białego obrusu. Na rogach wyszyte były małe dzwoneczki. Nakryłyśmy stół materiałem i rozłożyłyśmy czerwone serwetki. Następnie przyniosłyśmy sztućce, talerze i szklanki i rozłożyłyśmy nakrycia dla siedmiu osób: mnie, Ludmiły, taty, Angie, Olgi, Ramallo i mojej babci Angeliki, która ma odwiedzić nas właśnie dzisiaj. Oczywiście nie zapomniałyśmy o nakryciu dla nieznanego wędrowca. Potem przyniosłyśmy potrawy wigilijne, chleb i Biblię. Na sam koniec poustawiałyśmy świece, nie tylko na stole i zapaliłyśmy je. Właśnie wtedy z góry zaczęli schodzić domownicy. Olgita przyniosła opłatki, a ja wyjrzałam przez okno. Na dworze było już całkiem ciemno, a śnieg przysypał już wszystko dookoła i nadal leciał z nieba. Spojrzałam w górę, ale nie zauważyłam jeszcze pierwszej gwiazdki.

Spojrzałam na zegarek. Była godzina 16:45. Ktoś zapukał do drzwi. To na pewno babcia. Tak dawno jej nie widziałam! Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je. Tak jak myślałam, na progu stała moja babcia. Była zmarznięta, ale mimo to - uśmiechnięta.
- Violetta! - krzyknęła uradowana kobieta i przytuliła mnie. Odwzajemniłam jej mocny uścisk, bardzo wzruszona. Tuż za mną stała Angie i także przytuliła swoją mamę. Zamknęłam drzwi i odwiesiłam babci kurtkę. Kobieta weszła dalej i przywitała się z wszystkimi, także z Ludmiłą. Okazała jej szczególnie dużo czułości, przez co dziewczyna poczuła się chyba trochę niezręcznie, ale widziałam że się ucieszyła. 
Nareszcie nadeszła ta chwila. Kiedy na niebie zabłysła pierwsza gwiazdka, każdy wziął opłatek i zaczęliśmy składać sobie nawzajem życzenia. Na samym początku podeszłam do Ludmiły. 
- Siostrzyczko - rzekłam. - Od czego by tu zacząć? Nie zawsze między bami bywało tak dobrze, dlatego przede wszystkim życzę ci, żebyśmy się już nigdy nie pokłóciły, żebyśmy zawsze były razem i pomagały sobie wzajemnie. Życzę ci dużo szczęścia, dużo miłości i udanego związku z Federico. Żebyś miała z nim słodkie dzieci, i żebyście mieszkali gdzieś blisko mnie, żebym mogła często was odwiedzać. Życzę ci, abyś rozwinęła skrzydła swojej kariery i żebyś miała odwagę kroczyć do przodu i spełniać swoje marzenia. Żebyś zawsze była dobrym człowiekiem. Żebyś miała szalonego sylwestra w gronie całej naszej paczki, żeby nadchodzący rok był dla ciebie dobrym rokiem i żeby udało ci się spełnić wszystkie postanowienia noworoczne. I przede wszystkim, żebyś zawsze pamiętała, że tutaj jest twój dom i twoja rodzina.
Przytuliłam płaczącą dziewczynę i odłamałam kawałek jej opłatka. Następnie wysłuchałam jej życzeń. Zarówno ona, jak i pozostali domownicy, życzyli mi dużo szczęścia, spełnienia marzeń o zostaniu wielką artystką, inikania kontuzji i wiele innych, serdecznych życzeń prosto z serca. Tej nocy uroniłam wiele łez. 
Nagle, zanim jeszcze Olgita podała barszcz, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gospodyni, lekko zdziwiona, podeszła i otworzyła. Po chwili przyprowadziła mężczyznę w średnim wieku, gdzieś go już widziałam, zaraz... Ah tak! Ro przecież...
- Tata! - wykrzyknęła Ludmiła i podbiegła do mężczyzny. Wyściskała go i zaprowadziła do stołu. Wszyscy przywitaliśmy go ciepło i złożyliśmy mu życzenia. Następnie zasiedliśmy do kolacji. 

Po godzinie, przyszła pora na rozpakowywanie prezentów. Ja dostałam same śliczne rzeczy: płyty moich ulubionych wykonawców, moje ulubione książki w pięknych wydaniach, nowe słuchawki i laptop (ponieważ stary mi się zepsuł), kilka ubrań i kosmetyków. Ale najpiękniejszym prezentem było wielkie pudło z karteczką z napisem: "tu ukryte są rzeczy twojej mamy. Proszę, otwórz je jak już będziesz na to gotowa". Spojrzałam na domowników. Prezent był nie podpisany, ale podejrzewałam o to tatę lub Angie. Oboje jednak nie zdradzali po sobie niczego. Postanowiłam więc zabrać pudło do siebie i otworzyć je później. Natomiast prezentem, który z kolei mi sprawił największą radość kiedy go dawałam, były małe fioletowe buciki, czapeczka i zielone śpioszki dla niemowlaka. Komu je dałam? Oczywiście były przeznaczone dla mojego (lub mojej) przyszłego braciszka lub siostrzyczki. Angie jest w ciąży! Ale płeć dziecka nikomu jest jeszcze nieznana, wszyscy chcą mieć niespodziankę. Anheles jest w 5 miesiącu ciąży i przynosi całej rodzinie mnóstwo radości. 

O północy wszyscy wspólnie wybraliśmy się na pasterkę. Po wyjściu z kościoła spotkałam Leona, mojego chłopaka z rodziną oraz Camilę, moją przyjaciółkę. Porozmawialiśmy chwilę i zaprosiłam ich do domu. Wracaliśmy razem jednak przez całą drogę ja i Leon byliśmy w siebie tak zapatrzeni, że Camila chyba to zauważyła i postanowiła wrócić do siebie. Zostałam sama z moich chłopakiem przed drzwiami. Wokół nas padał śnieg, mróz szczypał nam policzki i wiał lekki, mroźny wiatr. 
- Hej, popatrz - rzekł Leon wskazując w górę. Z dachu nad drzwiami zwisała gałązka jemioły. Zapewne Ludmiła przewidziała tą sytuację, bo pamiętam, że wymknęła się gdzieś zaraz po tym, jak znalazła jemiołę. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Spojrzałam Leonowi w oczy i pochylilam się. Zbliżyliśmy się do siebie. Przymknęłam powieki i czekałam. I wtedy Leon mnie pocałował. To był najpiękniejeszy pocałunek w moim życiu, dokładnie taki, jak sobie wymarzyłam. Wtedy czułam się jak w niebie. 

niedziela, 20 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 24

*10 dni później*

Opuchlizna zeszła bardzo szybko, a stłuczona kostka przestała mnie boleć już po tygodniu. Teraz mogę wrócić na plan, muszę tylko uważać na siebie i ćwiczyć kostkę codziennie rano i wieczorem. Dziś jest pierwszy dzień od mojego wypadku, kiedy idę na plan. Nie mogę się już doczekać. Co prawda Diego i Martina odwiedzali mnie codziennie, tak samo jak przyjaciółki ze Studia, ale jednak tęskniłam za kamerą, tańcem i za tą całą zabawą przy nagrywaniu. 
Od samego rana byłam w dobrym humorze. Obudziłam się i wzięłam orzeźwiający prysznic. Potem ubrałam się w jeansową spódniczkę nieco powyżej kolan i czerwoną koszulę w kratę ze ćwiekami. Uczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone, tylko jedno pasemko zakręciłam i zapięłam do tyłu. Pomalowałam się lekko i zeszłam na dół na śniadanie. Olga przygotowała mi płatki musli z mlekiem, które zjadłam ze smakiem. Była dość wczesna godzina, więc moja siostra jeszcze smacznie spała. Nie chciałam jej budzić, więc pożegnałam się z domownikami i wyszłam razem z Angie, która chciała zobaczyć moją pracę na planie. 
- Co macie dzisiaj zaplanowane? - zapytała.
- Dzisiaj musimy nagrać ostatni teledysk. Będzie to duet mój i Martiny - wyjaśniłam.
- Do jakiej piosenki?
- Codigo Amistad.
- To ta o przyjaźni? Bardzo fajna, taka wesoła. Lubię ją sobie nucić. A wiesz, jak ma wyglądać ten teledysk?
- Mniej więcej. Ogólnie - udajemy się do wesołego miasteczka i nakręcimy tam kilka scen, ale głównym miejscem akcji ma być serialowa sypialnia Angeliki - odpowiedziałam kobiecie kiedy dochodziłyśmy na miejsce. Zaczynaliśmy nagrania od "piżama party" w domu Angeliki. Potem pojechaliśmy do wesołego miasteczka, i nagraliśmy tam kilka scen. Skończyliśmy wieczorem i Diego odwiózł mnie i Angie do domu. Kiedy wysiadłam z samochodu, chłopak zaproponował mi spacer, więc zgodziłam się. Przekazałam Angie wiadomość, że idę się przejść i poszłam z chłopakiem nad jeziorko. Usiedliśmy na ławce i Diego powiedział:
- Bardzo za tobą tęskniłem. Pomimo, że widziałem cię codziennie, tęskniłem za twoją radością, energią, za twoim śpiewem i tańcem, które dzisiaj mogłem szczęśliwie zobaczyć i posłuchać. Jestem takie wdzięczy za to, że cię spotkałem. Wniosłaś radość i spokój do mojego zagmatwanego dotychczas życia. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię, Violetto.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałam pojęcia, co mam teraz powiedzieć. Diego miał przy sobie gitarę i zaczął na niej grać piosenkę "Yo soy asi". W refrenie przyłączyłam się i śpiewaliśmy razem. Poczułam jak fala ciepła zalewa mnie od stóp do głów. To fantastyczne uczucie nie opuściło mnie już do końca wieczoru.
Kiedy skończyliśmy śpiewać, Diego pochylił się w moją stronę i już wiedziałam, co się stanie. Przymknęłam oczy i czekałam. W pewnym momencie nasze usta połączyły się w namiętnym, romantycznym pocałunku. 
Pod koniec wieczoru, zanim Diego odwiózł mnie do domu, podarował mi przepiękny naszyjnik z serduszkiem. Zawiesił mi go na szyi ze słowami "myśl o mnie za każdym razem kiedy na niego spojrzysz". Potem pocałował mnie w policzek i odjechał do swojego domu. Byłam zmęczona, po całym dniu pracy i jeszcze po tej niespodziewanej randce, więc nie miałam nawet siły nic zjeść. Szybko się umyłam i wskoczyłam pod kołdrę. Jutro zaczynamy nagrania wcześnie rano, więc muszę się wyspać. Ale moja szalona siostra tego nie rozumie. Nie zdążyłam nawet zamknąć powiek, a ta od razu wpadła do pokoju i kazała mi wszystko opowiedzieć. No więc opowiedziałam jej o nagraniach, ale przede wszystkim o randce. No, może ten mały szczegół, jakim jest pocałunek, zachowałam dla siebie. Pokazałam jej tylko naszyjnik.
- O rany, jaki śliczny! - zachwyciła się Ludmiła.
- To prawda - przyznałam. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, aż wreszcie Ludmiła sobie poszła i pozwoliła mi zasnąć. Bardzo ją kocham, ale czasami jest zbyt... natarczywa. No cóż, nikt nie jest idealny. Z tą myślą zapadłam w błogi sen.

Następnego dnia wstałam wcześnie rano. Szybko umyłam się, ubrałam w różową sukienkę na ramiączkach, uczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Następnie zeszłam na śniadanie. Przy stole siedziała już cała rodzina, nawet Ludmiła.
- Dzień dobry wszystkim - wykrzyknęłam.
- Dzień dobry Violu - odpowiedziała śpiewająco Angie. Przywitałam ją, tatę i Olgę całusem w policzek. 
- Co się stało, że tak wcześnie wstałaś? - zapytałam siostrę.
- Mam dzisiaj randkę z Federico - odparła sennie.
- Kiedy?
- Za dwie godziny. Dlatego rozumiesz, że musiałam wstać już teraz, żeby się wyszykować - wytłumaczyła.
- Nie przesadzaj, jest dopiero 8:00 rano - skarcił ją tata. Ona jednak ciągle tylko ziewała, ziewała i ziewała. Usiadłam przy stole i szybko zjadłam śniadanie. Podziękowałam i wyszłam z domu. Dziś na planie chciały mnie zobaczyć przyjaciółki, więc znalazłam dla nich trochę czasu i spotkałyśmy się już na miejscu. 
- Dzisiaj mamy do nagrania całe dwa odcinki, więc zejdzie nam sporo czasu - ostrzegłam je.
- Super! - wykrzyknęły. Zaśmiałam się i pobiegłam do garderoby.

- Violu! - usłyszałam znajomy głos. Podbiegła do mnie Martina i uściskała mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk i spytałam, skąd ten entuzjazm.
- No jak to skąd? Już z aż dwa tygodnie twoje urodziny! - wykrzyknęłaz radością. No tak. Lato kończy się już za tydzień, a ja swoje święto obchodzę w pierwszym tygodniu września. 
- Proszę cię, nie zaprzątaj sobie tym głowy. To nic specjalnego, kończę 19 lat czyli jestem już od roku dorosła - sprecyzowałam.
- Nawet tak nie mów, będziemy świętować ile wlezie! - wykrzyknęła jeszcze głośniej, aż makijażystki spojrzały w naszą stronę.
- Okej, okej, ale teraz muszę się przebrać - rzekłam i przyjaciółka wypuściła mnie z objęć. W garderobie szybko ubrałam się w ciuchy Izabeli i usiadłam przed lustrem, pozwalając się czesać i malować i rozmyślając o Diego. Zgodnie z tym, co powiedział - za każdym razem gdy spojrzę na naszyjnik przypomina mi się wczorajszy wieczór i nasz pocałunek. Aż się zarumieniłam, przez co makijażystka nie musiała już  malować mnie różem.

*16:00 po południu*

Nareszcie skończyliśmy. To był zwariowany dzień, zdążyliśmy tyle zrobić w tak krótkim czasie! Camila i Francesca nauczyły się sporo o pracy na planie, a nawet udało im się wmieszać w tłum i zostać statystkami. Były tym takie podekscytowane! Dzisiaj wieczorem wszyscy moi przyjaciele, ci ze Studia, i ci których poznałam w Los Angeles, postanowili spotkać się wspólnie aby świętować mój powrót do zdrowia. Umówiliśmy się na piknik w malowniczym parku blisko mojego domu. Dlatego zaraz po nagraniach poszłam wziąć prysznic i przygotować się na wspólny wypad. Przy okazji, zdążyłam wypytać siostrę o randkę i dowiedziałam się, że Federico napisał dla Ludmiły piosenkę! To jest takie romantyczne! Mówi, że jest cudowna, dlatego koniecznie chcę ją usłyszeć. Na pewno będzie okazja, jak nie dziś, to jutro. 
Wyszłam spod prysznica i otworzyłam moją wielką szafę. Zastanawiałam się, w co się ubrać. W końcu zdecydowałam się na czerwoną koszulkę w kratę z krótkim rękawem i moje kochane jeansowe ogrodniczki. Do tego dobrałam czarne trampki. Usiadłam przy toaletce i zmyłam cały makijaż, jaki pozostał mi po nagraniach. Nie mam potrzeby się teraz malować. Nagle do pokoku weszła Ludmiła. 
- Już gotowa? - zapytała śpiewająco. Była ubrana w żółte spodenki i niebieską koszulę na ramiączkach, którą pożyczyła ode mnie. Wyglądała świetnie w tym zestawie i z rozpuszczonymi włosami. Ja postanowiłam swoje rozczesać i związać w luźny kok na czubku głowy.
- Gotowa - odparłam chwytając okulary i telefon. Siostra zabrała swoje rzeczy i zeszłyśmy na dół. Poinformowałam tatę, że wychodzimy, a on odparł, że idzie z Angie do teatru i że mamy nie wracać zbyt późno. Pożeganałyśmy się z wszystkimi i wyszłyśmy z domu zabierając kanapki i owoce przygotowane przez Olgę. Każdy z przyjaciół miał przynieść coś od siebie - jakiś koc, napoje, owoce. Chłopaki zabierają także piłkę do siatkówki i nożnej, a każdy kto ma gitarę - bierze ją ze sobą. Zapowiada się cudowne popołudnie.

Po kilku minutach spaceru dotarłyśmy na miejsce. Część przyjaciół już tam była i rozkładała swoje koce jeden obok drugiego, tak aby powstał jeden ogromny koc. Dołączyłyśmy swój i przywitałyśmy się z wszystkimi. Następnie wypakowałyśmy jedzenie i napoje i położyłyśmy się twarzą ku słońcu. To znaczy, przynajmniej ja tak zrobiłam, bo wszystkie dziewczyny poszły do swoich chłopaków, a ponieważ Diego jeszcze nie przyszedł - zostałam sama. Ale nie przeszkadza mi to, mogę cieszyć się gorącym słońcem. Jednak nie leżałam długo sama, bo po chwili przysiadł się do mnie Leon.
- Jak tam? - zagadał.
- Cudownie, uwielbiam słońce - mruknęłam zadowolona.
- Witaj w klubie - odparł i położył się obok mnie. Poczułam się jak dawniej, jak na naszych randkach na plaży, albo podczas mojego urodzinowego pikniku w ubiegłym roku. Serce zaczęło mi mocniej bić i poczułam się niezręcznie, będąc sam na sam z Leonem. Dlatego chciałam wstać pod jakąś wymówką, ale zanim to zrobiłam chłopak położył się na mnie tak, abym nie miała możliwości ucieczki i powiedział:
- Ostatnio jesteś taka ponura, uśmiechnij się. To w końcu impreza na twoją cześć - i zaczął mnie łaskotać. Oczywiście umierałam ze śmiechu, a on nadal nie chciał przestać, mimo że błagałam go całym sercem. Wszyscy zaczęli się na nas gapić i śmiać do rozpuku, ale nikt nie miał zamiaru mi pomóc. W końcu jakimś cudem udało mi się przytrzymać Leona i uciec. W biegu wpadłam na Martinę.
- Viola! Czemu tak biegasz? - wykrzyknęła wesoło. Za jej plecami zobaczyłam Diego i Jorge. W tym momencie dobiegł do nas Leon, ale widząc mojego chłopaka, zatrzymał się gwałtownie i udawał, że biegł do Martiny. Przywitał się z nią i z Jorge, a potem zaprowadził ich do naszych koców. Zostałam sama z moim chłopakiem. 
- Hej - przywitałam go całusem w policzek. Odwzajemnił się tym samym. Uf, na szczęście nie jest na mnie zły. Zaprowadziłam go do mojego koca i usiedliśmy wszyscy razem. Jako pierwszy toast wzniósł Federico.
- Zebraliśmy się tutaj, żeby świętować powrót do zdrowia naszej gwiazdy - to mówiąc spojrzał na mnie i uśmiechnął się przyjacielsko.
- Wiele przeszłaś, wszyscy wiemy, jak bardzo kochasz taniec i jak bardzo było ci smutno, kiedy musiałaś leżeć przez tyle czasu w łóżku. Na szczęście jesteś silną dziewczyną i szybko powróciłaś do zdrowia. Teraz dalej możesz robić to co kochasz i robisz to z jeszcze większą energią. Podziwiam cię, Violetto. Zrowie! 
Wszyscy unieśli butelki z sokami do góry i stuknęliśmy się nimi ze śmiechem. Federico wzruszył mnie swoją przemową, nie mówiąc już o tym, że to on był pomysłodawcą całej tej imprezy. Jest taki kochany! Wspaniały z niego przyjaciel.
- A teraz żeby uczcić obecność każdego z nas - proponuję zatańczyć i zaśpiewać! - wykrzyknęła Ludmiła. Wszyscy ochoczo wstaliśmy i zatańczyliśmy śpiewając "Hoy somos mas", "Euforię" i inne wesołe piosenki. Kiedy już się zmęczyliśmy, usiedliśmy na kocach i zjedliśmy posiłek. Pogadaliśmy jakiś czas opowiadając sobie wzajemnie o wakacjach, o planach na przyszłość, wspominając dawne czasy. Wreszcie, kiedy już dochodziła 19:00, Andres wykrzyknął:
- Hej, przyjaciele! Zagrajmy w coś!
Wszyscy ochoczo wstaliśmy i pobiegliśmy na trawę. Chłopcy wyznaczyli boisko oraz bramki, a następnie wybraliśmy drużyny. Graliśmy jakiś czas w piłkę nożną, potem w siatkówkę. Zanim się obejrzeliśmy, była już prawie 21:00 i musieliśmy wracać do domów, aby jutro znów wstać na nagrania. Pożegnałam się z wszystkimi w bardzo dobrym nastroju, wdzięczna za ich miłość, przyjaźń, radość i pomoc. Wróciłam do domu razem z siostrą i jej chłopakiem, który w drodze grał nam na gitarze swoją romantyczną piosenkę. Na prawdę jest piękna. Nazywa się "Rescata mi corazon" a jej słowa chwyciłyby za serce każdą dziewczynę! 
W końcu dotarliśmy do domu. Po odświeżającym prysznicu wskoczyłam do łóżka i szybko zasnęłam. Jestem taka szczęśliwa!

niedziela, 13 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 23

- Naprawdę bardzo mi przykro - powiedział doktor smutnym tonem. Ten pan dobrze wie, jak ważne dla mnie jest śpiewanie i tańczenie, ponieważ badał mnie już kilka razy, a poza tym - jego córka jest moją fanką, a on czasami ogląda z nią moje występy. Wiem, że pan doktor Buscariní nie okłamałby mnie i że naprawdę zależy mu na moim zdrowiu. Nie mam powodu denerwować się na niego. Dlatego też, smutna i bezsilna, otarłam ukradkiem łezkę z policzka.
- Violetto, teraz musimy zrobić prześwietlenie, aby potwierdzić moje przypuszczenia i rozpocząć leczenie. Wygląda na to, że nie będziesz musiała tutaj zostawać, ale przez najbliższy tydzień będziesz musiała ograniczyć chodzenie, nie mówiąc już o tańcu - wytłumaczył lekarz. Spojrzałam smutno na Leona, a ten tylko złapał moją rękę i lekko się uśmiechnął, chcąc dodać mi otuchy. 
- Będzie dobrze - szepnął. Następnie pomógł mi wstać i wsiąść na wózek, którym pielęgniarka zawiozła mnie na prześwietlenie. W międzyczasie Leon zadzwonił do Brodueya i Maxiego, aby dać znać i przekazać reszcie wiadomość. Kiedy wyszłam z sali z opatrzoną kostką, usiadłam w poczekalni z moim kolegą i zastanawiałam się, co ja teraz zrobię.
- Może zadzwonisz po Ramallo a on przywiezie cię do domu? - zaproponował Leon. On to potrafi trzeźwo myśleć. Ja siedziałabym tak do jutra.
- Okej - odrzekłam obojętnie i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer a mężczyzna odebrał po trzecim sygnale.
- Violu, coś się stało? - zapytał.
- Nie, to znaczy tak, po prostu przyjedź po mnie do szpitala.
- Jak to, co ci jest? - przestraszył się.
- Nic takiego, mały wypadek, ale nie dam rady sama wrócić. Jest tu ze mną Leon który pomógł mi dojść do szpitala. To ten sam, w którym leżał kiedyś tata, pamiętasz?
- Oczywiście kwiatuszku, nie ruszaj się stamtąd - nakazał i rozłączył się. Eh, co za pech! Że też akurat dzisiaj musiało się to stać! Nie będę mogła iść na imprezę z przyjaciółmi. Teraz mogę poruszać się tylko o kulach. Z trudnością wzięłam je w ręce i z pomocą Leona wyszłam przed budynek. Po kilku minutach podjechał do nas Ramallo i pomógł mi wsiąść do auta. Zawiózł mnie i Leona do domu, gdzie czekała na mnie Olga z milionem pytań. Byłam bardzo zmęczona i smutna, więc Leon wytłumaczył jej wszystko szybko i zaniósł mnie na górę. Przebrałam się w dresy a on przyniósł mi sok i ciasto. Przez cały czas starał się mnie pocieszyć i rozśmieszyć. W końcu mu się udało.
- Dzięki że jesteś - powiedziałam. - Gdyby nie ty, pewnie nadal bym siedziała na tym chodniku.
- Nie dziękuj mi - odparł z uśmiechem. W tym momencie zadzwonił telefon. To był Diego. Przeprosiłam Leona i odebrałam.
- Halo?
- Violetta, gdzie ty jesteś? Miałaś zadzwonić po nas i razem mieliśmy pójść do kawiarni -powiedział lekko zdenerwowany. Opowiedziałam mu pokrótce całą historię. On zdenerwował się jeszcze bardziej i obiecał, że zaraz tu będzie. Rozłączyłam się.
- Diego zaraz tu przyjdzie - oznajmiłam Leonowi.
- No tak, to ja już lepiej pójdę. Trzymaj się - odparł i pocałował mnie w policzek. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że nadal się uśmiecham. Postanowiłam się ogarnąć. Która godzina? Dopiero 17:00. Diego będzie tu za jakieś 20 minut, więc postanowiłam wziąć szybki prysznic. Z wielkim trudem udało mi się ustać na jednej nodze, ale poczułam się sto razy lepiej kiedy zmyłam z siebie całe negatywne uczucia dzisiejszego dnia. Ledwo wróciłam do pokoju, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziałam, zakładając szlafrok. Drzwi się uchyliły i do pomieszczenia wszedł Diego, a za nim Jorge i Martina z jakąś torbą. 
- Kochana, jak się masz? - zapytała troskliwie przyjaciółka siadając przy mnie. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam ją. Przywitałam się także z Jorge i Diego, który zaczął wypytywać o szczegóły.
- Kochanie, nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu - potknęłam się i przewróciłam, a kostka jest skręcona - tyle. Nie będę mogła tańczyć ani nagrywać przez jakiś czas.
- Nie martw się - powiedziała Tini i przytuliła mnie jeszcze mocniej. Potem z torby wyjęła trzy paczki moich ulubionych żelek, wielkiego, pluszowego misia i jeszcze kilka drobiazgów. Wtedy Diego wyciągnął zza pleców piękny bukiet kwiatów, niezapominajek i stokrotek, i wstawił je do wazonu. Byłam taka wzruszona.
- Jesteście wspaniali, dziękuję wam - wydukałam i przytuliłam każdego po kolei. 
- Zostaniemy tu tak długo jak będziesz nas potrzebowała - obiecał Jorge. W tym momencie do pokoju weszła Olga z wielką tacą, pełną owoców, szklanek z napojami, ciasteczkami i innymi słodkościami. Zostawiła ją na biurku, pocałowała mnie w czoło i wyszła. Zaczęliśmy jeść i pić i rozmawiać o tym, co teraz zrobimy. Będą musieli jakoś wyrzucić mnie ze scenariusza, no bo co - nie będą przecież czekać na mnie kilka tygodni. Posmutniałam na tą myśl. Dlaczego ja muszę być taka niezdarna? Po chwili do drzwi ponownie ktoś zapukał. Nagle zobaczyłam znajome twarze - Francesca, Camila, Ludmiła, Federico, Diego, Broduey - byli tam wszyscy! Nawet Nati i Maxi przyjechali kiedy dowiedzieli się o moim wypadku! No i oczywiście Leon, uradowany, że jego pomysł wypalił i niespodzianka się udała. Przyjaciele zaczęli wbiegać do pokoju, przytulać mnie i ściskać, witać się ze mną z uśmiechem na ustach i pocieszać mnie. Byłam taka szczęśliwa! Nie widziałam ich tak dawno! Do oczu napłynęły mi łzy radości i nie mogłam ich powstrzymać. Przytulałam każdego po kolei i płakałam, targana emocjami. 
- Jesteście najlepsi na świecie - wykrztusiłam przez łzy. 
- Wiesz, że nigdy byśmy cię nie zostawili samej - odpowiedział Maxi. 
Wszyscy usiedli w wielkim kręgu wokół mnie. Postanowili zrezygnować z wspólnego wyjścia na imprezę i przyszli, aby mnie wspierać. Próbowali znaleźć rozwiązanie moich kłopotów. Ludmiła wymyśliła, żeby przede wszystkim powiedzieć o moim wypadku producentom i mojemu tacie. Może razem z nimi wymyślimy jakiś sposób żebym została w obsadzie serialu. Uznałam to za dobry pomysł, ale postanowiłam skontaktować się z nimi, kiedy będę już sama.

Po kilku godzinach ekipa się rozeszła i każdy poszedł do swojego domu. Zostały tylko moje przyjaciółki, no i oczywiście Ludmiła. Razem ciągle mnie rozśmieszały, dzięki nim nawet nie miałam czasu myśleć o chorej kostce. Pokazywały mi zdjęcia i opowiadały mi o wakacjach, a ja słuchałam z przejęciem. W pewnej chwili mój laptop oznajmił mi, że tata dzwoni do mnie na Skype. Z lekkim zdenerwowaniem odebrałam.
- Cześć tato, cześć Angie - przywitałam się.
- Violu! Jak się masz?
- No właśnie, muszę wam o czymś powiedzieć... - nabrałam powietrza i opowiedziałam im całą historię. Oczywiście tata bardzo się przejął i nawet Angie nie mogła go uspokoić.
- Na szczęście udało mi się skrócić sprawy biznesowe i wracamy do Argentyny już jutro. Nie martw się córeczko, wszystko będzie dobrze - tata starał się uspokoić raczej siebie, niż mnie. 
- Dobrze tato, spokojnie. Nic takiego się nie dzieje, tylko trochę boli mnie ta nieszczęsna kostka. Ale doktor mówił, że uraz nie jest poważny i że wrócę do formy w krótkim czasie. Na szczęście nie muszę rzucać kariery, to byłby dla mnie koniec świata.
- Posłuchaj córeczko, kiedy wrócę to wezwiemy doktora jeszcze raz do domu i on dokładnie powie mi co i jak. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa - obiecał.
- Dobrze tato, kocham cię - odparłam.
- Trzymaj się Violu - dodała Angie - do jutra!
- Do jutra - uśmiechnęłam się i rozłączyłam połączenie. 
Moje przyjaciółki i siostra chciały spać dzisiaj u mnie w pokoju, więc zgodziłam się. Teraz potrzebuję ich bardziej niż zwykle. Jak dobrze że je mam.

*następnego dnia*

Wstałam późno i obudziłam się w smętnym humorze. Dzisiaj powinnam być na planie, a tymczasem leżę i gapię się w sufit. Dziewczyny przyniosły mi śniadanie do łóżka, złożone z grzanek z nutellą i truskawek oraz mojego ulubionego koktajlu. Zjadłam ze smakiem (ponieważ jedzenie jest jedną z tych rzeczy, które zawsze poprawią mi humor) i pożegnałam przyjaciółki, które musiały wracać do swoich domów. Została ze mną tylko siostra, która włączyła jakąś komedię na laptopie i razem oglądałyśmy, choć ja nie miałam ochoty do śmiechu. Leżałam i bezmyślnie gapiłam się w ekran, kiedy ktoś zapukał do drzwi. 
- Proszę - krzyknęła Ludmiła. Do pokoju weszły dwie osoby, których przyjścia najmniej się spodziewałam. Byli to producenci serialu Esperanza Mia, pan Mark i Josh. Podeszli do łóżka, na którym już siedziałam wyprostowana i zdziwiona.
- Witaj Violetto - powiedział pan Mark. - Jak się masz?
- Yyy... no... widzicie panowie, że nie za dobrze - odparłam wciąż w szoku, wskazując na swoją lewą kostkę.
- No tak, my właśnie w tej sprawie - wtrącił pan Josh. - Twoi przyjaciele przekazali nam, że zdarzył ci się przykry wypadek i że nie możesz chodzić ani tańczyć przez kilka tygodni.
- To prawda - potwierdziłam smutno. 
- Nie martw się - rzekł pokrzepiająco pan Mark. - Przyszliśmy tu, żeby cię odwiedzić i dodać ci otuchy, a nie smucić.
- No dobrze, to znaczy bardzo jestem panom wdzięczna, na prawdę, ale jak teraz dalej będziecie kręcić serial? - zapytałam z powątpiewaniem. 
- Zrobimy tak - zaczął pan Josh - damy całej ekipie tydzień przerwy, w końcu należy wam się za tyle pracy przez ponad miesiąc. Po tygodniu wrócimy na plan, i nakręcimy wszystkie sceny bez twojego udziału, a kiedy wrócisz do nas - całą resztę. Co ty na to?
- Niezły plan, tylko, że ja nie wiem, ile dokładnie potrwa leczenie - przyznałam.
- W porządku. Dlatego przyszliśmy tutaj, żeby porozmawiać z twoim tatą i lekarzem, ale jak widzę - jesteśmy trochę za wcześnie - stwierdził pan Mark.
- Tak, mój tata jeszcze nie wrócił do kraju, a umówił się z moim lekarzem dopiero za dwie godziny. 
- Nic nie szkodzi, i tak już dzisiaj wszystkich odwołaliśmy, więc możemy zostać tutaj aż do przyjazdu twojego taty - odpowiedział pan Josh. W tym momencie, jak na zawołanie do pokoju wbiegł tata, a zaraz za nim Angie. 
- Córeczko! - wykrzyknął z ulgą i troską w oczach i przytulił mnie mocno. Angie stała z boku i uśmiechała się wzruszona. Po kilku minutach tata mnie puścił i dppiero etedy zauważył producentów. 
- Zapraszam panów do mojego gabinetu, tam poczekamy na lekarza Violetty, napijemy się kawy i porozmawiamy chwilę - rzekł. Panowie wyszli i wtedy moja przyszła macocha usiadła obok mnie i mocno mnie uściskała. Obejrzała moją kostkę i opowiedziała mi o swoich wakacjach z ukochanym. Ciocia bardzo poprawiła mi humor. Postanowiła nawet upiec dla mnie pizzę, ale taką prawdziwie włoską, więc zadzwoniła po Francescę i Federico i zaprosiła ich do nas za dwie godziny. Tymczasem przyszedł doktor Buscariní, więc Angie wyszła się rozpakować. Ludmiła cały czas była ze mną i trzymała mnie za rękę podczas gdy doktor badał moją kostkę i stawiał diagnozę, w obecności mojego taty i producentów.
- Panie Germanie, pańska córka wczoraj po południu trafiła do mnie z urazem kostki. Była bardzo opuchnięta, więc byłem przekonany, że to skręcenie. Jednak Violetta ma niesamowite szczęście. Ona tylko nadwyrężyła sobie lewą kostkę, a opuchlizna powstała przy upadku. To dla tego tak bardzo bolała ją ta noga, bo była po prostu potłuczona. Tak na prawdę wystarczy tylko tydzień, góra dwa odpoczynku i delikatnych ćwiczeń i będzie mogła wrócić do pracy. Przepraszam, że wprowadziłem państwa w błąd, ale wyniki prześwietlenia przyszły dopiero godzinę temu.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się ucieszyłam. Po prostu byłam wniebowzięta. Krzyknęłam z radości i przytulałam wszystkich po kolei, także Angie, Olgę i Ramallo, którzy przybiegli tu gdy zaczęłam krzyczeć. Panowie producenci i tata śmiali się z radością i jednocześnie ulgą. A kiedy do naszego domu przyszli Włosi, upiekli nam najwspanialszą pizzę, jaką w życiu jadłam i wspólnie świętowaliśmy przy muzyce.

środa, 9 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 22

*tydzień później*

Nie mogę uwierzyć, że połowa wakacji zleciała ot - tak! Jeszcze tylko 3 tygodnie do końca lata. Dzisiaj z podróży wracają Olga i Ramallo. W następnym tygodniu powoli zaczną wracać z wędrówek moi przyjaciele, również tata i Angie. Dom czeka już posprzątany na powrót domowników. Przy okazji sprzątania znalazłam stare zdjęcie sprzed kilku tygodni, moje i Ludmiły z naszym kotkiem Lily. Niestety, musiałyśmy ją oddać właścicielowi, który zgłosił się po nią niedawno. Tak więc cały czas byłam sama, wspierana przez Diego, Tini i Leona. Okazało się, że Jorge odważył się wyznać Martinie miłość i od niedawna są razem. Natomiast mama Diego była po prostu odwodniona i przez to osłabiona, dlatego po kilku dniach w szpitalu wróciła do domu i już czuje się dobrze. Ja i Leon zapomnieliśmy o tym, co było między nami i teraz oboje się przyjaźnimy. Co do nagrań na planie Mojej Nadziei, już za kilka tygodni się zakończą. Nie wiem jeszcze, co zrobię po premierze serialu. Muszę nad tym pomyśleć.
Wstałam dzisiaj bardzo późno. Wczoraj do późna nagrywaliśmy na planie i dzisiejszy dzień mamy wolny. Całe szczęście, zdążę przygotować coś na powrót moich kochanych Olguni i Ramallo z wakacji. W domu już wcześniej posprzątałam, więc jedyne co dzisiaj muszę zrobić to przygotować dla nich kolację. Tyle razy to oni dla mnie gotowali i robili zakupy, więc teraz postanowiłam im się odwdzięczyć. Spojrzałam na zegarek. Okej, jest 15:00, więc mam trzy godziny do wylądowania ich samolotu. Szybko więc ubrałam się i poszłam do sklepu, aby kupić potrzebne produkty. Wracając natknęłam się na Diego, który właśnie miał zamiar mnie odwiedzić. 
- Kochanie! - wykrzyknął gdy mnie zobaczył. - Robisz zapasy na zimę? - zdziwił się.
- Nie, nie - odparłam - Olga i Ramallo wracają dzisiaj do domu i postanowiłam przygotować dla nich kolację i coś na słodko. Pomożesz mi? - poprosiłam.
- Jasne - odpowiedział i wziął ode mnie torby. Po krótkiej chwili dotarliśmy do mojego domu i rozpakowaliśmy zakupy.
- To od czego zaczynamy? - zapytał zdezorientowany Diego. On kompletnie nie umie gotować, dlatego musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Z resztą to nie był dla mnie żaden problem. Tyle razy już pomagałam Oldze, że jestem w tym na prawdę niezła.
- Najpierw musimy upiec ciasto z truskawkami - zarządziłam. - Kiedy wstawimy je do piekarnika, zajmiemy się kolacją.
- A co planujesz zrobić? - zapytał.
- Spaghetti bolognese - oznajmiłam z dumą. To danie wychodzi mi wprost wybornie i domownicy je uwielbiają. - Do picia damy czerwone wino, w końcu jesteśmy dorośli, więc będziemy mogli wypić z nimi - dodałam.
- Jak to - my? - zdziwił się.
- No tak to. Zapraszam cię na kolację - uśmiechnęłam się. - No chyba, że nie chcesz zostać.
- Oczywiście że chcę - odpowiedział natychmiast i pocałował mnie w nos. Uśmiechnęłam się ponownie i zabrałam się do pracy. 

*dwie godziny później*


Wszystko już gotowe. Stół udekorowany, ciasto stygnie w piekarniku, wino chłodzi się w lodówce a spaghetti pachnie wybornie. Teraz pozostało mi tylko przebrać się (do tej pory byłam ubrana w dresy i starą koszulkę) i pojechać z Diego na lotnisko. Pobiegłam na górę i założyłam granatową spódniczkę i fioletową, koronkową bluzkę. Do tego dobrałam moją ukochaną czarną, skórzaną kurtkę ze ćwiekami i oczywiście szare koturny. Nie chciało mi się malować, musnęłam tylko rzęsy tuszem a usta pomadką w kolorze czerwieni. Włosy rozpuściłam i uczesałam. Kiedy byłam gotowa, złapałam torebkę i zeszłam na dół. Gdy mój chłopak mnie zobaczył zaświeciły mu się oczy. Nie mógł się powstrzymać i pocałował mnie, a ja z chęcią oddałam jego gorący pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i podreptaliśmy do samochodu. 

Na lotnisko zajechaliśmy na pięć minut przed lądowaniem przyjaciół rodziny. Chwilę poczekaliśmy i zobaczyłam Olgę i Ramallo, ciągnącego za sobą walizki. Kiedy kobieta mnie zobaczyła, natychmiast podbiegła do mnie i zaczęła mnie ściskać i całować. Zaśmiałam się i także ją przytuliłam. Zauważyłam, że trochę schudła - niewiele, ale jednak - i że oboje z Ramallo opalili się. Byli szczęśliwi i zakochani. Cieszyłam się ich szczęściem. 
Po przywitaniu się, zapakowaliśmy walizki do bagażnika, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu. Tam Olga i Ramallo byli mile zaskoczeni moją niespodzianką, która jeszcze bardziej ich ucieszyła. Jedząc, śmialiśmy się i opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszych wakacjach. Z chęcią słuchałam ich opowieści o tym, jak Olga wyciągnęła Ramallo na tańce. Jestem ciekawa, jakim cudem jej się to udało. Potem popijaliśmy wino i oglądaliśmy ich zdjęcia z wakacji. Na prawdę jestem taka szczęśliwa, że wreszcie oboje się dogadali. 
Po skończonym posiłku, zakochani, zmęczeni podróżą, poszli wziąć prysznic i spać. Wtedy ja i mój chłopak sprzątaliśmy razem ze stołu. Kiedy w końcu skończyliśmy, było już po 22:00. Podziękowałam chłopakowi za pomoc i pocałowałam go na dobranoc. Zamknęłam za nim drzwi i szczęśliwa poszłam spać, gotowa na jutrzejszą pracę na planie.

*następnego dnia*


Kiedy wstałam, po raz pierwszy od dawna czekało na mnie smaczne śniadanko złożone z grzanek z dżemem i mojego ulubionego koktajlu truskawkowo - pomarańczowego. Byłam wdzięczna Oleńce za taką troskę. Zjadłam ze smakiem i szybko ubrałam się, a następnie zeszłam na dół. Tam dobiegły mnie zapachy pieczonego ciasta i grzanek, które gosposia zrobiła dla mnie i jej ukochanego. Przywitałam się z nią, podziękowałam za śniadanie i wyszłam z domu. Dziś jest trochę wietrzny dzień, a ponieważ uwielbiam wiatr, postanowiłam przejść się na plan. W połowie drogi zadzwonił mój telefon.

- Halo? - odebrałam.
- Hej Violu - usłyszałam zaspany głos siostry.
- Ludmiła! Tak strasznie tęsknię! - ucieszyłam się. 
- My też za tobą tęsknimy - odpowiedziała dziewczyna. - Masz pozdrowienia od całej ekipy.
- O właśnie, jak tam u was? Jesteście w jednym kraju? - pytam z ciekawością.
- Tak. Teraz wszyscy jesteśmy na wyspie Costa Brava. Wczoraj przylecieliśmy tu z Afryki razem z Fede. 
- I jak tam u twojego taty? - zapytałam zaciekawiona. Od czasu jego wizyty w Buenos Aires nie rozmawiałam z nim ani razu.
- Bardzo dobrze. Zobaczyłam jego pracę i pomagałam mu. Nawet nie wiesz ile świetnych zdjęć mamy ze zwierzętami. Afryka jest cudowna. A najlepsze jest to, że spotkałam tatę i mogłam z nim spędzić trochę czasu. A co tam u ciebie?
- Dobrze. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa i wypoczywas z bliskimi. Bardzo za wami tęsknię. Dobrze że Olga z Ramallo wczoraj wrócili. Niestety tata i Angie wracają dopiero za tydzień z Azji. A co do pracy na planie, to idzie nam świetnie. Za kilka tygodni skończymy, właśnie jestem w drodze na plan. Dzisiaj mamy nagrać dwa teledyski wstawione w scenę serialu. 
- No to powodzenia! Pogsdamy później, jak skończysz pracę. Z resztą i tak niedługo się spotkamy.
- Okej. Do zobaczenia! - pożegnałam się. Po chwili dotarłam na plan zdjęciowy i przywitałam się z wszystkimi. Przebrałam się w ubrania Izabeli i zaczęliśmy kręcić.

Po kilku godzinach pracy Diego odwiózł mnie do domu. Zaprosiłam go na chwilę na herbatę i ciasto Olgi. Chwilę pogadaliśmy z tatą i Angie, którzy zadzwonili przez Skype'a. Potem Diego musiał już iść na kolację do domu. Pożegnałam się z nim i poszłam się wykąpać. Kiedy skończyłam, zadzwoniłam do Francesci i Camili, z którymi bardzo dawno nie rozmawiałam. Gadałyśmy do późna aż wreszcie poszłam spać.


*tydzień później*


Jutro z podróży wracają moi przyjaciele: Camila i Broduey, Ludmiła i Federico oraz Francesca i Diego. Naty postanowiła zostać w ojczyźnie i podjąć nowy projekt. Chce wziąć udział w jakimś przedstawieniu i pracować w teatrze. Maxi postanowił jej towarzyszyć, choć tęskni za domem. Wkrótce na pewno oboje tu wrócą, ale nie wiem kiedy. Natomiast tata za kilka dni załatwi wszystko w Dubaju i będzie mógł wrócić razem z narzeczoną. Ich ślub ma się odbyć za niecałe dwa miesiące! Nie mogę uwierzyć w to, że tak szybko to wszystko się dzieje. Dzisiaj razem z całą ekipą serialu wychodzimy na pizzę. Jesteśmy szczęśliwi, ponieważ już za trzy tygodnie zakończymy nagrania do serialu. Mam nadzieję, że fani produkcji polubią także mnie. 

Zamówiliśmy zwoje pizze i usiedliśmy przy wielkim stoliku w rogu. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się długo popijając piwo. Cały czas przytulałam się z moim chłopakiem. Wkrótce, po kilku godzinach, stwierdziłam, że czas wracać do domu. Jednak kiedy wstałam, zakręciło mi się w głowie. Byłam już pijana, co nie zdarzało mi się często. Diego chciał mnie odprowadzić, więc zgodziłam się. On ma mocniejszą głowę ode mnie, więc cały czas przytrzymywał mnie, bo lekko się zataczałam. W końcu, kiedy o mało się nie przewróciłam, stwierdził:
- Nie możesz tak wrócić do domu. Co by powiedziała twoja gosposia? Zostaniesz na noc u mnie.
- Ale nie ma takiej potrzeby - próbowałam zaprzeczać, jednak on nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu. Tak więc zaprowadził mnie do jego domu, ale nie pamiętam, co się później działo. Byłam zbyt zmęczona i urwał mi się film.

*następnego dnia, rano*

Obudziłam się z szumem i bólem głowy. Trochę mi niedobrze. Z niechęcią otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w obcym łóżku, w obcym pokoju. Przestraszyłam się. Co się wczoraj działo? Nic nie pamiętam... ale chwila, ten pokój wygląda jakoś znajomo... Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł mój chłopak. Odetchnęłam z ulgą, ale zaczęłam się zastanawiać, co ja tutaj robię.
- Dzień dobry kochanie - przywitał mnie.
- Cześć - odpowiedziałam niemrawo. Sięgnęłam po kubek z zieloną herbatą, który mi podał.
- Proszę, to pomoże na ból głowy - powiedział z uśmiechem. Wzięłam kilka łyków napoju i spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Co ja tutaj robię?
- Nie denerwuj się Violu. Jesteś w moim pokoju, spałaś tutaj bo nie chciałem, żebyś wracała do domu w takim stanie.
- Jak to? A tak, już pamiętam. Ale jak mnie tu zaniosłeś?
- Tuż przy moim domu wziąłem cię na ręce, bo ty nie miałaś siły iść. Byłaś zmęczona nagrywaniem wczorajszych teledysków, pamiętasz? Wniosłem cię do pokoju. Mama spała, a tata jest w pracy, więc nikt nic nie wie. Ogarnij się i odwiozę cię do domu, dobrze?
- No jasne - uśmiechnęłam się wdzięczna - dziękuję - dodałam. Diego pochylił się i pocałował mnie czule. Potem wyszedł z pokoju, żebym mogła się ogarnąć. Po piętnastu minutach wyglądałam już jak człowiek i mogliśmy jechać. Wychodząc, spotkałam Ivana, młodszego braciszka mojego chłopaka. Chwilę się z nim pobawiłam a potem poszłam do samochodu. Diego odwiózł mnie i wytłumaczył Oldze, że wczoraj źle się poczułam i spałam u przyjaciółki. Gosposia niechętnie w to uwierzyła jednak nie miałam teraz ochoty na rozmowę. Muszę się ogarnąć, bo za dwie godziny do Buenos Aires wracają moi przyjaciele.

W drodze na lotnisko przestała mnie boleć głowa i czułam się już lepiej. Spacerowałam samotnie, bo Olga i jej ukochany byli zajęci obowiązkami. Kiedy byłam już prawie na miejscu, nagle potknęłam się i upadłam. Próbowałam wstać, ale nie mogłam, bo moja lewa kostka bardzo mnie bolała. No świetnie, i jak ja teraz dojdę na lotnisko? Będę tu tak leżeć na tym chodniku? Kiedy próbowałam jakoś wstać, ktoś podszedł do mnie od tyłu i pomógł mi. Obróciłam się i zobaczyłam, że to Leon.
- Nic ci nie jest? Co się stało? - pytał troskliwie.
- Potknęłam się i upadłam, a teraz bardzo boli mnie noga. Dobrze że przyszedłeś, bo inaczej bym nie wstała. A w ogóle skąd się tu wziąłeś?
- Szedłem właśnie na lotnisko, ty pewnie też. Ale teraz to nie ważne, chodź, musisz pojechać do szpitala - zdecydował.
- Ale Leon, ja nie mogę - jęknęłam żałośnie. On nic nie powiedział, bez wachania wziął mnie na ręce i zaczął iść w kierunku pobliskiego szpitala.
- Naprawdę będziesz mnie niósł? - zapytałam ze śmiechem.
- Naprawdę - odpowiedział. 
- Nie jestem za ciężka?
- Nie.
Nie wiedziałam już co powiedzieć, więc oparłam głowę o jego ramię i uśmiechałam się do siebie. To kochane z jego strony.
Po kilkunastu minutach doszliśmy, to znaczy Leon doniósł mnie na miejsce. Zostałam szybko przyjęta i zajął się mną doktor Buscariní. Badał moją kostkę przez kilka minut z poważną miną, a potem stwierdził:
- Wygląda na to, że kostka jest zwichnięta. Bardzo mi przykro, Violetto, ale przez jakiś czas nie będsiesz mogła tańczyć.
- Co takiego?! - wykrzyknęłam przerażona. Nie, to niemożliwe! Przecież cały czas muszę tańczyć na planie serialu! Taniec to moja pasja, nie mogę przestać tego robić! Patrzyłam z zaszklonymi oczami to na Leona, to na lekarza, i nie wiedziałam co mam robić.