wtorek, 26 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 29

VIOLETTA

Następnego dnia wstałam wcześnie. Wczoraj zrobiłyśmy sobie z Martiną zakupy i mamy pełne szafki jedzenia oraz całą szafę genialnych ciuchów. Szybko wzięłam prysznic i zabrałam się za przygotowywanie śniadania podczas gdy Martina zajęła łazienkę. Zrobiłam nam tosty z wędliną i serem, wyjęłam na stół zielone serwetki, eleganckie białe hotelowe talerze, sztućce i szklanki do których nalałam pomarańczowego soku. Akurat kiedy wyjmowałam tosty, moja przyjaciółka wyszła spod prysznica. 
- Mmm jakie pyszne - pochwaliła moje "umiejętności" kulinarskie. Po zjedzeniu ubrałyśmy się w sukienki, ja w różową, a ona w niebieską i umalowałyśmy się. Kiedy wyszłyśmy z pokoju, chłopcy już na nas czekali i razem poszliśmy do wytwórni. Mieliśmy około 20 minut drogi. Niestety musieliśmy iść pieszo i konwersację prowadzili tylko Jorge i Tini, co prawda ja czy Diego od czasu do czasu coś wtrąciliśmy, ale było czuć niezręczną atmosferę. Brakowało mi Leona. Chciałam do niego zadzwonić, ale pewnie jeszcze nie ma siły żeby rozmawiać więc muszę poczekać jakieś dwa dni. 
Na szczęście droga nie trwała zbyt długo i szybko doszliśmy na miejsce. Przywitaliśmy się z producentami i porozmawialiśmy chwilę o naszych wakacjach. Następnie opowiedzieli nam dokładnie jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień:
- Będzie to dla was bardzo pracowity dzień. Z samego rana przychodzicie tutaj aby nasi ludzie mogli was wystylizować, uczesać i przygotować. Potem jedziemy na premierę do jednego z najlepszych kin, po czym będziecie udzielać wywiadu na konferencji prasowej. Będziecie też wtedy podpisywać płyty, rozdawać autografy, śpiewać niektóre piosenki i udzielać sesji zdjęciowych, tak jak to było oststnio. Zejdzie nam do późnego popołudnie, więc lepiej zjedzcie porządne śniadanie. Wieczór macie całkowicie wolny do swojej dyspozycji, ale my zapraszamy was na kolację z całą ekipą. Przykro nam że nie będzie Leona, proszę Violetto przekaż mu nasze pozdrowienia. Teraz tylko musimy ustalić, jakie piosenki chcecie śpiewać i je przećwiczyć. Za półtorej godziny macie przymiarki stroju na jutro. Jakieś pytania?
- Ile piosenek zaśpiewamy? - zapytał Jorge.
- Przewidujemy, że około pięciu, sześciu. Na pewno zaśpiewacie Euforię bo to motyw wiodący. Poza tym dajemy wam wolną rękę.
- Mogłybyśmy zaśpiewać razem Imagine - zaproponowała Martina patrząc na mnie. Przytaknęłam ochoczo.
- A nasza trójka mogłaby wykonać utwór Price Tag - wtrącił Jorge wskazując na Tini i Diego. 
- A Martinie przypada jeszcze jedna solówka. Może na przykład Como Quieres?
- Więc mamy już cztery piosenki - powiedział jeden z producentów. 
- Co wy na to, żeby zrobić głosowanie i zebrana publiczność zagłosuje na to, kto wykona ostatni utwór i jaka to będzie piosenka? - zapytała Tini. Wszyscy przystaliśmy na ten pomysł. Po krótkiej naradzie zaczęliśmy ćwiczyć umówione piosenki. Na szczęście nie muszę śpiewać z Diego. Oby publiczność nas nie wybrała.

Dwie godziny później pojechaliśmy do salonu mody Valentine na przymiarki strojów na jutro. Chłopcy weszli do osobnej garderoby i pracowali z projektantem mody i stylistą Christianem Curtis'em. Natomiast ja i Martina miałyśmy przyjemność pracować z Anastasią Ring. Poczułam się jak prawdziwa gwiazda, kiedy tak troskliwie i dokładnie zajmowali się mną i moim wyglądem.
Po godzinie projektanci zdjęli z nas miarę i już mieli pomysły na stroje. 
- Wasze kreacje zostaną uszyte w ciągu pięciu godzin, więc wieczorem będą już gotowe. Przed premierą musicie przyjść do naszego salonu i dopiero wtedy ubrać sukienki - tłumaczyła nam pani Anastasia.
- To samo oczywiście dotyczy waszych kolegów, tylko że nimi zajmą się inni styliści i oczywiście mój przyjaciel Christian. Na dziś to wszystko, jesteście już wolne.
- Dziękujemy bardzo. Do widzenia! - pożegnałyśmy się i zeszłyśmy na dół do bufetu. Zamówiłyśmy sobie kawy i czekałyśmy chwilę na chłopców. Kiedy wrócili, omówiliśmy swoje projekty stroi i chwilę posiedzieliśmy przy stoliku. W końcu postanowiliśmy wrócić do hotelu. Jednak zanim doszliśmy na miejsce, zaczął padać deszcz a ponieważ nie miliśmy parasolek, musieliśmy biec. Niestety zdążyliśmy już porządnie zmoknąć i kiedy dobiegliśmy do hotelu, woda dosłownie po nas spływała. Marzyłam tylko o tym, żeby wysuszyć się, przebrać się w piżamę i wypić kubek gorącej czekolady. 
- Otwórz wreszcie te drzwi, proszę - powiedziałam zdenerwowana do Martiny. Jednak ta grzebała zdenerwowana w torebce.
- Nie mogę znaleźć kluczy. Może to ty zamykałaś pokój?
- Nie, przecież musiałaś się wrócić po telefon, pamiętasz?
- No to mamy problem - zdenerwowała się przyjaciółka. Złapałam się za głowę.
- Jak mogłaś zgubić te klucze - robiłam jej wyrzuty.
- To niemożliwe - mruczała zdenerwowana.
- Jakiś problem? - Diego wyjrzał z pokoju.
- Zgubiłyśmy klucze do pokoju.
- Serio? No trudno, macie pecha. Wchodźcie do nas, ogrzejecie się trochę, a potem pomyślimy, co zrobić z kluczami - zaproponował chłopak. Mimo że nie bardzo miałam ochotę spędzać z nim czas, w końcu jednak weszłyśmy do pokoju. Jorge zrobił nam gorące kakao i znalazł dla nas jakieś ręczniki. Otuliłyśmy się kocami i piłyśmy kakao, kiedy Diego dzwonił do recepcji. 
- Powiedzieli mi, że możecie dostać zapasowy komplet kluczy, dopóki nie znajdziecie tamtego.
- Musimy go znaleźć? - Martina otworzyła szeroko oczy.
- Oczywiście że tak - odparł Diego. Spojrzałyśmy na siebie zmartwione. Podziękowałyśmy za pomoc i wróciłyśmy do pokoju. 

Następnego dnia miałam lekki katar po wczorajszym spacerze w deszczu, na szczęście to nie było nic poważnego. Szybko wypiłyśmy z Martiną koktajle z kiwi i pomarańczy na śniadanie i ubrałyśmy się w pierwsze lepsze ciuchy. Pojechaliśmy całą czwórką do salonu mody, gdzie ubraliśmy się w boskie kreacje. Moja sukienka była w kolorze kości słoniowej i sięgała mi prawie do kolan. W talii była idealnie dopasowana, a od bioder uszyto piękną, falującą "bombkę". Do tego dostałam elegancką, bardzo wygodną czerwoną kurtkę i pasek ze ćwiekami w tym samym kolorze. Stylistka podwinęła mi odrobinę rękawy kurteczki i podała śliczne, czerwone koturny "bez palców". Dodatkowo na górnej części sukienki wyszyto jakieś abstrakcyjne kształty. Na szczęście moje perłowe kolczyki, delikatny wisiorek i srebrna bransoletka z nutką pasowały idealnie do mojego stroju.
Po wizycie w salonie udaliśmy się do fryzjera i do kosmetyczki, gdzie zrobiono mi profesjonalny, dziewczęcy makijaż i pięknie pofalowano włosy. Po dwóch godzinach wszyscy byliśmy gotowi i z wielką energią i radością pojechaliśmy limuzyną na premierę pierwszego odcinka nowego sezonu. 

czwartek, 21 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 28

DIEGO 

Zaczęło się już ściemniać i chciałem poszukać Violetty, żeby pójść na romantyczny spacer i takie tam. Ale nigdzie jej nie było. Zapytałem Olgę czy nie widziała mojej dziewczyny.
- Och, wydaje mi się, że skręcała w tamtą ścieżkę ale nie była samaaa - zaśpiewała wskazując mi ścieżkę prowadzącą do lasu. Szybko pobiegłem w tamtą stronę. Na pewno przyczepił się do niej ten laluś, przecież sama nie szwędałaby się po lesie wieczorami. Chyba go zabiję jeśli ją tknie.
Szukałem ich dość długo aż wreszcie dotarłem do małego mostku nad strumykiem. Zobaczyłem jak ten debil dobiera się do mojej dziewczyny, już prawie się całowali. Nie czekałem ani chwili dłużej i podbiegłem żeby ich rozdzielić.

VIOLETTA

- Łapy precz od mojej dziewczyny - usłyszałam nagle wściekły głos. Leon odsunął się i zobaczyłam jak Diego podbiega do nas z miną jakby chciał zabić Leona. Natychmiast wstałam i próbowałam dobiec do niego, zanim zrobi coś głupiego. Niestety, nie zdążyłam. Diego tak mocno przyłożył Leonowi, że ten zatoczył się do tyłu i stłukł kieliszek z szampanem. Przestraszyłam się i pojawiły mi się łzy w oczach. 
- Mówiłem ci żebyś się od niej odczepił - wysyczał przez zęby mój chłopak. Że co? On go straszył? Nie mogę w to uwierzyć. Jednak nie jest taki, za jakiego się podaje...
- Wyluzuj, my nic... - jąkał się Leon. Ale Diego go nie słuchał. Uderzył go jeszcze raz, tak, że chłopak miał cały siny policzek. 
- Diego przestań! - krzyczałam zrozpaczona. Podbiegłam do niego i złapałam go za ręce. - Przestań, słyszysz?!
- A ty nie mów mi co mam robić! - wykrzyknął wściekły. - Myślisz że wam daruję to że tak się tu zaszyliście w tajemnicy?! Chcesz ze mnie zrobić głupiego?! Przyznaj się co jeszcze tu robiliście zanim przyszedłem!
- Do niczego między nami nie doszło! - krzyczałam zła i przerażona. - On mi tylko wyznał swoje uczucia ale nawet mnie nie dotknął bo on nie tyka cudzych dziewczyn! On ma swój honor i ty też powinieneś mieć! Nie możesz go bić tylko za to że zabrał mnie na spacer!
- On chce mi cię zabrać - wykrzyknął w ogóle mnie nie słuchając. Zaczął się wyrywać i bałam się, że go nie utrzymam. 
- Leon! - krzyknęłam - Leon uciekaj!
Ale on mnie nie słuchał. Stał za mną gotowy do dalszej bijatyki. Byłam zrozpaczona. Nie miałam już pojęcia co mam robić. W końcu Diego się wyrwał i odepchnął mnie na bok. Zdążyłam tylko zobaczyć, jak Leon rozciął mu wargę zanim zalałam się łzami. Słyszałam, że Diego masakruje go jeszcze bardziej, ale nie miałam już siły by go powstrzymać. I wtedy stał się cud. Na polanę wbiegła Francesca, a za nią moi przyjaciele. Kiedy zobaczyli co się dzieje, Broduey, Federico, Maxi i Andres natychmiast podbiegli do chłopaków i nareszcie odciągnęli ich od siebie. Francesca z Camilą podbiegły do mnie i zaczęły wypytywać o wszystko. Nie miałam siły nic mówić, tylko szlochałam bez ustanku. 
- Szybko, dzwoń po karetkę - poleciła Tini Jorge'owi. Ten natychmiast zadzwonił i powiedział dokładnie co się stało.
- Karetka będzie tu za 5 minut, ale musimy wyjść z tego lasku bo nas nie znajdą - oznajmił Jorge. Powoli wstałam i trzymając Martinę i Francescę wyszłam z polanki. Reszta ludzi musiała trzymać Diego i Leona, tak, żeby osobno dotarli na polanę. Przez całą drogę płakałam i nie mogłam się uspokoić. Kiedy dotarliśmy na miejsce, karetka już czekała, razem z zaniepokojonymi członkami mojej rodziny. Na całe szczęście Mia już poszła i nie musiała mnie widzieć w takim stanie. 
Wsadzili Leona do karetki, a ponieważ Diego miał mniejsze obrażenia, poszedł do taksówki i razem z Jorge, który potrafił go uspokoić, pojechali do tego samego szpitala. Ja zostałam z przyjaciółkami, które podały mi herbatę, oraz wytłumaczyły dokładnie całe zajście mojej rodzinie. Wkrótce zdecydowaliśmy, że nic tu po nas, i wróciliśmy do domu.

*trzy dni później*

Za kilka dni wylatujemy do Los Angeles, a Leon dalej leży w szpitalu. Dziś zebrałam się na odwagę i postanowiłam go odwiedzić. Oczywiście zerwałam z Diego, nie chcę mieć z nim nic wspólnego po tym jak się zachował. Wszyscy dobrze wiedzą że ja nie toleruję takich bijatyk, a on miał to gdzieś, poza tym oskarżał mnie o niewierność i zastraszał Leona, czego absolutnie mu nie wybaczę. 
Ale nie chcę o tym myśleć. Kiedy już doszłam do siebie, ubrałam się w granatową bluzkę z krótkim rękawem i moje jeansowe szelki. Do tego założyłam granatowe baletki. Uczesałam włosy i razem z Martiną wsiadłam do taksówki. Dziewczyna wielokrotnie przepraszała mnie za zachowanie mojego byłego chłopaka, ale kiedy zobaczyła, że mam dość tego tematu, przestała. Teraz chciała zobaczyć, jak Leon się czuje bo sama bardzo go polubiła. 
Całą drogę do szpitala przesiedziałyśmy w milczeniu, co jakiś czas Martina wtrącała uwagi o pogodzie albo o moich butach. W końcu dojechałyśmy na miejsce. Zapłaciłam kierowcy i weszłyśmy do budynku. Pani z recepcji skierowała nas na 3 piętro, do sali numer 2. Wjechałyśmy windą i delikatnie zapukałyśmy do drzwi.
Kiedy weszłam do małego, jasnego pomieszczenia, ujrzałam biednego, zmęczonego Leona, który leżał z podbitym okiem, lekko spuchniętą twarzą i rozciętą wargą. Kiedy przyjrzałam mu się bliżej, zauważyłam, że ma rozcięty łuk brwiowy, oraz wiele szwów i strupów, które zapewne zdążyły się już nieco zagoić od tamtego feralnego dnia. Widać było, że chłopak przeszedł kilka operacji i cierpiał. Na szczęście był przytomny. Usiadłam na krześle obok łóżka i złapałam go za rękę.
- Hej - zaczęłam. W odpowiedzi zamruczał coś niezrozumiale.
- Nie musisz odpowiadać, przyszłam tylko zobaczyć jak się czujesz. Chyba nie dasz rady pojechać do Hollywood, co? Szkoda, bo bez ciebie to nie będzie to samo.
- Hej Leon - wtrąciła Tini - chciałam cię przeprosić za zachowanie Diego. Sama nie wiem, co mu odbiło, zwykle taki nie jest, no ale nie chcę was dołować. Chciałam ci tylko przekazać pozdrowienia od całej ekipy serialu i producentów. Trzymaj się. Do zobaczenia - rzuciła na pożegnanie i wyszła. Zostałam z nim sama. Nie wiedziałam, co mam robić. Było mi tak przykro z powodu tego, co się stało, że łzy zaczęły napłwać mi do oczu. Mimo to jednak starałam się uśmiechać.
- Nie płacz - wydukał Leon - zaśpiewaj mi coś.
Zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać naszą piosenkę, "Podemos" cały czas trzymając go za rękę. Oczywiście popłakałam się jak dziecko, ale nie mogę nic na to poradzić. Kiedy skończyłam otworzyłam oczy i pocałowałam Leona w policzek. 
Siedziałam przy nim cały dzień, karmiąc go, rozśmieszając, czuwając przy nim. W końcu jednak musiałam wracać do domu. Obiecałam mu, że odwiedzę go zaraz po przyjeździe z Los Angeles. Przed wyjazdem nie dam rady, bo lecimy tam już jutro. Zadzwonili do mnie producenci i poinformowali mnie o tym. Tak więc musiałam wracać aby się spakować. Na pożegnanie jeszcze raz pocałowałam go w policzek i wyszłam.

Następnego dnia wstałam około godziny 9:00. Szybko zjadłam śniadanie i zaczęłam się pakować. Angie i Ludmiła musiały mi pomóc, bo inaczej bym nie zdążyła. Tym razem do Hollywood lecę sama, ponieważ Angie i tata będą zajęci przygotowaniami do ślubu, który zbliża się wielkimi krokami. Z resztą, lecimy tam tylko na tydzień, bo nie mamy zbyt wiele do zrobienia. Promocja płyty i premiera nowego sezonu serialu, jedna sesja zdjęciowa i parę wywiadów - i to wszystko. Jedynym minusem tej podróży jest to, że będę musiała przebywać w towarzystwie Diego.
Było już po 14:00, kiedy skończyłam się pakować i zjadłam obiad. Pojechaliśmy na lotnisko, gdzie pożegnałam się z moją rodziną i przyjaciółmi. Kiedy już wszyscy poszli, zobaczyłam Martinę, Jorge i Diego idących w moją stronę. Przywitałam się z wszystkimi oprócz mojego byłego chłopaka i weszliśmy przez bramki do samolotu. Poprosiłam, żebym mogła siedzieć obok Tini, a ta na szczęście się zgodziła. Tym razem wyjątkowo podczas lotu nie zasnęłam, więc rozmawiałyśmy o wszystkim, unikając tematu chłopców i moich urodzin. Tak szybko minął nam lot.

Kiedy byliśmy już na miejscu poczułam przeszywający chłód. Tutaj o tej porze roku jest znacznie zimniej, niż w Argentynie. Na szczęście zabrałam ze sobą ciepły różowy polar i otuliłam się nim. Zabraliśmy swoje walizki i wsiedliśmy do czekającej już taksówki. Pojazd szybko zawiózł nas do hotelu. Pierwszy dzień mieliśmy wolny i mieliśmy czas na zameldowanie się i odpoczynek. Tym razem producenci wynajęli nam pokoje w tym samym hotelu, tak więc ja mieszkałam z Martiną, a chłopaki razem. 
Nasz pokój nieco różnił się od poprzedniego. Miał czerwone ściany i kremowy sufit. Na szafkach nocnych przy łóżkach stały małe, kremowe lampki. Z sufitu zwisała jedna, wielka lampa w kształcie kwiatu. Znajdował się tam również mały aneks kuchenny, łazienka z prysznicem i balkon. Niemal całą podłogę pokrywał miękki, zielony dywan. Meble, czyli wielka szafa, komoda, dwa fotele i dwa łóżka, oraz stolik, cztery krzesła i szafki w kuchni wykonane były z jasnego drewna. Na łóżkach i fotelach leżały brzoskwiniowe i czerwone poduszki. Nie ma co, jednak ci ludzie znają się na wystrojach wnętrz. Bardzo spodobał nam się ten pokój.
Rozpakowałyśmy swoje ubrania i kosmetyki oraz różne drobiazgi, takie jak zdjęcia, lusterka, misiaczki i inne takie. Byłyśmy zmęczone, więc od razu wyjęłam naleśniki Olgi i odgrzałam je na patelni. W tym czasie Tini nakryła do stołu i nalała nam soku. Ze smakiem zjadłyśmy posiłek.
- Która to godzina? - zapytała Martina. Spojrzałam na zegarek.
- Dopiero 15:00. Te strefy czasowe są okropne.
- To prawda. Co ty na to, żeby pójść po jakieś dobre jedzenie?
- Może później, obiecałam zadzwonić do domu kiedy wylądujemy.
- Masz rację, ja też to zrobię. 
Wybrałam numer i zadzwoniłam. Tata natychmiast odebrał.
- Jak się masz kochanie?
- Bardzo dobrze, mamy wspaniały pokój i mamy dzisiaj dzień wolny, zjadłyśmy naleśniki Olgi i teraz odpoczywamy. A wy co robicie?
- Nic takiego, ja, Angie i Ramallo szukamy sali na ślub, Ludmiła wyszła gdzieś z Nati a Olga kazała się zapytać czy smakuje ci jedzenie.
- Tak i to bardzo - uśmiechnęłam się. Kochana Olga. - Przekaż wszystkim że was kocham, Ludmile i Nati też.
- Dobrze dobrze, ale ty uważaj tam na siebie, z kim masz pokój, jak się czujesz, jakie plany na jutro?
- Tato spokojnie. Mam pokój z Martiną, czuję się bardzo dobrze, za godzinę idziemy na zakupy i może trochę pozwiedzamy. Jutro o 10:00 mamy spotkanie w wytwórni, a pojutrze promocję płyty i nowego sezonu. 
- No dobrze, uważaj na siebie i baw się dobrze. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Wszystkich was kocham najmocniej i przesyłam wielkiego buziaka.
Rozłączyliśmy się i opadłam na łóżko. Chwilę tak leżałam zanim Martina przyszła i oznajmiła, że pora iść na zakupy. Ubrałam się cieplej: założyłam szare jeansy i gruby, czerwony sweter obszyty srebrną nitką. Do tego włożyłam czerwone buty na niewysokim obcasie i uczesałam włosy. 
- Wow, wyglądasz nieziemsko! - zachwyciła się Martina. Zaśmiałam się.
- Dziękuję, ty także - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ubrała się w jasne jeansy i jasnozielony sweter we wzroki przypominające małe cukierki oraz białe adidasy. 
- Chłopcy idą z nami? - zapytałam.
-Nie. Byłam u nich i powiedziałam, że to babskie wyjście. Oni mieli iść do salonu gier.
- W porządku, no to chodźmy -  odparłam i wyszłyśmy z budynku.

wtorek, 19 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 27

LEON

W tamtej chwili dotarło do mnie, co właśnie robię i szybko się cofnąłem. Przecież nie mogę pocałować Violetty. I w ogóle nie chodzi o to, że jest chora. Niestety, ona spotyka się z Diego i gdybym ją teraz pocałował z pewnością nie byłaby zadowolona. W każdym razie stanąłem przy łóżku, a wtedy ona otworzyła swoje piękne, błyszczące oczy i spojrzała na mnie zdziwiona.

VIOLETTA

- Leon! - wykrzyknęłam uradowana. Nie spodziewałam się go tutaj, ale ucieszyła mnie jego wizyta. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Dowiedziałem się że zachorowałaś i przyszedłem cię odwiedzić, ale jeśli chcesz, to sobie pójdę. 
- Nie, zostań proszę - poprosiłam go. Chłopak uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze, to znaczy lepiej niż rano - odparłam. - Dzięki, że pytasz. Nie boisz się zarazków?
- Ani trochę - odparł pewnie. Uśmiechnęłam się. Leon sięgnął po moją gitarę i zaczął grać piosenkę "Llamame". To bardzo ładna i wesoła piosenka, podoba mi się. Zaczęliśmy razem śpiewać i od razu poczułam się lepiej. Pod koniec piosenki przyłączyła się do nas Ludmiła, która właśnie skończyła rozmawiać z Federico przez Skype'a. 
- Dziękuję ci Leon, poprawiłeś mi humor - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił to. Wtedy do pokoju wparował mój tata, który właśnie wrócił z Angie.
- Leon co ty tu robisz?! - krzyknął zdenerwowany.
- Tato spokojnie, nic się nie dzieje...
- Akurat, już ja tam swoje wiem. Narychmiast mi stąd uciekaj bo jeszcze zarazisz się od Violetty albo co gorsza ona od ciebie - krzyczał zły.
- German o co tyle krzyku? - wtrąciła się Angie.
- Nie widzisz, że ona robi to specjalnie? Akurat kiedy wychodzę zaprasza do domu chłopaka i siedzi z nim przy zamkniętych drzwiach a jeszcze przed chwilą była taka chora.
- Uspokój się, to tylko zwykła wizyta - broniła mnie kobieta. Na szczęście Leon zdążył wyjść i nie słyszał tej żenującej awantury.
- Na prawdę nie rozumiem o co tyle krzyku, tato. Jak zwykle robisz z igły widły - powiedziałam, zła, że przerwał miłe spotkanie z Leonem. Odwróciłam się do niego plecami i nakryłam kołdrą po same uszy.

*następny dzień*

Już jutro są moje urodziny. Na szczęście te lekarstwa od doktora i bulion Olgity są bardzo skuteczne i dziś czuję się już o wiele lepiej, choć nadal mam katar i lekki ból głowy. Ale mam nadzieję, że do jutra wyzdrowieję i będę mogła wyjść z przyjaciółmi do kawiarni. Najlepszym prezentem jaki mogły mi zrobić przyjaciółki to ich powrót do kraju. Tak bardzo za nimi tęsknię, dlatego moja radość z urodzin jest podwójna. 
Jest mi wstyd za wczorajszą akcję mojego taty, więc postanowiłam zadzwonić do Leona zaraz po śniadaniu. Wybrałam numer, a chłopak odebrał po trzecim sygnale.
- Violetta, coś się stało?
- Nie nic, chciałam cię tylko przeprosić za wczorajszą sytuację z moim tatą. Na prawdę nie wiem dlaczego znowu tak się zdenerwował.
- Daj spokój, nie ma sprawy. Lepiej powiedz mi jak się czujesz.
- Lepiej, o wiele lepiej niż wczoraj. To w dużej mierze twoja zasługa.
- Miło mi to słyszeć. Dzisiaj odpocznij i wylecz się, a jutro spotkamy się i dam ci prezent, co ty na to?
- Dobrze Leon, ale nie trzeba prezentu, na prawdę.
- No to cześć.
- Cześć - rozłączyłam się. Postanowiłam trochę się ogarnąć. Posprzątałam w pokoju i wzięłam orzeźwiający prysznic. Przebrałam się w czyste rzeczy i uczesałam. Zaczęło mi się nudzić, ale ponieważ musiałam leżeć w łóżku, wskoczyłam pod kołdrę i zaczęłam rysować w pamiętniku. Wkrótce powstał rysunek całującej się pary pośród płatków róż. Przypomniała mi się jedna z najbardziej romantycznych randek z Leonem. W tym momencie zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- Witaj księżniczko - usłyszałam głęboki, uwodzicielski głos w słuchawce.
- Diego - uśmiechnęłam się.
- Jak się masz?
- Dobrze, już lepiej, ale jeszcze nie mogę wychodzić z łóżka.
- Skoro tak, to może ja wpadnę do ciebie? 
- Jasne, przychodź, bardzo cię potrzebuję.
- No to będę za 15 minut.
- Czekam - odparłam i rozłączyłam się. Mam nadzieję że tato nie będzie zły. Na wszelki wypadek postanowiłam go uprzedzić kiedy przyszedł zapytać jak się czuję. Na początku nie był zadowolony ale w końcu się zgodził. Podziękowałam mu zadowolona i zeszłam na dół, żeby poprosić Olgę o coś dobrego dla gościa. Wkrótce chłopak przyszedł i przywitał się ze mną czule.
- Jak się masz? - zapytał troskliwie.
- Lepiej, a ty?
- Dobrze, cieszę się że wracasz do zdrowia. Zobacz co dla ciebie mam - dodał i wyjął zza pleców bukiecik pięknych niezapominajek.
- Jaki śliczny bukiet! - wykrzyknęłam i objęłam chłopaka. Ten uśmiechnął się i wstawił kwiaty do wazonu. Gawędziliśmy sporo czasu, bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Diego zagrał  i zaśpiewał dla mnie naszą piosenkę, a ja wzamian zaśpiewałam mu Te creo. Siedział ze mną bardzo długo, w końcu jednak musiał wrócić do domu na kolację. Ja także musiałam coś zjeść i wziąć lekarstwa. Potem do późnej nocy plotkowałyśmy z Ludmiłą. Niestety okazało się, że nie mogą jutro przyjechać, bo ich lot został przełożony i nie zdążą na moje urodziny. Było mi bardzo przykro, no ale cóż, w przyszłym roku na pewno przy mnie będą. Mimo to jednak poszłam spać w smętnym humorze.

*dzień moich urodzin*

Obudziły mnie promienie słońca zaglądające przez okno do mojego pokoju. W tym roku wrzesień mamy wyjąkowo ciepły. Wstałam z łóżka i leniwie się przeciągnęłam. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał. 
- Proszę! - zawołałam sennym głosem. Do pokoju wszedł tata z pięknym bukietem białych róż, za nim Angie z aparatem w ręku, Olgita z tortem czekoladowym, Ludmiła z jakimś pudłem i oczywiście uśmiechnięty Ramallo. Wszyscy zaczęli śpiewać piosenkę 'Happy Birthday'. Zaczęłam się śmiać i wyskoczyłam z łóżka. Kiedy skończyli zaczęłam im bić brawo.
- No kochanie - powiedziała Olga - pomyśl życzenie. Spojrzałam na rodzinę i pomyślałam "jedyne czego chcę, to żebyśmy już zawsze byli razem" i zdmuchnęłam 19 świeczek. Rodzinka biła mi brawo podczas kiedy ja przyjęłam bukiet od taty. Mężczyzna zaczął mnie całować i składać mi życzenia.
- Kochanie, życzymy ci wszystkiego co najlepsze. Żebyś zawsze była taka piękna i taka szczęśliwa, żeby ten cudowny uśmiech nigdy nie schodził ci z twarzy.
- Żebyś osiągnęła wielki sukces i rozwijała dalej swoją karierę - dodała Angie.
- Najwspanialszych przyjaciół, dużo śmiechu i zabawy - wtrąciła Ludmiła.
- Gorących romansów i najprzystojniejszych chłopców - zaśmiała się Olga, a tata spojrzał na nią morderczym spojrzeniem. Na końcu Ramallo dodał, żebym przede wszystkim była szczęśliwa i robiła to, co kocham, otoczona miłością tych, których kocham.
Byłam bardzo wzruszona ich życzeniami i miałam łzy w oczach. Wstawiłam kwiaty do wazonu na biurku i zeszliśmy na dół do jadalni. Tam też pokroiłam mój tort urodzinowy i rozdałam każdemu po kawałku. Wszystkim bardzo smakowało. Po śniadaniu w salonie otworzyłam paczkę od Ludmiły. Był w niej album ze zdjęciami naszej rodziny i przyjaciół, wszystkie najpiękniejsze wspomnienia zebrane przez te 19 lat. Były tam także zdjęcia z moimi przyjaciółmi w Hollywood. Na samym końcu, na ostatniej karcie zebrano podpisy wszystkich moich bliskich. Nawet mała Mia i brat Diego się podpisali. Nie zabrakło także odciśniętej łapki Lily. Cały album był ozdobiony różnymi drobiazgami wykonanymi własnoręcznie zapewne przez dziewczyny. Wygląda uroczo. Byłam taka szczęśliwa!
- To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć! - wykrzyknęłam i przytuliłam Ludmiłę. 
- Cieszę się, że ci się podoba - odparła zadowolona.
- Co dzisiaj będziemy robić? - zapytałam. Wszyscy spojrzeli po sobie z niepokojem. Zmarszczyłam brwi. O co chodzi? Nagle Ludmiła poderwała się i krzyknęła, ciągnąc mnie za rękę:
- No jak to co? Idziemy na zakupy!
- Ale poczekaj, chyba nie pójdę w piżamie!
- No tak, tak, no to chodźmy się szybko przebrać a potem na zakupy - krzyknęła roztargniona blondynka. Posłusznie poszłam się przebrać. Założyłam białą koronkową sukienkę i ładnie ułożyłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż, założyłam buty, torebkę i byłam gotowa. Wyszłyśmy z domu około godziny 12:30. 
- To gdzie najpierw idziemy? - zapytałam.
- Najpierw trzeba ci kupić jakąś ładną kieckę - zdecydowała Ludmiła.
- Ale dlaczego, ta jest zła? - zapytałam z niechęcią, bo moja koronkowa sukienka na prawdę mi się podobała.
- Jest cudowna skarbie, ale dzisiaj jest wyjątkowy dzień i potrzebujesz wyjątkowego stroju - odpowiedziała szybko blondynka i wsadziła mnie do taksówki. Kierowca zawiózł nas do centrum handlowego, gdzie chodziłyśmy po sklepach przez godzinę, zanim wreszcie znalazłyśmy sukienkę, która nam obydwu wydała się idealna. Była w jasnym, fioletowym kolorze, z różowym paskiem, bez ramiączek, do połowy ud. Do tego kupiłyśmy różowe koturny. Potem siostra zabrała mnie na lody.
- Dlaczego siedzimy tutaj same? - zniecierpliwiłam się. Ludmiła zabrała mi telefon i od rana nie mogę się z nikim kontaktować.
- A co, przeszkadza ci moje towarzystwo?
- Skąd, przecież wiesz jak cię kocham, no ale...
W tym momencie do Ludmiły zadzwonił telefon. Blondynka odebrała.
- Halo?... Tak, gotowe? .... Jasne, no to szykujemy się.... Okej.
- Kto dzwonił? - zapytałam.
- Nie ważne, teraz nie mamy już czasu, chodź szybko, umówiłam nas do kosmetyczki - pociągnęła mnie za sobą. 
- Ale skąd ten pośpiech? Nic nie rozumiem.
- Zaraz się przekonasz, teraz chodź szybko.
Nie mogłam już dłużej się z nią kłócić. Co prawda zachowuje się bardzo dziwnie, ale w sumie wizyta u kosmetyczki i fryzjera to sama przyjemność. Tak więc poszłam z nią i pozwoliłam zrobić się na bóstwo.

Około godziny 15 wyszłyśmy z centurm handlowego. Przed budynkiem już czekała na nas taksówka. Kiedy weszłyśmy Ludmiła powiedziała tylko "proszę w umówione miejsce" a uśmiechnięty taksówkarz od razu wiedział, gdzie ma jechać. To wszystko jest takie tajemnicze. 
W końcu po kilkunastu minutach jazdy dotarłyśmy na miejsce. Ludmiła zapłaciła kierowcy i wysiadłyśmy z taksówki. 
Moim oczom ukazało się piękne, malownicze miejsce. Była to niewielka polanka na której rosło dużo drzew i kwiatów. Na samym końcu znajdowało się niewielkie, wodne oczko otoczone szumiącymi wierzbami, moimi ulubionymi drzewami. Tam właśnie rozłożone były koce piknikowe i koszyki z jedzeniem, ale nikogo nie było. Nieopodal porozstawiane były głośniki, instrumenty i stół mikserski. Spojrzałam pytająco na Ludmiłę. 
- Niespodzianka! - wykrzyknęli chórem moi przyjaciele, ukryci za drzewami. Powoli zaczęli wychodzić a ja wciąż stałam w szoku. Podeszli do instrumentów i zaczęli grać i śpiewać 'Es mi pasion'. W refrenie dołączyłam do nich i poczułam się wspaniale, tańcząc i śpiewając w blasku słońca z ludźmi, których kocham.
Kiedy skończyliśmy śpiewać biliśmy sobie brawo. Nagle zobaczyłam w tłumie moje przyjaciółki, Francescę i Camilę, które dzisiaj miały nie przyjechać. Tak bardzo się ucieszyłam na ich widok.
- Kochane! - wykrzyknęłam tuląc je do siebie. Przywitałam się z wszystkimi i odwróciłam się. Zobaczyłam, jak Olga i Angie niosą wielki, różowy tort w kształcie serca, z małymi czekoladowymi nutkami i kwiatami. Napis stworzony z polewy czekoladowej głosił: "Wszystkiego najlepszego Violetta!". Na torcie stało 19 zapalonych świeczek.
- Pora na życzenie złociutka - zaśpiewała Angie. Popatrzyłam na wszystkich: Fran, Cami, Ludmi, Angie, Olga, tata, Ramallo, Naty, Leon, Andres, Maxi, Broduey, Federico, Diego, Tini, Jorge, mojego chłopaka Diego, małą Mię z jej ciocią, nawet nauczycieli ze Studia, Beto, Pablo i Gregorio. Wzruszyłam się, zamknęłam oczy i wyszeptałam: chcę, żebyśmy zawsze już byli razem szczęśliwi - i zdmuchnęłam świeczki wśród głośnych oklasków. Przyjaciele zaśpiewali mi 'Sto lat' podczas gdy ja kroiłam dla wszystkich tort. Wszystkim bardzo smakował. Po zjedzeniu tortu wypiliśmy po kieliszku pysznego, orzeźwiającego szampana i zaśpiewaliśmy 'Friends till the end'. Następnie przyszedł czas na wręczanie prezentów i życzenia. Każdy powiedział mi wiele pięknych słów, których nie jestem w stanie opisać. Na końcu pocałowałam mojego chłopaka i wszyscy zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie. W końcu to pierwszy nasz wspólny "zjazd" od wakacji. 
- A teraz zapraszam wdzystkich na podwieczorek - wykrzyknęła śpiewająco moja kochana Olgita. Podczas gdy jedliśmy, Angie wciąż krążyła z aparatem i robiła mnóstwo zdjęć. Jedzenie było pyszne: kanapeczki z warzywami, szaszłyki, przysmaki z grilla, lody, koktajle, mnóstwo ciast i słodyczy. Nie można się było oprzeć tej uczcie. Czułam się jak w raju!
Po skończonym posiłku dużo rozmawialiśmy, na prawdę dużo. Wszyscy razem zżyli się jeszcze bardziej. Opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszych osiągnięciach, zwyczajach, wakacjach, o naszych marzeniach i planach na przyszłość. To było coś na prawdę pięknego, coś, co na zawsze pozostanie w moim sercu.

Około godziny 17:00 wszyscy wstali i zaczęli tańczyć i śpiewać, czyli robić to, co najbardziej kochamy. Nasz koncert nie miał końca, wydawało się, że możemy tak cały dzień. W końcu jednak repertuar się wyczerpał i usiedliśmy zmęczeni na kochach. Wypiliśmy pyszne koktajle owocowe i gadaliśmy bez końca. Kiedy już zaczęło się lekko ściemniać, a wszyscy byli zajęci graniem w piłkę, podszedł do mnie Leon z kieliszkiem szampana.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał. Uśmiechnęłam się promiennie i przyjęłam kieliszek.
- Z chęcią - odpowiedziałam, zakładając cienki kardigan. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Weszliśmy w głąb lasu. Słońce delikatnie przebijało się poprzez drzewa, ptaki śpiewały, a wokół czuć było słodki zapach żywicy. Długo szliśmy w milczeniu, delektując się pięknem lasu.
- Jak ci się podoba niespodzianka? - zapytał Leon.
- To najwspanialsza niespodzianka na świecie - odpowiedziałam z radością. - Jestem wam taka wdzięczna za wszystko, nie tylko za to przyjęcie, muzykę i prezenty, ale przede wszystkim za naszą przyjaźń.
- Dla mnie to też wiele znaczy - odparł chłopak. - Już za tydzień lecimy do Hollywood. 
- Cieszysz się? - spytałam.
- Tak, to piękne miasto, no a poza tym fajnie jest spotykać się z fanami.
- To prawda - przyznałam. - Poza tym jestem ciekawa jak wyszedł pierwszy odcinek.
- Ja też. Mieliśmy niezłą zabawę przy nagrywaniu, nie?
- Tak, to były piękne wakacje - przyznałam rozmarzona i wzięłam łyk szampana. Doszliśmy do pięknego miejsca, gdzie szumiący strumyk przepływał pod mostem oplecionym bluszczem. Usiedliśmy na tym mostku i podziwialiśmy piękno przyrody. 
- Jestem taka szczęśliwa - wyszeptałam. 
- Violu... muszę ci coś powiedzieć - wydukał Leon. Spojrzałam mu prosto w oczy i serce zaczęło mi szybciej bić.
- Już nawet nie pamiętam przez co zerwaliśmy, ale wiem, że od tamtej pory jestem nieszczęśliwy, bo cię straciłem. Teraz ty jesteś z Diego i powinienem to uszanować, ale... ale po prostu nie mogę. Nie mogę znieść widoku ciebie z kimś innym. I wiem, że ty czujesz to samo. Ukrywałem to jak mogłem, ale już dłużej nie dam rady. Violu, kocham cię.

piątek, 15 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 26

*kilka dni później *

Dziś jest mój przedostatni dzień na planie. Nagrywamy odcinek finałowy, w którym będzie dużo muzyki, miłości, na jaw wyjdą wszystkie sekrety, wszystkie błędy zostaną wybaczone i wszystko dobrze się skończy. Jednak nie jest to mój ostatni dzień na planie, ponieważ za kilka dni spotykamy się ponownie, aby nagrać podziękowania dla widzów. 
Co do mojego występu w programie, tak jak myślałam - przyniosło mi to dużo korzyści, ponieważ fani serialu mogli nieco lepiej mnie poznać i zaakceptować jako nowego członka ich serialowej rodziny. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, ponieważ serial wchodzi na anteny już za dwa tygodnie w Los Angeles. Oczywiście musimy pojechać tam zarówno na promocję ostatniego sezonu, jak i naszej płyty. Potem wracamy do Buenos Aires i mamy już zaplanowany wywiad po premierze w argentyńskich kinach. 

Praca na planie wrze. Dziś jest dużo pracy, ponieważ ten ostatni odcinek jest nieco dłuższy od pozostałych, jest w nim koncert na zakończenie, co daje dwa razy więcej pracy technikom i stylistom, musimy częściej się przebierać, malować, zmieniać miejsca pracy. To bardzo męczące. Ale reżyser koniecznie chce zakończyć już dzisiaj pracę przy tym odcinku, więc jesteśmy na nogach już od 8:00 rano i planujemy skończyć około 19:00. Na szczęście rano wypiłam mocną kawę i nastawiłam się pozytywnie, bo inaczej ciężko byłoby mi przetrwać ten dzień.

Jest godzina 17:30 i mamy nareszcie chwilę przerwy. Nagraliśmy już 3/4 odcinka, teraz tylko czekamy, aż się ściemni, żeby nagrać ostatnie sceny, w których główni bohaterowie dochodzą do porozumienia i całują się, a Angelika i Izabela, czyli postacie, które odgrywamy ja i Tini, obiecują sobie, że nigdy nic ich nie rozdzieli. Na koniec wszyscy razem śpiewają wspólną piosenkę. To będą bardzo wzruszające chwile i jestem pewna, że będę płakać sama z siebie, nawet nie będę musiała udawać. Taka już jestem, łatwo się wzruszam.
Teraz siedzimy sobie w bufecie i jemy przepyszne zapiekanki popijając colą. Wszyscy jesteśmy bardzo głodni, bo nie jedliśmy od rana i dlatego teraz jedzenie tak bardzo nam smakuje. 
- I jak Ci się podobała praca na planie, Violu? - zapytał mnie Jorge.
- Było cudownie - odparłam szczęśliwa. - Na prawdę nie mogę się tym nacieszyć i aż nie chce się wierzyć, że już za dwa dni moje urodziny, potem premiera pierwszego odcinka, potem wracamy do Los Angeles i znów do domu, moje życie jest takie szalone! 
Wszyscy się uśmiechnęli. Kiedy się ściemniło, musieliśmy wracać do pracy i daliśmy z siebie wszystko. Tego dnia, po wielu godzinach pracy, wróciłam do domu bardzo zmęczona i szybko zasnęłam.

Następnego dnia nie chciało mi się wstawać z łóżka. Był to mój pierwszy wolny dzień od dawna i trochę źle się czułam. Bolał mnie brzuch i głowa, więc nie miałam ochoty wychodzić z pokoju. Leżałam tak i spałam dość długo, dopóki Olga nie przyniosła mi śniadania. 
- Jak się czujesz, aniołeczku? - zapytała troskliwie.
- Trochę mi słabo, ale nie martw się, na pewno zaraz mi przejdzie jak tylko zjem twoje przepyszne śniadanie - wymamrotałam. Gosposia przejęła się moim stanem, ale wyszła zostawiając mnie samą. Zjadłam grzanki z dżemem i wypiłam moje ulubione cappuccino. Potem wróciłam ponownie do łóżka, bo nadal źle się czułam. Nie wiem dlaczego, co ja takiego wczoraj zrobiłam? Leżałam tak i zastanawiałam się nad tym, kiedy do pokoju weszła moja siostra.
- Czemu tak leżysz cały dzień? - wykrzyknęła. Odburknęłam, że źle się czuję i żeby dała mi spokój. Blondynka usiadła na łóżku i dotknęła mojego czoła.
- Chyba nie masz gorączki, co ci jest?
- Nie wiem, strasznie boli mnie głowa i chyba mam zatkane zatoki - mruknęłam. Ludmiła przejęła się moim stanem i zbiegła na dół. Po chwili wróciła razem z Angie i tatą, którzy bardzo się przejęli i natychmiast zadzwonili po lekarza. Wkrótce doktor Buscarini przyjechał, zbadał mnie i stwierdził, że przeziębiłam sobie zatoki, dlatego boli mnie również głowa i mam katara. Prawdopodobnie to dlatego, że wczoraj do późnego wieczora siedziałam na dworze cienko ubrana. No cóż, przynajmniej cieszę się, że zachorowałam po zakończeniu nagrań. Doktor przepisał mi odpowiednie leki, więc Ramallo odrazu pojechał do apteki a Olga przygotowała mi pyszny bulion. Tata i Angie chwilę ze mną posiedzieli, ale potem chcieli wyjść na kolację, więc powiedziałam, żeby się nie martwili i życzyłam im udanego wieczoru.
Kiedy wyszli, do pokoju przyszła Ludmiła. Przyniosła mi leki i bulion Olgi. Wzięłam tabletki i popiłam naparem. Byłam tak zmęczona, że szybko zasnęłam niespokojnym snem.

LEON

Następnego dnia po zakończeniu nagrań nie miałem nic do roboty. Wstałem późno, a po obiedzie poszedłem przejechać się na motorze. Kiedy wracałem do domu nagle zadzwoniła do mnie Ludmiła. Zdziwiłem się, ale odebrałem telefon.
- Halo?
- Leon, wybacz że ci przeszkadzam, ale mam ci coś ważnego do powiedzenia - rzekła blondynka.
- Co się stało? - zaniepokoiłem się.
- Violetta jest chora i leży w domu. Nie ma na nic siły i strasznie boli ją głowa. Przez to wszystko ma zły humor i pomyślałam, że może tobie uda się ją pocieszyć.
- Jasne, zaraz będę - odparłem i rozłączyłem się. Zmartwiłem się tym, że Viola jest chora, mam nadzieję że to nic poważnego i że szybko wyzdrowieje.
Po kilku minutach byłem już w domu mojej byłej dziewczyny. Otworzyła mi Olga.
- Dobry wieczór - przywitałem się.
- Witaj kochaniutki - przywitała mnie ciepło gosposia - pewnie przyszedłeś do Violetty. A więc zapraszam wejdź, leży w swoim pokoju, tylko uważaj aby się nie zarazić - ostrzegła i wróciła do swoich zajęć. Poszedłem na górę i cicho zapukałem do drzwi pokoju Violetty. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale mimo to wszedłem tam. Wtedy zobaczyłem śpiącą Violę, śliczną, słodką i niewinną. W półmroku pokoju wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Nie mogłem się jej oprzeć i pochyliłem się, aby ją pocałować.