LEON
W tamtej chwili dotarło do mnie, co właśnie robię i szybko się cofnąłem. Przecież nie mogę pocałować Violetty. I w ogóle nie chodzi o to, że jest chora. Niestety, ona spotyka się z Diego i gdybym ją teraz pocałował z pewnością nie byłaby zadowolona. W każdym razie stanąłem przy łóżku, a wtedy ona otworzyła swoje piękne, błyszczące oczy i spojrzała na mnie zdziwiona.
VIOLETTA
- Leon! - wykrzyknęłam uradowana. Nie spodziewałam się go tutaj, ale ucieszyła mnie jego wizyta.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Dowiedziałem się że zachorowałaś i przyszedłem cię odwiedzić, ale jeśli chcesz, to sobie pójdę.
- Nie, zostań proszę - poprosiłam go. Chłopak uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze, to znaczy lepiej niż rano - odparłam. - Dzięki, że pytasz. Nie boisz się zarazków?
- Ani trochę - odparł pewnie. Uśmiechnęłam się. Leon sięgnął po moją gitarę i zaczął grać piosenkę "Llamame". To bardzo ładna i wesoła piosenka, podoba mi się. Zaczęliśmy razem śpiewać i od razu poczułam się lepiej. Pod koniec piosenki przyłączyła się do nas Ludmiła, która właśnie skończyła rozmawiać z Federico przez Skype'a.
- Dziękuję ci Leon, poprawiłeś mi humor - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił to. Wtedy do pokoju wparował mój tata, który właśnie wrócił z Angie.
- Leon co ty tu robisz?! - krzyknął zdenerwowany.
- Tato spokojnie, nic się nie dzieje...
- Akurat, już ja tam swoje wiem. Narychmiast mi stąd uciekaj bo jeszcze zarazisz się od Violetty albo co gorsza ona od ciebie - krzyczał zły.
- German o co tyle krzyku? - wtrąciła się Angie.
- Nie widzisz, że ona robi to specjalnie? Akurat kiedy wychodzę zaprasza do domu chłopaka i siedzi z nim przy zamkniętych drzwiach a jeszcze przed chwilą była taka chora.
- Uspokój się, to tylko zwykła wizyta - broniła mnie kobieta. Na szczęście Leon zdążył wyjść i nie słyszał tej żenującej awantury.
- Na prawdę nie rozumiem o co tyle krzyku, tato. Jak zwykle robisz z igły widły - powiedziałam, zła, że przerwał miłe spotkanie z Leonem. Odwróciłam się do niego plecami i nakryłam kołdrą po same uszy.
*następny dzień*
Już jutro są moje urodziny. Na szczęście te lekarstwa od doktora i bulion Olgity są bardzo skuteczne i dziś czuję się już o wiele lepiej, choć nadal mam katar i lekki ból głowy. Ale mam nadzieję, że do jutra wyzdrowieję i będę mogła wyjść z przyjaciółmi do kawiarni. Najlepszym prezentem jaki mogły mi zrobić przyjaciółki to ich powrót do kraju. Tak bardzo za nimi tęsknię, dlatego moja radość z urodzin jest podwójna.
Jest mi wstyd za wczorajszą akcję mojego taty, więc postanowiłam zadzwonić do Leona zaraz po śniadaniu. Wybrałam numer, a chłopak odebrał po trzecim sygnale.
- Violetta, coś się stało?
- Nie nic, chciałam cię tylko przeprosić za wczorajszą sytuację z moim tatą. Na prawdę nie wiem dlaczego znowu tak się zdenerwował.
- Daj spokój, nie ma sprawy. Lepiej powiedz mi jak się czujesz.
- Lepiej, o wiele lepiej niż wczoraj. To w dużej mierze twoja zasługa.
- Miło mi to słyszeć. Dzisiaj odpocznij i wylecz się, a jutro spotkamy się i dam ci prezent, co ty na to?
- Dobrze Leon, ale nie trzeba prezentu, na prawdę.
- No to cześć.
- Cześć - rozłączyłam się. Postanowiłam trochę się ogarnąć. Posprzątałam w pokoju i wzięłam orzeźwiający prysznic. Przebrałam się w czyste rzeczy i uczesałam. Zaczęło mi się nudzić, ale ponieważ musiałam leżeć w łóżku, wskoczyłam pod kołdrę i zaczęłam rysować w pamiętniku. Wkrótce powstał rysunek całującej się pary pośród płatków róż. Przypomniała mi się jedna z najbardziej romantycznych randek z Leonem. W tym momencie zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- Witaj księżniczko - usłyszałam głęboki, uwodzicielski głos w słuchawce.
- Diego - uśmiechnęłam się.
- Jak się masz?
- Dobrze, już lepiej, ale jeszcze nie mogę wychodzić z łóżka.
- Skoro tak, to może ja wpadnę do ciebie?
- Jasne, przychodź, bardzo cię potrzebuję.
- No to będę za 15 minut.
- Czekam - odparłam i rozłączyłam się. Mam nadzieję że tato nie będzie zły. Na wszelki wypadek postanowiłam go uprzedzić kiedy przyszedł zapytać jak się czuję. Na początku nie był zadowolony ale w końcu się zgodził. Podziękowałam mu zadowolona i zeszłam na dół, żeby poprosić Olgę o coś dobrego dla gościa. Wkrótce chłopak przyszedł i przywitał się ze mną czule.
- Jak się masz? - zapytał troskliwie.
- Lepiej, a ty?
- Dobrze, cieszę się że wracasz do zdrowia. Zobacz co dla ciebie mam - dodał i wyjął zza pleców bukiecik pięknych niezapominajek.
- Jaki śliczny bukiet! - wykrzyknęłam i objęłam chłopaka. Ten uśmiechnął się i wstawił kwiaty do wazonu. Gawędziliśmy sporo czasu, bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Diego zagrał i zaśpiewał dla mnie naszą piosenkę, a ja wzamian zaśpiewałam mu Te creo. Siedział ze mną bardzo długo, w końcu jednak musiał wrócić do domu na kolację. Ja także musiałam coś zjeść i wziąć lekarstwa. Potem do późnej nocy plotkowałyśmy z Ludmiłą. Niestety okazało się, że nie mogą jutro przyjechać, bo ich lot został przełożony i nie zdążą na moje urodziny. Było mi bardzo przykro, no ale cóż, w przyszłym roku na pewno przy mnie będą. Mimo to jednak poszłam spać w smętnym humorze.
*dzień moich urodzin*
Obudziły mnie promienie słońca zaglądające przez okno do mojego pokoju. W tym roku wrzesień mamy wyjąkowo ciepły. Wstałam z łóżka i leniwie się przeciągnęłam. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - zawołałam sennym głosem. Do pokoju wszedł tata z pięknym bukietem białych róż, za nim Angie z aparatem w ręku, Olgita z tortem czekoladowym, Ludmiła z jakimś pudłem i oczywiście uśmiechnięty Ramallo. Wszyscy zaczęli śpiewać piosenkę 'Happy Birthday'. Zaczęłam się śmiać i wyskoczyłam z łóżka. Kiedy skończyli zaczęłam im bić brawo.
- No kochanie - powiedziała Olga - pomyśl życzenie. Spojrzałam na rodzinę i pomyślałam "jedyne czego chcę, to żebyśmy już zawsze byli razem" i zdmuchnęłam 19 świeczek. Rodzinka biła mi brawo podczas kiedy ja przyjęłam bukiet od taty. Mężczyzna zaczął mnie całować i składać mi życzenia.
- Kochanie, życzymy ci wszystkiego co najlepsze. Żebyś zawsze była taka piękna i taka szczęśliwa, żeby ten cudowny uśmiech nigdy nie schodził ci z twarzy.
- Żebyś osiągnęła wielki sukces i rozwijała dalej swoją karierę - dodała Angie.
- Najwspanialszych przyjaciół, dużo śmiechu i zabawy - wtrąciła Ludmiła.
- Gorących romansów i najprzystojniejszych chłopców - zaśmiała się Olga, a tata spojrzał na nią morderczym spojrzeniem. Na końcu Ramallo dodał, żebym przede wszystkim była szczęśliwa i robiła to, co kocham, otoczona miłością tych, których kocham.
Byłam bardzo wzruszona ich życzeniami i miałam łzy w oczach. Wstawiłam kwiaty do wazonu na biurku i zeszliśmy na dół do jadalni. Tam też pokroiłam mój tort urodzinowy i rozdałam każdemu po kawałku. Wszystkim bardzo smakowało. Po śniadaniu w salonie otworzyłam paczkę od Ludmiły. Był w niej album ze zdjęciami naszej rodziny i przyjaciół, wszystkie najpiękniejsze wspomnienia zebrane przez te 19 lat. Były tam także zdjęcia z moimi przyjaciółmi w Hollywood. Na samym końcu, na ostatniej karcie zebrano podpisy wszystkich moich bliskich. Nawet mała Mia i brat Diego się podpisali. Nie zabrakło także odciśniętej łapki Lily. Cały album był ozdobiony różnymi drobiazgami wykonanymi własnoręcznie zapewne przez dziewczyny. Wygląda uroczo. Byłam taka szczęśliwa!
- To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć! - wykrzyknęłam i przytuliłam Ludmiłę.
- Cieszę się, że ci się podoba - odparła zadowolona.
- Co dzisiaj będziemy robić? - zapytałam. Wszyscy spojrzeli po sobie z niepokojem. Zmarszczyłam brwi. O co chodzi? Nagle Ludmiła poderwała się i krzyknęła, ciągnąc mnie za rękę:
- No jak to co? Idziemy na zakupy!
- Ale poczekaj, chyba nie pójdę w piżamie!
- No tak, tak, no to chodźmy się szybko przebrać a potem na zakupy - krzyknęła roztargniona blondynka. Posłusznie poszłam się przebrać. Założyłam białą koronkową sukienkę i ładnie ułożyłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż, założyłam buty, torebkę i byłam gotowa. Wyszłyśmy z domu około godziny 12:30.
- To gdzie najpierw idziemy? - zapytałam.
- Najpierw trzeba ci kupić jakąś ładną kieckę - zdecydowała Ludmiła.
- Ale dlaczego, ta jest zła? - zapytałam z niechęcią, bo moja koronkowa sukienka na prawdę mi się podobała.
- Jest cudowna skarbie, ale dzisiaj jest wyjątkowy dzień i potrzebujesz wyjątkowego stroju - odpowiedziała szybko blondynka i wsadziła mnie do taksówki. Kierowca zawiózł nas do centrum handlowego, gdzie chodziłyśmy po sklepach przez godzinę, zanim wreszcie znalazłyśmy sukienkę, która nam obydwu wydała się idealna. Była w jasnym, fioletowym kolorze, z różowym paskiem, bez ramiączek, do połowy ud. Do tego kupiłyśmy różowe koturny. Potem siostra zabrała mnie na lody.
- Dlaczego siedzimy tutaj same? - zniecierpliwiłam się. Ludmiła zabrała mi telefon i od rana nie mogę się z nikim kontaktować.
- A co, przeszkadza ci moje towarzystwo?
- Skąd, przecież wiesz jak cię kocham, no ale...
W tym momencie do Ludmiły zadzwonił telefon. Blondynka odebrała.
- Halo?... Tak, gotowe? .... Jasne, no to szykujemy się.... Okej.
- Kto dzwonił? - zapytałam.
- Nie ważne, teraz nie mamy już czasu, chodź szybko, umówiłam nas do kosmetyczki - pociągnęła mnie za sobą.
- Ale skąd ten pośpiech? Nic nie rozumiem.
- Zaraz się przekonasz, teraz chodź szybko.
Nie mogłam już dłużej się z nią kłócić. Co prawda zachowuje się bardzo dziwnie, ale w sumie wizyta u kosmetyczki i fryzjera to sama przyjemność. Tak więc poszłam z nią i pozwoliłam zrobić się na bóstwo.
Około godziny 15 wyszłyśmy z centurm handlowego. Przed budynkiem już czekała na nas taksówka. Kiedy weszłyśmy Ludmiła powiedziała tylko "proszę w umówione miejsce" a uśmiechnięty taksówkarz od razu wiedział, gdzie ma jechać. To wszystko jest takie tajemnicze.
W końcu po kilkunastu minutach jazdy dotarłyśmy na miejsce. Ludmiła zapłaciła kierowcy i wysiadłyśmy z taksówki.
Moim oczom ukazało się piękne, malownicze miejsce. Była to niewielka polanka na której rosło dużo drzew i kwiatów. Na samym końcu znajdowało się niewielkie, wodne oczko otoczone szumiącymi wierzbami, moimi ulubionymi drzewami. Tam właśnie rozłożone były koce piknikowe i koszyki z jedzeniem, ale nikogo nie było. Nieopodal porozstawiane były głośniki, instrumenty i stół mikserski. Spojrzałam pytająco na Ludmiłę.
- Niespodzianka! - wykrzyknęli chórem moi przyjaciele, ukryci za drzewami. Powoli zaczęli wychodzić a ja wciąż stałam w szoku. Podeszli do instrumentów i zaczęli grać i śpiewać 'Es mi pasion'. W refrenie dołączyłam do nich i poczułam się wspaniale, tańcząc i śpiewając w blasku słońca z ludźmi, których kocham.
Kiedy skończyliśmy śpiewać biliśmy sobie brawo. Nagle zobaczyłam w tłumie moje przyjaciółki, Francescę i Camilę, które dzisiaj miały nie przyjechać. Tak bardzo się ucieszyłam na ich widok.
- Kochane! - wykrzyknęłam tuląc je do siebie. Przywitałam się z wszystkimi i odwróciłam się. Zobaczyłam, jak Olga i Angie niosą wielki, różowy tort w kształcie serca, z małymi czekoladowymi nutkami i kwiatami. Napis stworzony z polewy czekoladowej głosił: "Wszystkiego najlepszego Violetta!". Na torcie stało 19 zapalonych świeczek.
- Pora na życzenie złociutka - zaśpiewała Angie. Popatrzyłam na wszystkich: Fran, Cami, Ludmi, Angie, Olga, tata, Ramallo, Naty, Leon, Andres, Maxi, Broduey, Federico, Diego, Tini, Jorge, mojego chłopaka Diego, małą Mię z jej ciocią, nawet nauczycieli ze Studia, Beto, Pablo i Gregorio. Wzruszyłam się, zamknęłam oczy i wyszeptałam: chcę, żebyśmy zawsze już byli razem szczęśliwi - i zdmuchnęłam świeczki wśród głośnych oklasków. Przyjaciele zaśpiewali mi 'Sto lat' podczas gdy ja kroiłam dla wszystkich tort. Wszystkim bardzo smakował. Po zjedzeniu tortu wypiliśmy po kieliszku pysznego, orzeźwiającego szampana i zaśpiewaliśmy 'Friends till the end'. Następnie przyszedł czas na wręczanie prezentów i życzenia. Każdy powiedział mi wiele pięknych słów, których nie jestem w stanie opisać. Na końcu pocałowałam mojego chłopaka i wszyscy zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie. W końcu to pierwszy nasz wspólny "zjazd" od wakacji.
- A teraz zapraszam wdzystkich na podwieczorek - wykrzyknęła śpiewająco moja kochana Olgita. Podczas gdy jedliśmy, Angie wciąż krążyła z aparatem i robiła mnóstwo zdjęć. Jedzenie było pyszne: kanapeczki z warzywami, szaszłyki, przysmaki z grilla, lody, koktajle, mnóstwo ciast i słodyczy. Nie można się było oprzeć tej uczcie. Czułam się jak w raju!
Po skończonym posiłku dużo rozmawialiśmy, na prawdę dużo. Wszyscy razem zżyli się jeszcze bardziej. Opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszych osiągnięciach, zwyczajach, wakacjach, o naszych marzeniach i planach na przyszłość. To było coś na prawdę pięknego, coś, co na zawsze pozostanie w moim sercu.
Około godziny 17:00 wszyscy wstali i zaczęli tańczyć i śpiewać, czyli robić to, co najbardziej kochamy. Nasz koncert nie miał końca, wydawało się, że możemy tak cały dzień. W końcu jednak repertuar się wyczerpał i usiedliśmy zmęczeni na kochach. Wypiliśmy pyszne koktajle owocowe i gadaliśmy bez końca. Kiedy już zaczęło się lekko ściemniać, a wszyscy byli zajęci graniem w piłkę, podszedł do mnie Leon z kieliszkiem szampana.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał. Uśmiechnęłam się promiennie i przyjęłam kieliszek.
- Z chęcią - odpowiedziałam, zakładając cienki kardigan. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Weszliśmy w głąb lasu. Słońce delikatnie przebijało się poprzez drzewa, ptaki śpiewały, a wokół czuć było słodki zapach żywicy. Długo szliśmy w milczeniu, delektując się pięknem lasu.
- Jak ci się podoba niespodzianka? - zapytał Leon.
- To najwspanialsza niespodzianka na świecie - odpowiedziałam z radością. - Jestem wam taka wdzięczna za wszystko, nie tylko za to przyjęcie, muzykę i prezenty, ale przede wszystkim za naszą przyjaźń.
- Dla mnie to też wiele znaczy - odparł chłopak. - Już za tydzień lecimy do Hollywood.
- Cieszysz się? - spytałam.
- Tak, to piękne miasto, no a poza tym fajnie jest spotykać się z fanami.
- To prawda - przyznałam. - Poza tym jestem ciekawa jak wyszedł pierwszy odcinek.
- Ja też. Mieliśmy niezłą zabawę przy nagrywaniu, nie?
- Tak, to były piękne wakacje - przyznałam rozmarzona i wzięłam łyk szampana. Doszliśmy do pięknego miejsca, gdzie szumiący strumyk przepływał pod mostem oplecionym bluszczem. Usiedliśmy na tym mostku i podziwialiśmy piękno przyrody.
- Jestem taka szczęśliwa - wyszeptałam.
- Violu... muszę ci coś powiedzieć - wydukał Leon. Spojrzałam mu prosto w oczy i serce zaczęło mi szybciej bić.
- Już nawet nie pamiętam przez co zerwaliśmy, ale wiem, że od tamtej pory jestem nieszczęśliwy, bo cię straciłem. Teraz ty jesteś z Diego i powinienem to uszanować, ale... ale po prostu nie mogę. Nie mogę znieść widoku ciebie z kimś innym. I wiem, że ty czujesz to samo. Ukrywałem to jak mogłem, ale już dłużej nie dam rady. Violu, kocham cię.
*następny dzień*
Już jutro są moje urodziny. Na szczęście te lekarstwa od doktora i bulion Olgity są bardzo skuteczne i dziś czuję się już o wiele lepiej, choć nadal mam katar i lekki ból głowy. Ale mam nadzieję, że do jutra wyzdrowieję i będę mogła wyjść z przyjaciółmi do kawiarni. Najlepszym prezentem jaki mogły mi zrobić przyjaciółki to ich powrót do kraju. Tak bardzo za nimi tęsknię, dlatego moja radość z urodzin jest podwójna.
Jest mi wstyd za wczorajszą akcję mojego taty, więc postanowiłam zadzwonić do Leona zaraz po śniadaniu. Wybrałam numer, a chłopak odebrał po trzecim sygnale.
- Violetta, coś się stało?
- Nie nic, chciałam cię tylko przeprosić za wczorajszą sytuację z moim tatą. Na prawdę nie wiem dlaczego znowu tak się zdenerwował.
- Daj spokój, nie ma sprawy. Lepiej powiedz mi jak się czujesz.
- Lepiej, o wiele lepiej niż wczoraj. To w dużej mierze twoja zasługa.
- Miło mi to słyszeć. Dzisiaj odpocznij i wylecz się, a jutro spotkamy się i dam ci prezent, co ty na to?
- Dobrze Leon, ale nie trzeba prezentu, na prawdę.
- No to cześć.
- Cześć - rozłączyłam się. Postanowiłam trochę się ogarnąć. Posprzątałam w pokoju i wzięłam orzeźwiający prysznic. Przebrałam się w czyste rzeczy i uczesałam. Zaczęło mi się nudzić, ale ponieważ musiałam leżeć w łóżku, wskoczyłam pod kołdrę i zaczęłam rysować w pamiętniku. Wkrótce powstał rysunek całującej się pary pośród płatków róż. Przypomniała mi się jedna z najbardziej romantycznych randek z Leonem. W tym momencie zadzwonił do mnie telefon.
- Halo?
- Witaj księżniczko - usłyszałam głęboki, uwodzicielski głos w słuchawce.
- Diego - uśmiechnęłam się.
- Jak się masz?
- Dobrze, już lepiej, ale jeszcze nie mogę wychodzić z łóżka.
- Skoro tak, to może ja wpadnę do ciebie?
- Jasne, przychodź, bardzo cię potrzebuję.
- No to będę za 15 minut.
- Czekam - odparłam i rozłączyłam się. Mam nadzieję że tato nie będzie zły. Na wszelki wypadek postanowiłam go uprzedzić kiedy przyszedł zapytać jak się czuję. Na początku nie był zadowolony ale w końcu się zgodził. Podziękowałam mu zadowolona i zeszłam na dół, żeby poprosić Olgę o coś dobrego dla gościa. Wkrótce chłopak przyszedł i przywitał się ze mną czule.
- Jak się masz? - zapytał troskliwie.
- Lepiej, a ty?
- Dobrze, cieszę się że wracasz do zdrowia. Zobacz co dla ciebie mam - dodał i wyjął zza pleców bukiecik pięknych niezapominajek.
- Jaki śliczny bukiet! - wykrzyknęłam i objęłam chłopaka. Ten uśmiechnął się i wstawił kwiaty do wazonu. Gawędziliśmy sporo czasu, bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Diego zagrał i zaśpiewał dla mnie naszą piosenkę, a ja wzamian zaśpiewałam mu Te creo. Siedział ze mną bardzo długo, w końcu jednak musiał wrócić do domu na kolację. Ja także musiałam coś zjeść i wziąć lekarstwa. Potem do późnej nocy plotkowałyśmy z Ludmiłą. Niestety okazało się, że nie mogą jutro przyjechać, bo ich lot został przełożony i nie zdążą na moje urodziny. Było mi bardzo przykro, no ale cóż, w przyszłym roku na pewno przy mnie będą. Mimo to jednak poszłam spać w smętnym humorze.
*dzień moich urodzin*
Obudziły mnie promienie słońca zaglądające przez okno do mojego pokoju. W tym roku wrzesień mamy wyjąkowo ciepły. Wstałam z łóżka i leniwie się przeciągnęłam. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - zawołałam sennym głosem. Do pokoju wszedł tata z pięknym bukietem białych róż, za nim Angie z aparatem w ręku, Olgita z tortem czekoladowym, Ludmiła z jakimś pudłem i oczywiście uśmiechnięty Ramallo. Wszyscy zaczęli śpiewać piosenkę 'Happy Birthday'. Zaczęłam się śmiać i wyskoczyłam z łóżka. Kiedy skończyli zaczęłam im bić brawo.
- No kochanie - powiedziała Olga - pomyśl życzenie. Spojrzałam na rodzinę i pomyślałam "jedyne czego chcę, to żebyśmy już zawsze byli razem" i zdmuchnęłam 19 świeczek. Rodzinka biła mi brawo podczas kiedy ja przyjęłam bukiet od taty. Mężczyzna zaczął mnie całować i składać mi życzenia.
- Kochanie, życzymy ci wszystkiego co najlepsze. Żebyś zawsze była taka piękna i taka szczęśliwa, żeby ten cudowny uśmiech nigdy nie schodził ci z twarzy.
- Żebyś osiągnęła wielki sukces i rozwijała dalej swoją karierę - dodała Angie.
- Najwspanialszych przyjaciół, dużo śmiechu i zabawy - wtrąciła Ludmiła.
- Gorących romansów i najprzystojniejszych chłopców - zaśmiała się Olga, a tata spojrzał na nią morderczym spojrzeniem. Na końcu Ramallo dodał, żebym przede wszystkim była szczęśliwa i robiła to, co kocham, otoczona miłością tych, których kocham.
Byłam bardzo wzruszona ich życzeniami i miałam łzy w oczach. Wstawiłam kwiaty do wazonu na biurku i zeszliśmy na dół do jadalni. Tam też pokroiłam mój tort urodzinowy i rozdałam każdemu po kawałku. Wszystkim bardzo smakowało. Po śniadaniu w salonie otworzyłam paczkę od Ludmiły. Był w niej album ze zdjęciami naszej rodziny i przyjaciół, wszystkie najpiękniejsze wspomnienia zebrane przez te 19 lat. Były tam także zdjęcia z moimi przyjaciółmi w Hollywood. Na samym końcu, na ostatniej karcie zebrano podpisy wszystkich moich bliskich. Nawet mała Mia i brat Diego się podpisali. Nie zabrakło także odciśniętej łapki Lily. Cały album był ozdobiony różnymi drobiazgami wykonanymi własnoręcznie zapewne przez dziewczyny. Wygląda uroczo. Byłam taka szczęśliwa!
- To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć! - wykrzyknęłam i przytuliłam Ludmiłę.
- Cieszę się, że ci się podoba - odparła zadowolona.
- Co dzisiaj będziemy robić? - zapytałam. Wszyscy spojrzeli po sobie z niepokojem. Zmarszczyłam brwi. O co chodzi? Nagle Ludmiła poderwała się i krzyknęła, ciągnąc mnie za rękę:
- No jak to co? Idziemy na zakupy!
- Ale poczekaj, chyba nie pójdę w piżamie!
- No tak, tak, no to chodźmy się szybko przebrać a potem na zakupy - krzyknęła roztargniona blondynka. Posłusznie poszłam się przebrać. Założyłam białą koronkową sukienkę i ładnie ułożyłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż, założyłam buty, torebkę i byłam gotowa. Wyszłyśmy z domu około godziny 12:30.
- To gdzie najpierw idziemy? - zapytałam.
- Najpierw trzeba ci kupić jakąś ładną kieckę - zdecydowała Ludmiła.
- Ale dlaczego, ta jest zła? - zapytałam z niechęcią, bo moja koronkowa sukienka na prawdę mi się podobała.
- Jest cudowna skarbie, ale dzisiaj jest wyjątkowy dzień i potrzebujesz wyjątkowego stroju - odpowiedziała szybko blondynka i wsadziła mnie do taksówki. Kierowca zawiózł nas do centrum handlowego, gdzie chodziłyśmy po sklepach przez godzinę, zanim wreszcie znalazłyśmy sukienkę, która nam obydwu wydała się idealna. Była w jasnym, fioletowym kolorze, z różowym paskiem, bez ramiączek, do połowy ud. Do tego kupiłyśmy różowe koturny. Potem siostra zabrała mnie na lody.
- Dlaczego siedzimy tutaj same? - zniecierpliwiłam się. Ludmiła zabrała mi telefon i od rana nie mogę się z nikim kontaktować.
- A co, przeszkadza ci moje towarzystwo?
- Skąd, przecież wiesz jak cię kocham, no ale...
W tym momencie do Ludmiły zadzwonił telefon. Blondynka odebrała.
- Halo?... Tak, gotowe? .... Jasne, no to szykujemy się.... Okej.
- Kto dzwonił? - zapytałam.
- Nie ważne, teraz nie mamy już czasu, chodź szybko, umówiłam nas do kosmetyczki - pociągnęła mnie za sobą.
- Ale skąd ten pośpiech? Nic nie rozumiem.
- Zaraz się przekonasz, teraz chodź szybko.
Nie mogłam już dłużej się z nią kłócić. Co prawda zachowuje się bardzo dziwnie, ale w sumie wizyta u kosmetyczki i fryzjera to sama przyjemność. Tak więc poszłam z nią i pozwoliłam zrobić się na bóstwo.
Około godziny 15 wyszłyśmy z centurm handlowego. Przed budynkiem już czekała na nas taksówka. Kiedy weszłyśmy Ludmiła powiedziała tylko "proszę w umówione miejsce" a uśmiechnięty taksówkarz od razu wiedział, gdzie ma jechać. To wszystko jest takie tajemnicze.
W końcu po kilkunastu minutach jazdy dotarłyśmy na miejsce. Ludmiła zapłaciła kierowcy i wysiadłyśmy z taksówki.
Moim oczom ukazało się piękne, malownicze miejsce. Była to niewielka polanka na której rosło dużo drzew i kwiatów. Na samym końcu znajdowało się niewielkie, wodne oczko otoczone szumiącymi wierzbami, moimi ulubionymi drzewami. Tam właśnie rozłożone były koce piknikowe i koszyki z jedzeniem, ale nikogo nie było. Nieopodal porozstawiane były głośniki, instrumenty i stół mikserski. Spojrzałam pytająco na Ludmiłę.
- Niespodzianka! - wykrzyknęli chórem moi przyjaciele, ukryci za drzewami. Powoli zaczęli wychodzić a ja wciąż stałam w szoku. Podeszli do instrumentów i zaczęli grać i śpiewać 'Es mi pasion'. W refrenie dołączyłam do nich i poczułam się wspaniale, tańcząc i śpiewając w blasku słońca z ludźmi, których kocham.
Kiedy skończyliśmy śpiewać biliśmy sobie brawo. Nagle zobaczyłam w tłumie moje przyjaciółki, Francescę i Camilę, które dzisiaj miały nie przyjechać. Tak bardzo się ucieszyłam na ich widok.
- Kochane! - wykrzyknęłam tuląc je do siebie. Przywitałam się z wszystkimi i odwróciłam się. Zobaczyłam, jak Olga i Angie niosą wielki, różowy tort w kształcie serca, z małymi czekoladowymi nutkami i kwiatami. Napis stworzony z polewy czekoladowej głosił: "Wszystkiego najlepszego Violetta!". Na torcie stało 19 zapalonych świeczek.
- Pora na życzenie złociutka - zaśpiewała Angie. Popatrzyłam na wszystkich: Fran, Cami, Ludmi, Angie, Olga, tata, Ramallo, Naty, Leon, Andres, Maxi, Broduey, Federico, Diego, Tini, Jorge, mojego chłopaka Diego, małą Mię z jej ciocią, nawet nauczycieli ze Studia, Beto, Pablo i Gregorio. Wzruszyłam się, zamknęłam oczy i wyszeptałam: chcę, żebyśmy zawsze już byli razem szczęśliwi - i zdmuchnęłam świeczki wśród głośnych oklasków. Przyjaciele zaśpiewali mi 'Sto lat' podczas gdy ja kroiłam dla wszystkich tort. Wszystkim bardzo smakował. Po zjedzeniu tortu wypiliśmy po kieliszku pysznego, orzeźwiającego szampana i zaśpiewaliśmy 'Friends till the end'. Następnie przyszedł czas na wręczanie prezentów i życzenia. Każdy powiedział mi wiele pięknych słów, których nie jestem w stanie opisać. Na końcu pocałowałam mojego chłopaka i wszyscy zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie. W końcu to pierwszy nasz wspólny "zjazd" od wakacji.
- A teraz zapraszam wdzystkich na podwieczorek - wykrzyknęła śpiewająco moja kochana Olgita. Podczas gdy jedliśmy, Angie wciąż krążyła z aparatem i robiła mnóstwo zdjęć. Jedzenie było pyszne: kanapeczki z warzywami, szaszłyki, przysmaki z grilla, lody, koktajle, mnóstwo ciast i słodyczy. Nie można się było oprzeć tej uczcie. Czułam się jak w raju!
Po skończonym posiłku dużo rozmawialiśmy, na prawdę dużo. Wszyscy razem zżyli się jeszcze bardziej. Opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszych osiągnięciach, zwyczajach, wakacjach, o naszych marzeniach i planach na przyszłość. To było coś na prawdę pięknego, coś, co na zawsze pozostanie w moim sercu.
Około godziny 17:00 wszyscy wstali i zaczęli tańczyć i śpiewać, czyli robić to, co najbardziej kochamy. Nasz koncert nie miał końca, wydawało się, że możemy tak cały dzień. W końcu jednak repertuar się wyczerpał i usiedliśmy zmęczeni na kochach. Wypiliśmy pyszne koktajle owocowe i gadaliśmy bez końca. Kiedy już zaczęło się lekko ściemniać, a wszyscy byli zajęci graniem w piłkę, podszedł do mnie Leon z kieliszkiem szampana.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał. Uśmiechnęłam się promiennie i przyjęłam kieliszek.
- Z chęcią - odpowiedziałam, zakładając cienki kardigan. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Weszliśmy w głąb lasu. Słońce delikatnie przebijało się poprzez drzewa, ptaki śpiewały, a wokół czuć było słodki zapach żywicy. Długo szliśmy w milczeniu, delektując się pięknem lasu.
- Jak ci się podoba niespodzianka? - zapytał Leon.
- To najwspanialsza niespodzianka na świecie - odpowiedziałam z radością. - Jestem wam taka wdzięczna za wszystko, nie tylko za to przyjęcie, muzykę i prezenty, ale przede wszystkim za naszą przyjaźń.
- Dla mnie to też wiele znaczy - odparł chłopak. - Już za tydzień lecimy do Hollywood.
- Cieszysz się? - spytałam.
- Tak, to piękne miasto, no a poza tym fajnie jest spotykać się z fanami.
- To prawda - przyznałam. - Poza tym jestem ciekawa jak wyszedł pierwszy odcinek.
- Ja też. Mieliśmy niezłą zabawę przy nagrywaniu, nie?
- Tak, to były piękne wakacje - przyznałam rozmarzona i wzięłam łyk szampana. Doszliśmy do pięknego miejsca, gdzie szumiący strumyk przepływał pod mostem oplecionym bluszczem. Usiedliśmy na tym mostku i podziwialiśmy piękno przyrody.
- Jestem taka szczęśliwa - wyszeptałam.
- Violu... muszę ci coś powiedzieć - wydukał Leon. Spojrzałam mu prosto w oczy i serce zaczęło mi szybciej bić.
- Już nawet nie pamiętam przez co zerwaliśmy, ale wiem, że od tamtej pory jestem nieszczęśliwy, bo cię straciłem. Teraz ty jesteś z Diego i powinienem to uszanować, ale... ale po prostu nie mogę. Nie mogę znieść widoku ciebie z kimś innym. I wiem, że ty czujesz to samo. Ukrywałem to jak mogłem, ale już dłużej nie dam rady. Violu, kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz