Otwieram zaspana oczy i rozglądam się niepewnie. Jestem bezpieczna, w swoim pokoju. Z otwartego okna wieje wiatr. To stąd wziął się ten zapach. W aneksie kuchennym Angie przygotowuje śniadanie nucąc coś pod nosem. Ah, więc Leon tylko mi się śnił. Co za ulga! Już się bałam, że mnie pocałuje. Wstaję i się ubieram, wciąż czując się dziwnie niepewnie po tym śnie.
- No witaj kochana - wita mnie ciocia. - Jak ci się spało?
- Dobrze - odpowiadam. - Co jemy?
- Przygotowałam ci mrożony jogurt z owocami - stawia przede mną szklankę.
- Dzięki - odpowiadam i zaczynam pić.
- Dobrze się czujesz? - pyta zatroskana.
- Tak, tak - uspokajam ją. Kiedy kończę śniadanie zakładam brzoskwiniową sukienkę w kwiatki i cudowne czarne szpilki. Siadam przy toaletce i robię perfekcyjny makijaż. Włosy rozpuszczam, zaplatam tylko pasemko z tyłu i zapinam, tak że zaczyna się z lewej, a kończy z prawej strony. Po chwili jestem już gotowa i razem z ciocią kierujemy się do samochodu przed hotelem. Tam już czekają nasi znajomi. Zajmuję miejsce przy oknie obok Tini i witam się z wszystkimi.
Na miejsce musimy jechać dość długo, więc wyjmuję telefon i esemesuję do rodziny i do przyjaciółek z informacją o naszych dzisiejszych planach i z podrowieniami.
- Denerwujesz się? - pyta mnie Tini.
- Troszkę, głównie dlatego, że nie wiem, jak to będzie wyglądać. No wiesz, to będzie mój kolejny "pierwszy raz".
- Spokojnie, wszystko pójdzie dobrze - uspokaja mnie. - Ja też nigdy w czymś takim nie uczestniczyłam, dlatego przejdziemy przez to razem, okej?
- Okej - odpowiadam z wdzięcznym uśmiechem. Resztę podróży spędzamy na dyskusjach o konferencji, oraz na śpiewaniu "Euforii".
W końcu dotarliśmy do Hollywood Club, gdzie ma się odbyć konferencja. Dostaliśmy informację, że dziennikarze już czekają, więc nie mamy czasu na rozgrzanie głosu. Dobrze, że śpiewaliśmy w samochodzie. Wchodzimy do wielkiej sali, z mnóstwem krzeseł wypełnionych dziennikarzami i fanami. Na przeciwko nich jest baner z reklamą naszej płyty, a przed nim stoi długi stół pokryty czerwinym obrusem z sześcioma krzesłami. Najpierw dziennikarze proszą nas o zdjęcia, więc ustawiamy się przed banerem i pozujemy przez parę chwil. Kiedy tak uśmiecham się do obiektywów zauważam małą, płaczącą dziewczynkę. Zastanawiam się, co jej jest.
- Mogę porozmawiać z tą dziewczynką? - pytam pana Josha.
- Nie teraz, zaraz zacznie się wywiad.
Robi mi się przykro ponieważ chcę wiedzieć, co jej jest. Jednak muszę posłusznie usiąść za stołem, uśmiechać się i odpowiadać na pytania tak, jak mi kazali.
Po godzinie przyszedł wreszcie czas na rozmowę z fanami. Od razu wstałam i podeszłam do tej małej blondyneczki w warkoczykach. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i zapytałam:
- Cześć, jestem Violetta. A ty jak masz na imię?
Mała nie odpowiedziała, ale ja się nie poddaję.
- Powiesz mi, dlaczego płaczesz? - proszę. Wtedy dziewczynka wykrzyknęła po hiszpańsku:
- Violetta! To na prawdę ty! - i rzuciła mi się na szyję. Zaśmiałam się i odwzajemniłam uścisk. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na swoim miejscu za stołem.
- A teraz mi powiesz, jak masz na imię?
- Mia - zachlipała dziewczynka.
- Dlaczego płaczesz, kochanie?
- Bo moje marzenie właśnie się spełnia.
Bardzo mnie to wzruszyło. Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i pocałowałam Mię w czoło.
- Wiesz co, jesteś taka śliczna, że musimy sobie zrobić zdjęcie, dobra? - pytam. Mała kiwa głową a ja wyciągam telefon. Pstrykam kilka fotek i chowam go spowrotem. Widzę, że dziennikarze także nas fotografują. Bawię się warkoczykami dziewczynki i zauważam, że się już rozpadają. Pożyczam od Martiny szczotkę i rozczesuję włosy małej, a następnie zaplatam jej dwa francuskie warkoczyki. Wygląda teraz tak słodziutko!
- Pora zaśpiewać! - krzyczy pan Mark. Wpadam na pewien pomysł.
- Chcesz zaśpiewać z nami? - pytam dziewczynkę. Kiwa główką, więc biorę mikrofon do ręki i chwytam ją za rękę. Śpiewamy Euforię z moimi przyjaciółmi a w ostatnim refrenie kucam przy małej i przystawiam do niej mikrofon. Mia tak ślicznie zaśpiewała. Przytulam ją i całuję na koniec.
Mnie mało kto tutaj zna, więc nikt nie podchodzi do mnie po zdjęcie czy autograf. Dzięki temu mogę dłużej rozmawiać z Mią. W pewnym momencie podeszła do mnie kobieta.
- Witaj Violetto, czy mogłabyś podpisać to zdjęcie dla Mii? - zapytała mnie. Pewnie to jej mama.
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem. Złożyłam podpis na moim zdjęciu z uśmiechem i podałam je kobiecie. Zauważyłam, że jest jakby trochę zmęczona, przygaszona, smutna. Może ma ciężką pracę albo po prostu zły dzień.
- Kochani, zapraszam was na obiad do knajpki Just Yummy - ogłasza pan Josh. Zbieramy się do wyjścia, ale mała nie chce mnie puścić. Pytam więc:
- Czy Mia może pójść z nami?
- A czy jej opiekunowie się na to zgodzą? - odpowiada pytaniem na pytanie pan Josh. Odwracam się w stronę kobiety.
- Nie będę mogła po nią przyjechać.
- Odwieziemy ją, proszę mi tylko podać adres.
- No dobrze - kobieta na szczęście się zgadza i podaje mi adres. Szczęśliwa biorę małą na ręce, żegnam się z panią i idę za przyjaciółmi. Przechodzimy spacerkiem do knajpki, tam jemy pyszny posiłek na powietrzu. W pewnej chwili przysiadł się do nas mój chłopak. Zaprzyjaźnił się z Mią, a ja poprosiłam Martinę, żeby zrobiła nam zdjęcie. Wyszło wspaniale, więc od razu wrzuciłam je na moje konto na Instagramie i ustawiłam jako ikonkę. Dodałam podpis: "Jeden uśmiech może zmienić wiele" i schowałam telefon.
- Ile masz lat? - zapytałam dziewczynkę.
- Siedem - odpowiedziała pijąc sok.
- No więc co chciałabyś porobić?
- Chce być z tobą cały czas i tyle wystarczy - odpowiada mała. Zakręciły mi się łzy w oczach i ponownie ją pocałowałam uradowana.
Na koniec dnia chcieliśmy się przejść ulicami miasta. Trzymałam małą za rękę i pokazaywałam jej to, co zwracało moją uwagę. Przechodziłyśmy obok sklepu z zabawkami, a ona przykleiła nosek do szyby wpatrując się w różowego, puchatego króliczka.
- Podoba ci się? - zapytałam.
- Mhm.
- Chodź - pociągnęłam ją za rękę i podeszłam do kasy.
- Przepraszam - zaczepiłam kasjerkę - chciałabym kupić tego króliczka.
- Kosztuje 7 dolarów - odpowiedziała. Zapłaciłam więc i podałam dziewczynce zabawkę. Ona się tak bardzo ucieszyła, że nazwała króliczka moim imieniem i rzuciła mi się na szyję. Jestem szczęśliwa, że uszczęśliwiłam kogoś innego.
Zaczęło się już ściemniać, więc musieliśmy odprowadzić Mię do domu. Na pożegnanie pocałowałam ją w policzek i obiecałam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Z niechęcią pozwoliłam jej odejść do starego, zniszczonego domku, ale jak widać nie ma lepszych warunków ani pieniędzy na nie. To smutne.
Wracaliśmy samochodem, a ja wciąż siedziałam smutna i zamyślona. Wysadzili mnie przed hotelem, ale postanowiłam się jeszcze kawałek przejść. Przekazałam cioci klucze do pokoju, wzięłam od niej ciepły, czarny sweter i ruszyłam samotnie ulicą.
Dręczy mnie świadomość, że niektórzy ludzie muszą żyć w takich warunkach jak Mia. To pewnie dlatego jej mama była taka przygnębiona. Myśl, że nie możesz zapewnić dziecku tego, czego by chciało musi być straszna. Cieszę się, że mogłam chociaż dzisiaj przyczynić się do jej uśmiechu. Takie wieczorne, samotne spacery zawsze dobrze wpływają na moje samopoczucie. Zastanawiam się, co zrobić, aby ludziom takim jak Mia i jej rodzina żyło się lepiej. Może by napisać jakąś piosenkę? To dobry plan. Na pewno coś wymyślę, ale teraz czas już wracać. No tak, tylko...gdzie ja jestem? Nie poznaję zupełnie tej ulicy. No pięknie. Zgubiłam się! I to na dodatek w nocy! To tak jak w moim śnie. Odwracam się i staram się złapać jakąś taksówkę, choć wątpię aby starczyło mi pieniędzy na dojazd. Ale nie udaje mi się, ponieważ zawsze ktoś jest ode mnie szybszy. W końcu się poddaję i odwracam się, chcąc usiąść i odpocząć. W tym momencie wpadam na kogoś z taką siłą, że oboje upadamy. No super, wpadłam na chłopaka, i to jeszcze ładnie pachnącego. Zaraz....ja skądś znam ten zapach...Chłopak pomaga mi wstać. Podnoszę głowę i dukam:
- Przepra...szam...
On zdjemuje kaptur i moim oczom ukazuje się...
- Leon?!
- No witaj kochana - wita mnie ciocia. - Jak ci się spało?
- Dobrze - odpowiadam. - Co jemy?
- Przygotowałam ci mrożony jogurt z owocami - stawia przede mną szklankę.
- Dzięki - odpowiadam i zaczynam pić.
- Dobrze się czujesz? - pyta zatroskana.
- Tak, tak - uspokajam ją. Kiedy kończę śniadanie zakładam brzoskwiniową sukienkę w kwiatki i cudowne czarne szpilki. Siadam przy toaletce i robię perfekcyjny makijaż. Włosy rozpuszczam, zaplatam tylko pasemko z tyłu i zapinam, tak że zaczyna się z lewej, a kończy z prawej strony. Po chwili jestem już gotowa i razem z ciocią kierujemy się do samochodu przed hotelem. Tam już czekają nasi znajomi. Zajmuję miejsce przy oknie obok Tini i witam się z wszystkimi.
Na miejsce musimy jechać dość długo, więc wyjmuję telefon i esemesuję do rodziny i do przyjaciółek z informacją o naszych dzisiejszych planach i z podrowieniami.
- Denerwujesz się? - pyta mnie Tini.
- Troszkę, głównie dlatego, że nie wiem, jak to będzie wyglądać. No wiesz, to będzie mój kolejny "pierwszy raz".
- Spokojnie, wszystko pójdzie dobrze - uspokaja mnie. - Ja też nigdy w czymś takim nie uczestniczyłam, dlatego przejdziemy przez to razem, okej?
- Okej - odpowiadam z wdzięcznym uśmiechem. Resztę podróży spędzamy na dyskusjach o konferencji, oraz na śpiewaniu "Euforii".
W końcu dotarliśmy do Hollywood Club, gdzie ma się odbyć konferencja. Dostaliśmy informację, że dziennikarze już czekają, więc nie mamy czasu na rozgrzanie głosu. Dobrze, że śpiewaliśmy w samochodzie. Wchodzimy do wielkiej sali, z mnóstwem krzeseł wypełnionych dziennikarzami i fanami. Na przeciwko nich jest baner z reklamą naszej płyty, a przed nim stoi długi stół pokryty czerwinym obrusem z sześcioma krzesłami. Najpierw dziennikarze proszą nas o zdjęcia, więc ustawiamy się przed banerem i pozujemy przez parę chwil. Kiedy tak uśmiecham się do obiektywów zauważam małą, płaczącą dziewczynkę. Zastanawiam się, co jej jest.
- Mogę porozmawiać z tą dziewczynką? - pytam pana Josha.
- Nie teraz, zaraz zacznie się wywiad.
Robi mi się przykro ponieważ chcę wiedzieć, co jej jest. Jednak muszę posłusznie usiąść za stołem, uśmiechać się i odpowiadać na pytania tak, jak mi kazali.
Po godzinie przyszedł wreszcie czas na rozmowę z fanami. Od razu wstałam i podeszłam do tej małej blondyneczki w warkoczykach. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i zapytałam:
- Cześć, jestem Violetta. A ty jak masz na imię?
Mała nie odpowiedziała, ale ja się nie poddaję.
- Powiesz mi, dlaczego płaczesz? - proszę. Wtedy dziewczynka wykrzyknęła po hiszpańsku:
- Violetta! To na prawdę ty! - i rzuciła mi się na szyję. Zaśmiałam się i odwzajemniłam uścisk. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na swoim miejscu za stołem.
- A teraz mi powiesz, jak masz na imię?
- Mia - zachlipała dziewczynka.
- Dlaczego płaczesz, kochanie?
- Bo moje marzenie właśnie się spełnia.
Bardzo mnie to wzruszyło. Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i pocałowałam Mię w czoło.
- Wiesz co, jesteś taka śliczna, że musimy sobie zrobić zdjęcie, dobra? - pytam. Mała kiwa głową a ja wyciągam telefon. Pstrykam kilka fotek i chowam go spowrotem. Widzę, że dziennikarze także nas fotografują. Bawię się warkoczykami dziewczynki i zauważam, że się już rozpadają. Pożyczam od Martiny szczotkę i rozczesuję włosy małej, a następnie zaplatam jej dwa francuskie warkoczyki. Wygląda teraz tak słodziutko!
- Pora zaśpiewać! - krzyczy pan Mark. Wpadam na pewien pomysł.
- Chcesz zaśpiewać z nami? - pytam dziewczynkę. Kiwa główką, więc biorę mikrofon do ręki i chwytam ją za rękę. Śpiewamy Euforię z moimi przyjaciółmi a w ostatnim refrenie kucam przy małej i przystawiam do niej mikrofon. Mia tak ślicznie zaśpiewała. Przytulam ją i całuję na koniec.
Mnie mało kto tutaj zna, więc nikt nie podchodzi do mnie po zdjęcie czy autograf. Dzięki temu mogę dłużej rozmawiać z Mią. W pewnym momencie podeszła do mnie kobieta.
- Witaj Violetto, czy mogłabyś podpisać to zdjęcie dla Mii? - zapytała mnie. Pewnie to jej mama.
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem. Złożyłam podpis na moim zdjęciu z uśmiechem i podałam je kobiecie. Zauważyłam, że jest jakby trochę zmęczona, przygaszona, smutna. Może ma ciężką pracę albo po prostu zły dzień.
- Kochani, zapraszam was na obiad do knajpki Just Yummy - ogłasza pan Josh. Zbieramy się do wyjścia, ale mała nie chce mnie puścić. Pytam więc:
- Czy Mia może pójść z nami?
- A czy jej opiekunowie się na to zgodzą? - odpowiada pytaniem na pytanie pan Josh. Odwracam się w stronę kobiety.
- Nie będę mogła po nią przyjechać.
- Odwieziemy ją, proszę mi tylko podać adres.
- No dobrze - kobieta na szczęście się zgadza i podaje mi adres. Szczęśliwa biorę małą na ręce, żegnam się z panią i idę za przyjaciółmi. Przechodzimy spacerkiem do knajpki, tam jemy pyszny posiłek na powietrzu. W pewnej chwili przysiadł się do nas mój chłopak. Zaprzyjaźnił się z Mią, a ja poprosiłam Martinę, żeby zrobiła nam zdjęcie. Wyszło wspaniale, więc od razu wrzuciłam je na moje konto na Instagramie i ustawiłam jako ikonkę. Dodałam podpis: "Jeden uśmiech może zmienić wiele" i schowałam telefon.
- Ile masz lat? - zapytałam dziewczynkę.
- Siedem - odpowiedziała pijąc sok.
- No więc co chciałabyś porobić?
- Chce być z tobą cały czas i tyle wystarczy - odpowiada mała. Zakręciły mi się łzy w oczach i ponownie ją pocałowałam uradowana.
Na koniec dnia chcieliśmy się przejść ulicami miasta. Trzymałam małą za rękę i pokazaywałam jej to, co zwracało moją uwagę. Przechodziłyśmy obok sklepu z zabawkami, a ona przykleiła nosek do szyby wpatrując się w różowego, puchatego króliczka.
- Podoba ci się? - zapytałam.
- Mhm.
- Chodź - pociągnęłam ją za rękę i podeszłam do kasy.
- Przepraszam - zaczepiłam kasjerkę - chciałabym kupić tego króliczka.
- Kosztuje 7 dolarów - odpowiedziała. Zapłaciłam więc i podałam dziewczynce zabawkę. Ona się tak bardzo ucieszyła, że nazwała króliczka moim imieniem i rzuciła mi się na szyję. Jestem szczęśliwa, że uszczęśliwiłam kogoś innego.
Zaczęło się już ściemniać, więc musieliśmy odprowadzić Mię do domu. Na pożegnanie pocałowałam ją w policzek i obiecałam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Z niechęcią pozwoliłam jej odejść do starego, zniszczonego domku, ale jak widać nie ma lepszych warunków ani pieniędzy na nie. To smutne.
Wracaliśmy samochodem, a ja wciąż siedziałam smutna i zamyślona. Wysadzili mnie przed hotelem, ale postanowiłam się jeszcze kawałek przejść. Przekazałam cioci klucze do pokoju, wzięłam od niej ciepły, czarny sweter i ruszyłam samotnie ulicą.
Dręczy mnie świadomość, że niektórzy ludzie muszą żyć w takich warunkach jak Mia. To pewnie dlatego jej mama była taka przygnębiona. Myśl, że nie możesz zapewnić dziecku tego, czego by chciało musi być straszna. Cieszę się, że mogłam chociaż dzisiaj przyczynić się do jej uśmiechu. Takie wieczorne, samotne spacery zawsze dobrze wpływają na moje samopoczucie. Zastanawiam się, co zrobić, aby ludziom takim jak Mia i jej rodzina żyło się lepiej. Może by napisać jakąś piosenkę? To dobry plan. Na pewno coś wymyślę, ale teraz czas już wracać. No tak, tylko...gdzie ja jestem? Nie poznaję zupełnie tej ulicy. No pięknie. Zgubiłam się! I to na dodatek w nocy! To tak jak w moim śnie. Odwracam się i staram się złapać jakąś taksówkę, choć wątpię aby starczyło mi pieniędzy na dojazd. Ale nie udaje mi się, ponieważ zawsze ktoś jest ode mnie szybszy. W końcu się poddaję i odwracam się, chcąc usiąść i odpocząć. W tym momencie wpadam na kogoś z taką siłą, że oboje upadamy. No super, wpadłam na chłopaka, i to jeszcze ładnie pachnącego. Zaraz....ja skądś znam ten zapach...Chłopak pomaga mi wstać. Podnoszę głowę i dukam:
- Przepra...szam...
On zdjemuje kaptur i moim oczom ukazuje się...
- Leon?!